sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 10 "Pieprzę twoją przyjaźń"

Od Autora: Początek trochę wam namiesza w głowach ale trudno ;) Szybko jednak znajdziecie rozwiązanie ale chodziło mi o tą chwilę nie pewności.
Proszę, nie zabijcie Louisa po tym rozdziale :). Naprawdę bym się bardzo, bardzo cieszył gdybyście postanowili go ocalić. Ale taki był mój plan co do tego jednego zdarzenia i nie będę zmieniał moich pomysłów. Na dalsze rozdziały też mam pomysł tylko nie wiem jak to ubrać w słowa ale na 2 stronach zapisałem to co ma się wydarzyć do samego końca (te ważniejsze sytuacje). Napisałem też końcowy fragment ostatniego rozdziału i… cóż. Łatwe to nie było ale dałem radę bo naszła mnie wena.
Aha i dziękuje osobą komentującym ;) jesteście wspaniali!! Xx


Nie pewnym czy powinien to zrobić uchyliłem drzwi, znajdując się w dużym i przestronnym pokoju. Normalny człowiek najpierw zapukałby i zaczekał na „proszę” lub otwarcie drzwi ale działałem pod wpływem impulsu. Tak jakbym musiał to zrobić. Wprawdzie byłem tu już kilka razy, ale mimo wszystko czułem się dziwnie obco. Zdjąłem buty czując, że duszę się w nich i stawiając stopę na puchowym dywanie, zacząłem się rozglądać wokół. Serce biło mi tak mocno, że praktycznie czułem jak opuszcza moją klatkę piersiową. Głowa pulsowała mi od nadmiaru emocji i nie byłem do końca pewny czy zdaje sobie sprawę z tego co robię. Tak jakbym był pod wpływem jakiegoś narkotyku, chodź nigdy nic nie brałem z tego gówna. Starałem sobie wytłumaczyć to faktem, że w samochodzie musiało być zbyt gorąco i dopiero teraz odczuwałem tego oznaki. Proszę, niech się w końcu pojawi. Gdzie jest? Dlaczego nie tutaj? Mój stres jest zbyt silny aby dodatkowo go pogłębiać wyczekiwaniem.
- Louis?
Usłyszałem za sobą głos. Gwałtownie się odwróciłem. Przede mną znajdywał się Harry z zaskoczoną miną, chodź wcale nie zadzwoniłem, że odwołuje spotkanie. Wiedział, że przyjdę. Zanim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, kontynuował:
- Już myślałem, że nie przyjdziesz.
- Tak. – powiedziałem cicho, prawie nie słyszalnie.– Tak. – odchrząknąłem mówiąc to głośniej. – Coś się stało? Wydajesz się być nie zadowolony z mojej wizyty. – zauważyłem.
- Nie, to nie tak. Po prostu pomyślałem, że z Lisą masz już jakieś plany i nie wiesz jak mi o tym powiedzieć, więc umówiłem się z kimś…
- Och. – zdołałem tylko wykrztusić. „Z kimś”. Doskonale wiedziałem co to oznacza. – Nie będę wam w takim razie przeszkadzać. Bawcie się dobrze. – dodałem odwracając się na pięcie. Powinienem był wrócić do swojego pokoju a nie przychodzić do Harry’ego. Co mnie podkusiło?
- Nie, Louis to nie tak. – Harry podszedł do mnie i złapał za ramię, jednak gwałtownie się wyswobodziłem.
- Harry, nie jestem idiotą. Rozumiem co miałeś na myśli. Pójdę już. – mój ton był ostrzejszy niż się tego spodziewałem. Obawiałem się, że chłopak to zauważył. Tak też się stało. Momentalnie w jego oczach dostrzegłem iskierki rozbawienia.
- Przeszkadza ci to?
- To twoje życie, rób co chcesz. – I znów ten cholerny ton. Zupełnie tak jakby kiedyś coś nas łączyło a teraz każdy stara się żyć po swojemu, jednak nie wychodzi to nam.
- Louis, z tego co wiem ciebie i Lisę coś łączy więc podejrzewam, że nie byłaby zadowolona wiedząc, że jesteś zazdrosny o palanta bez serca, który pieprzy wszystko co się rusza. – powiedział z szerokim uśmiechem, ukazując swoje dołeczki. Westchnąłem. Miał rację. Między mną i Lisą coś jest, jeszcze nie wiem co, ale mam nadzieje dowiedzieć się tego w najbliższym czasie.
- Nie jestem zazdrosny. – sprostowałem jego słowa podwyższonym tonem.
- Ależ jesteś. – upierał się bezlitośnie.
- Nie. – zaprzeczyłem stanowczo. Harry przez moment mi się przypatrywał, tak jakby chcąc odkryć czy rzeczywiście mówię prawdę czy nie. W końcu kiwnął głową, mówiąc:
- Dobrze. W takim razie pozwól, że wrócę do Josha. Obiecał mi obciąganie jakiego jeszcze nie przeżyłem, więc gdybyś mógł to zostaw nas samych.
A potem z niedowierzaniem patrzyłem jak skierował się do swojego pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Na moment zaparło mi dech w piersiach i poczułem jak moje dłonie momentalnie się pocą. On naprawdę do niego poszedł. I w ogóle kto to kurwa ten Josh? Wprawdzie go nie znałem ale byłem pewny, że to nie zły dupek, który by go nie doceniał. Na pewno zależy mu tylko na seksie. A co jeśli znają się od dłuższego czasu i Harry chciał czegoś więcej ale Josh nie mógł mu tego zaoferować i dlatego był taki smutny w ostatnim czasie? Zrobiło mi się go żal. Nie zasłużył na takie traktowanie. Z drugiej strony to nie moja sprawa. Powinienem pójść do domu, do Lisy i wyznać jej swoje uczucia. Podążyłem w stronę drzwi wyjściowych. Złapałem za klamkę i pociągnąłem za nią, otwierając je. Jednak coś kazało mi tego nie robić. Kurwa.
Zdecydowanie nie powinien tam iść. I co powiem? „Przepraszam bardzo, że przeszkadzam w obciąganiu ale ten dupek nie zasłużył na ciebie i myślę, że powinieneś znaleźć kogoś kto pokocha ciebie a nie twojego kutasa”. Nie, nie, nie, nie. Harry znienawidziłby mnie do końca życia. Jednak nie mogłem wyjść z myślą, że oni tam są razem i … Nie. Nie rób sobie tego Louis.
Zamknąłem drzwi i odwróciłem się patrząc tępo w stronę jego pokoju. Chciałbym być teraz o kilka procent pewniejszy siebie. To by mi dużo dało. Swoją drogą Harry zachował się jak ostatni idiota na świecie. Najpierw mówi mi te wszystkie miłe rzeczy, a na końcu oddaje swoje ciało jakiemuś Joshowi. Co miał on czego nie miałem ja? Może jego charakter bardziej odpowiadał Harry’emu? Albo jest dobry w łóżku? Znając Stylesa najpewniej ta druga opcja. Wziąłem głęboki oddech.
Nie, to głupie. Wrócę do domu.
I nim się zorientowałem, co ja tak właściwie wyrabiam już naciskałem klamkę do jego pokoju i wszedłem tam z zamkniętymi oczami, nie chcąc zobaczyć nic nie właściwego. Byłem pewny, że usłyszę dzikie jęki wydobywające się z gardła Harry’ego ale powitała mnie tylko cisza a właściwie głos chłopaka:
- Długo ci to zajęło. W zasadzie byłem pewien, że powstrzymasz mnie tuż przed wejściem do pokoju.
Wtedy postanowiłem otworzyć oczy i ujrzałem Harry’ego, który leżał na łóżku, ubrany, z rękami podłożonymi pod głowę i przyglądał mi się uważnie. Rozejrzałem się wokół.
- Gdzie Josh? – zapytałem, nie mogąc go dostrzec. Zielonooki wzruszył ramionami.
- Wyparował.
Zmarszczyłem brwi.
- Co?
- Louis… – zaczął Harry zmieniając pozycję na siedzącą. – Naprawdę myślisz, że pieprzyłbym się z jakimś obcym chłopakiem? – nim zdążyłem odpowiedzieć kontynuował: - Zapytam inaczej: „Naprawdę myślisz, że gdyby tak było to powiedziałbym ci o tym?”
Milczałem przez krótką chwilę, aż w końcu potrząsnąłem głową.
- Nie wiem. Chyba nie. Czy to znaczy, że Josh nie istnieje? Wymyśliłeś go abym był zazdrosny?
- Nie. – Harry pokręcił głową. – Wymyśliłem go aby uświadomić ci, że jesteś zazdrosny.
- Nie jestem. – drążyłem nie przekonującym tonem. Nie chciało mi się już nawet silić. 
- Tak? – uniósł jedną brew. – To dlaczego wszedłeś do pokoju wiedząc, że mi obciąga? Chciałeś popatrzeć? – wstał z łóżka kierując się w moją stronę. – Podnieca cię widok pieprzących się gejów? – gdy stał dostatecznie blisko mnie, dotknął mojego policzka gładząc go. Dlaczego zachowuje się w ten sposób? Co mu zrobiłem? Przełknąłem z trudem ślinę. Czułem się osaczony. I najgorszy był fakt, że Harry’emu się to podobało.
- Przestań. – powiedziałem spokojnie i chicho. W moim głosie nie znajdywała się nawet nuta stanowczości i Harry zdawał sobie z tego sprawę, dlatego posunął się o krok na przód i drugą dłoń ułożył płasko na moim lewym policzku. Popatrzył mi prosto w oczy i przestał gładzić mój policzek, ale tylko po to, aby odgarnąć włosy z mojego czoła, które zasłaniały mi pole widzenia.
- Jesteś taki piękny. – powiedział szeptem.
- Naprawdę przestań. – tym razem mój głos był wyższy i bardziej pewny siebie.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? – zadał kolejne pytanie, nim jego usta zbliżyły się do kącika moich ust muskając je krótko ale z czułością. Cały się spiąłem i czułem, że jestem jak z kamienia. Nawet gdybym chciał, to nie byłbym w stanie odepchnąć Harry’ego.
- Tak. – potwierdziłem. Czułem, że chciał mnie pocałować i zrobiłby to, ale czekał na moje pozwolenie, które się niestety nie pojawiło.
- Lisie pozwoliłeś się pocałować. – stwierdził zabierając dłoń z mojego policzka i cofnął się o krok obserwując mnie.
- Bo jest dziewczyną.
- Więc mam zmienić płeć? – prychnął pod nosem.
- Możemy być przyjaciółmi… - po tych słowach ugryzłem się w język. To nie zabrzmiało dobrze, szczególnie w takiej chwili. Poczułem, że tym zdaniem wbiłem mu sztylet prosto w serce, ponieważ spuścił głowę i westchnął.
 - Pieprzę twoją przyjaźń. Idź już sobie. – powiedział to nad wyraz spokojnie. Tak jakby mówił o tym, co jadł rano na śniadanie. Był smutny i zły. Wiedziałem to na pewno.
- Harry…
Jednak on machnął tylko nie dbale dłonią. Położył się na łóżku i spojrzał w sufit, kompletnie już nie zwracając na mnie uwagi. Gapiłem się na niego dopóki nie powiedział:
- Możesz mnie zostawić samego? – jego ton był pokryty irytacją i złością. Podszedłem do jego łóżka i usiadłem na brzegu tak, aby nie znajdywać się zbyt blisko niego. – Jesteś głuchy? Mam powtórzyć?
Nie zwracałem uwagi na to co mówił, ponieważ wiedziałem, że był zły i na jego miejscu na pewno też byłbym. Nie rozumiałem tylko dlaczego chciał mnie pocałować? Gdyby chciał się ze mną przespać mimo wszystko, to nie byłby taki delikatny w stosunku do mnie. A jednak wszystko robił z czułością i troską. Teraz ja odgarnąłem nie sforne loki, które wpadały mu do oczu. Harry spojrzał na mnie zaskoczony, tym niespodziewanym gestem.
- Nie chciałem cię zranić ale…
Niespodziewanie przerwał mi Harry, który podniósł głowę i energicznie złączył nasze usta. Na początku cały zesztywniałem, ponieważ nie spodziewałem się takiej reakcji. Jednak gdy przygryzł lekko moją dolną wargę, postanowiłem oddać pocałunek. Najpierw nieśmiało a potem coraz łapczywiej zaczęliśmy się całować. Chłopak wysunął język liżąc moją dolną wargę, na co cicho jęknąłem. Kąciki jego ust uniosły się ku górze ale nie zaprzestał mnie całować. Obie dłonie wsadził w moje włosy, podczas gdy ja swoje, opierałem na jego ramionach. W tamtej chwili naprawdę tego chciałem i nie obchodziły mnie konsekwencje. To było zupełnie coś innego niż z Lisą. Ona była delikatna  aż za bardzo, a Harry miał w sobie coś mocnego i stanowczego, co sprawiało, że chciałem więcej i więcej. Nie mam pojęcia kiedy ale nagle poczułem, że mój penis daje o sobie znać. Jeszcze chwila a stanąłby mi, a za wszelką cenę chciałem uniknąć takiej sytuacji. Poczułem jak Harry powoli zaczął zjeżdżać w dół ustami, kreśląc językiem mokre ślady na mojej skórze, aż dotarł do szyi. To było tak przyjemne, że nie chciałem tego przerywać. Najwolniej jak umiałem zsunąłem dłonie z jego ramion na klatkę piersiową i energicznie go od siebie odepchnąłem. Harry to źle zrozumiał, ponieważ rzucił:
- Nie wiedziałem, że jesteś w łóżku taki agresywny. Podoba mi się to. – uśmiechnął się szeroko, ale był to uśmiech tak uroczy, że czułem się w tym momencie jak ostatni palant na świecie.
- Nie jestem agresywny i nie chce agresywnego seksu. – powiedziałem stanowczo.
- W porządku. Możemy się kochać powoli i delikatnie. Najważniejsze, że ty jesteś tutaj ze mną.
Przymknąłem na moment oczy a gdy je otworzyłem powiedziałem:
- Nie chce w ogóle uprawiać z tobą seksu. – starałem się aby mój ton był spokojny i opanowany ale ten idiota nic nie rozumiał!
- Więc możemy się tylko całować i poprzytulać. – po tych słowach ponownie zbliżył swoją głowę do mojej w celu pocałowania mnie,  ale odchyliłem się gwałtownie, tak jak ostatnio na kanapie gdy oglądaliśmy wspólnie film.
- Nie chce się z tobą ani całować ani przytulać!  - krzyknąłem głośno tak aby zrozumiał to.
- Lou spokojnie… - Harry był wyraźnie zdziwiony moim wybuchem.
- Jak mam być spokojny kiedy nie rozumiesz, że nie jestem takim pedałem jak ty! – wrzasnąłem zrywając się z łóżka. – Jest tyle innych chłopaków, dlaczego nie zajmiesz się ssaniem ich kutasów? Masz w końcu w tym wprawę!
- A nie przyszło ci do głowy, że ten pedał może nie chce innych chłopaków? – Harry starał się mówić spokojnie ale głos mu drżał i miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Tym bardziej, iż oczy zaczęły mu się szklić.
- Cóż, to nie mój problem. Ty urodziłeś się ciotą, ja nie. To nas różni. – powiedziałem już bez wrzasków i opuściłem jego pokój, nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
Gdy schodziłem po schodach miałem wrażenie, że jego uczucia mnie już nie obchodzą. Ale gdy wyszedłem na świeże powietrze przed oczami stanął mi jego obraz. Smutnego i załamanego. Potem przypomniałem sobie jego słowa: „Najważniejsze, że ty jesteś tutaj ze mną a nie ktoś inny” i poczułem, że zaraz się rozpłacze. Zraniłem go.  Zraniłem chodź nie chciałem. Pozwoliłem mu się pocałować bo czułem, że Harry tego chce a był ostatnio dla mnie taki miły, że byłem mu coś winny ale kompletnie spanikowałem, gdy zdałem sobie sprawę, że zaczynam coś czuć. To uczucie było dziwne. Takie niespotykane i nowe dla mnie. Nawet przy Lisie czegoś takiego nie doświadczyłem. Moje serce mocniej zaczęło bić, a dłonie momentalnie się spociły. Nie wiedziałem tylko, co to oznacza ale jednego byłem pewien: podobało to mi się. I to było złe. Nie powinno to mi się podobać bo nie jestem gejem! Nie mam nic przeciwko nim, ale ja nie chcę mieć chłopaka.
Przytrzymałem się słupa, gdy czułem, że zaraz zemdleję ale tak się nie stało. Za to zacząłem się trząść, chodź nie było zimno. Moje oczy zaczęły piec a po chwili uleciało kilka łez. Nie zwracałem nawet na nie uwagi. Czułem się jak ostatni śmieć. Nazwałem go „pedałem”, „ciotą” i tak jakby „dziwką”.
Nie miałem racji. To nie Harry jest dupkiem tylko ja.
                                                                       ***
Gdy wróciłem do domu, spojrzałem na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła 23:00. Cholera, na pewno wszyscy już śpią. Żałowałem, że poszedłem do Harry’ego. To była najgorsza decyzja w całym moim życiu. Nie powinienem mówić tych wszystkich słów ani tym bardziej pozwolić aby mnie pocałował. W chwili gdy zdałem sobie sprawę, że chce to zrobić mogłem uciec z jego domu. Jednak ja – idiota zostałem.
Ściągnąłem buty i starałem się pójść jak najciszej do mojego pokoju. Jednak gdy przechodziłem obok salonu, zauważyłem małą szparę z której wylewało się nikłe światło. Ktoś musiał tam być. Przygryzłem wargę zastanawiając czy mam tam wejść. Byłem prawie pewien, że to będzie kolejna zła decyzja w moim życiu ale wrodzona ciekawość zwyciężyła. Otworzyłem na oścież drzwi i po chwili znalazłem się w środku. Małym światłem okazała się być lampka, która stała na małym stoliku obok kanapy. Na niej znów siedział Niall. Był zamyślony. Okrążyłem siedzenie i znalazłem się naprzeciwko chłopaka. W pierwszym momencie mnie nie zauważył, a gdy to zrobił zamrugał szybko oczami mówiąc:
- Oo cześć Louis. Nie zauważyłem cię.
Kiwnąłem głową po czym usiadłem obok niego.
- Dlaczego nie śpisz?
- Nie mogę. – wyznał spuszczając głowę. – Mam problem.
- Powiedz. Może pomogę ci go rozwiązać.
- Mógłbyś ale nie sądzę abyś chciał. – powiedział z ciężkim westchnieniem. – Muszę sobie poradzić z tym sam.
- Niall, teraz martwię się, że to coś poważnego. Nie usnę. Chcesz żebym nie usnął? – powiedziałem udając oburzenie. Blondyn roześmiał się kręcąc głową.
- Jutro mam randkę. – wyrzucił z siebie. – I nie wiem co mam zrobić.
- Iść na nią? – podsunąłem pomysł, uśmiechając się. Niall lekko trącił mnie łokciem. 
- Chodzi mi o to co będziemy tam robić.
- W sensie nie wiesz gdzie ją zabrać?
Niall potrzasnął głową.
- Wiem gdzie mam go zabrać… - po tych słowach zapewne ugryzł się w język i zamilkł. Zmarszczyłem brwi.
- Go?
Niall wziął głęboko oddech.
- Tak. Go. To chłopak. Masz zamiar mnie oceniać? – rzucił mi groźne spojrzenie. Potrzasnąłem głową. Musiałbym być nie złym hipokrytą aby krytykować blondyna za to, że idzie na randkę z chłopakiem po tym jak sam całowałem się z jednym. Nie chciałem mu jednak o tym mówić. W ogóle nie chciałem aby ktokolwiek o tym wiedział. Harry to temat zamknięty. On chce czegoś więcej a ja mu tego nie mogę dać bo pociągają mnie dziewczyny.
- Dla mnie w porządku. Nie wiedziałem tylko, że jesteś… - przełknąłem ślinę, gdyż to słowo kojarzy mi się od godziny jeszcze gorzej niż wcześniej. – Gejem. – dokończyłem.
- Nie jestem. – zaprzeczył potrząsając głową. – Ale chciałem spróbować. Jeśli wiesz o co mi chodzi. Aby sprawdzić czy rzeczywiście jestem stuprocentowym hetero.
- Po co? – wzruszyłem ramionami nie bardzo rozumiejąc jego toku myślenia.
- Wiesz, zawsze myślałem, że pociągają mnie dziewczyny, ale gdy zobaczyłem w szkole Billa zacząłem mieć wątpliwości bo spodobał mi się a potem on zaproponował spotkanie więc się zgodziłem. – wyznał a do mnie zaczynało powoli docierać, że Niall miał rację. Przecież ze mną było prawie tak samo. – Jednak chodzi o to, że … - przełknął ślinę. – No wiesz ja nigdy…
- Tak? – uniosłem do góry jedną brew obserwując go uważnie. Niall przygryzł wargę po czym odpowiedział:
- Nie całowałem się.
- Och. – wyrwało mi się. Nie chciałem być nie grzeczny czy coś. Ale Niall wydawał mi się osobą, która ma to już przeżycie za sobą, zresztą byłem w stanie uwierzyć, że nie tylko tego doświadczył. – Masz… 17 lat? – strzelałem. Blondyn kiwnął głową. – Nie martw się. Bill nie musi o tym wiedzieć. A nie sądzę aby cię wypytywał o takie rzeczy na pierwszej randce. 
- Wiem ale… no wiesz… - Niallowi najwyraźniej nie chciało przejść przez gardło to, co zamierzał powiedzieć. – A jak Bill zechce mnie pocałować pod koniec randki? – spytał prawie szeptem. -  Nie wiem jak to się robi.
- Najważniejsze jest to abyś się rozluźnił i za dużo o tym nie myślał. Po prostu dał ponieść sytuacji. – powiedziałem, chodź sam nie stosowałem się do własnych rad.
- Wiem ale… Louis, ja nie umiem. – spuścił głowę i zanim zdążyłem coś powiedzieć wstał z kanapy mówiąc: - Odwołam randkę. To się nie uda.
Pierwszy raz zobaczyłem w nim wrażliwego i zagubionego chłopaka. Nie był taki jak przy rodzicach czy Lisie. Szalony i pełny życia. Myślę, że właśnie teraz był sobą. Nie wiem co mnie do tego skłoniło ale złapałem go za dłoń i pociągając lekko z powrotem usadziłem na kanapie. Niall westchnął.
- Uda się a ty pójdziesz na randkę. – zapewniłem go. – Spójrz na mnie. – poleciłem, co chłopak niechętnie wykonał. Widziałem, że był rozczarowany i nie sądził, że uda mi się coś poradzić na jego problem. Położyłem dłonie na jego obu policzkach i patrzyłem jak otworzył usta aby coś powiedzieć ale zanim zdążył, rzekłem: - Rozluźnij się i daj się ponieść sytuacji. – to były moje ostatnie słowa nim moje usta nie dotknęły jego. Wyczułem jak zesztywniał. Tak samo jak ja gdy pocałował mnie Harry. Nie spodziewał się tego. Cóż, jest nas dwóch. Nie sądziłem, że byłbym w stanie zrobić takie coś z własnej woli. Zagryzłem jego dolną wargę, co Niallowi chyba się spodobało bo nie protestował a wręcz przeciwnie. Odwzajemnił pocałunek. Trwaliśmy w tym stanie przez chwilę. A ja, chodź bardzo tego nie chciałem, wyobraziłem sobie, że Niall to Harry i to jego całuje. Momentalnie przypomniało mi się sposób w jaki gładził mój policzek albo jak bawił się moimi włosami. Usta Nialla były jednak zupełnie inne, więc nie mogłem sobie tego wyobrazić na tyle na ile bym chciał. Blondyn trzymał ręce przy sobie zapewne bojąc się zrobić z nimi coś więcej.
Nagle oderwałem się od niego. Zdałem sobie sprawę, że zupełnie nic nie poczułem podczas tego przeżycia. To nie możliwe abym był gejem, prawda? Bo gdyby tak było, to podniecił bym się chociaż trochę, a tutaj nie czułem zupełnie nic. Podczas pocałunku z Harrym dostałem prawie erekcji a z Niallem… nawet w połowie nie odczuwałem tej ekscytacji. Co jest ze mną nie tak? Czy Harry to jedyna osoba, która tak na mnie działa? To nie fair.
- Wow. To było… - zaczął Niall nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
- Wiem. – powiedziałem kiwając głową, jednak nie byłem szczęśliwy. A powinienem. Wreszcie uwolniłem się od Harry’ego. Nie sądzę aby chciał ze mną rozmawiać po tym co mu powiedziałem. Zadałem mu ból. Wielki ból.
- Masz w tym wprawę. – pochwalił mnie. – Przyznaj się: na kim ćwiczyłeś?
Wzruszyłem ramionami.
- Na nikim ważnym. – odpowiedziałem wstając z kanapy. – Miłej randki. – rzuciłem na odchodne  i wyszedłem z salonu kierując się na górę.
Nienawidziłem siebie za to co powiedziałem Harry’emu. Ale nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że mogę być… inny. Bo nie jestem. Lisa naprawdę mi się podoba, a  Harrym znów działa na mnie jak magnez. Skąd mam wiedzieć czym jest miłość skoro nigdy jej nie doświadczyłem?
Nie mogę więc być pewien.
Kocham go 

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 9 "Co nas właściwie teraz łączy?"

Od Autora: Szczerze to zauważyłem, że większość z was skupia się na relacji harry’ego i louisa i tego czy harry kocha louisa czy nie albo kiedy louis odkryje, że jest gejem?
Mam wrażenie jakby co niektórzy nie czytali myśli Lou. Przecież on tam dokładnie wszystko opisuje. Swoją przeszłość, uczucia i tym podobne. Więc na tym powinniście się skupić i „uciekł przed niechcianą miłością”. O tym będzie jeszcze kawałek pod koniec ff. Aha i podpowiem, że dwie osoby  w tym ff nie zachowują się do końca fair (jedna bardziej od drugiej), jedna osoba trochę się pogubi a właściwie zgubią tą osobę uczucia a jeszcze inna zostanie trochę zmanipulowana (nie i to nie ta osoba, która wam przyszła pierwsza na myśl). Także przy końcówce planuje trochę smutku, kłótni i ogólnie zagmatwania.
Myślę, jak by to zrobić aby jednej osoby nie stawiać w AŻ  takim złym świetle i jakoś muszę to sobie obmyśleć J.
Zwróćcie też uwagę na poznanie Harry’ego i Lou.
W ogóle wiecie, że na półtorej strony zapisałem cały przebieg kolejnych wydarzeń? Jezu. I tak, bardzo chce abyście po przeczytaniu ostatniego rozdziału napisali, że się popłakaliście ze wzruszenia ;). Trochę głupie marzenie haha wiem. Dobra nie zanudzam :) Dzisiaj bez muzyki gdyż nie mogłem znaleźć odpowiedniej, sorrrrrki.


Nad ranem zerwałem się praktycznie sprintem z łóżka, ponieważ przypomniało mi się o bardzo ważnej rzeczy, którą zapomniałem zrobić. A mianowicie – zadzwonić do Lisy i poinformować ją, że zostaje na noc u Harry’ego. I to nie jest tak, że chodziło mi tylko o nią. Na pewno cała rodzina Horanów się martwiła chyba, że nawet nie zauważyli mojego zniknięcia, gdyż i tak przez większość czasu nie rozmawiałem z nimi. Zacząłem rozpaczliwie szukać mojego telefonu. Cholera, gdzie go mogłem posiać? Lisa pewnie dzwoniła do mnie z 10 razy. Biedna, pewnie się martwiła, nadal martwi. Jak mogłem jej zrobić takie coś? A może pomyślała, że nie chciałem z nią chodzić, dlatego postanowiłem uciec? To nie wyglądało naprawdę dobrze. Najpierw się całujemy, potem ona daje mi buziaka w policzek a na końcu ja znikam, nie odbierając nawet telefonu.
- Telefon jest na komodzie. – odezwał się Harry nalewając do szklanki soku. Spojrzałem w jego stronę zaskoczony. Stał do mnie tyłem i nie mógł widzieć mojej reakcji a mimo to wyjaśnił: - Mam uwierzyć, że wstałeś o 8:00 rano bez powodu? – roześmiał się. – Hm, jak to wygląda? Nocujesz u napalonego chłopaka, który wykorzystuje takich bezbronnych chłopców jak ty i nie informujesz nawet nikogo gdzie jesteś…
Wywróciłem oczami. Ale miał rację. Zasłużyłem sobie na ten sarkazm. Nie powinienem osądzać książki po okładce. Byłem zbyt powierzchowny w jego wypadku. Nie pomyliłem się jednak nazywając go „aroganckim dupkiem”. To akurat jest prawdą.
Podbiegłem więc szybko do komody i odblokowałem telefon. Jakież było moje zdziwienie gdy zobaczyłem, iż nikt do mnie nie dzwonił! Naprawdę wchodziłem i wychodziłem w nieodebrane połączenia jak idiota, myśląc, że może się nie odświeżyło?
- Nie wierzę. – mruknąłem do siebie.
- Co, Lisa nie martwiła tak bardzo jak myślałeś? – powiedział upijając sok ze szklanki i opierając się o tył kanapy. Milczałem. Nie chciałem aby miał satysfakcję. Chociaż i tak się już domyślił. Po co to ukrywać?
- Ciesz się. Lisie na pewno na mnie nie zależy albo uważa, że nasz pocałunek to był błąd. – odpowiedziałem odkładając telefon tam gdzie był tyle, że prawie nim rzuciłem. Komórka o mało co nie zleciała z komody ale nie obchodziło mnie to, byłem wściekły. Harry trzymał usta w szklance chcąc napić się kolejny raz ale zatrzymał się. Wyjął z niej wargi i zapytał odchrząkując:
- Całowaliście się?
- Taa. – mruknąłem opadając na kanapę. – We francuskim ogrodzie. Było wspaniale ale teraz okazuje się, że chyba nie do końca. Cholera. Jak to jest, że była pierwszą osobą w której czułem, że mogę się zakochać i okazuje się, że moje uczucia najwyraźniej były jednostronne. Byłeś kiedyś w takiej sytuacji? – spojrzałem na Harry’ego, który otworzył usta aby odpowiedzieć ale przerwałem mu. – Pewnie nie. Kto by ciebie nie chciał?
Chłopak roześmiał się krótko, jednak był to śmiech gorzki.
- Nie masz pojęcia jak bardzo się mylisz.
Zmarszczyłem brwi.
- Czyli byłeś w takiej sytuacji? Jak sobie poradziłeś? – popatrzyłem na niego z zainteresowaniem. Harry wzruszył ramionami.
- Nie da się poradzić z taką sytuacją. – odparł a w jego głosie wyczułem… smutek? Chyba rzeczywiście przytrafiło mu się coś takiego. – Po prostu wtedy cierpisz. A im bardziej czujesz, że zakochujesz się w danej osobie tym twoje cierpienie wzrasta.
- Dzięki. – westchnąłem. – To bardzo poprawiło mój humor.
- Są jeszcze inne sposoby. – powiedział, okrążając kanapę i odstawiając szklankę po pustym soku na stolik po czym usiadł obok mnie.
- Jakie?
- Seks. – odpowiedział to tak beztrosko i lekko jakby opowiadał o zabawnej historii ze swojego życia. Starałem się znów nie zarumienić, chodź było to trudne, zważywszy na fakt, że byłem chyba jedynym 20 – letnim chłopakiem, który tak reagował na to słowo.
- Ty próbowałeś? Podziałało?
- Nie. – potrzasnął głową. – Nigdy nie próbowałem ale słyszałem, że aby o kimś zapomnieć trzeba się przespać z kimś innym. Nie mówię, że ty masz tak zrobić ale gdyby twoje cierpienie było tak duże, że nie umiałbyś sobie z nim poradzić to wiesz gdzie mnie szukać. – puścił mi oczko i wstając z kanapy pochwycił szklankę kierując się z powrotem w stronę kuchni. Nie wiedziałem czy mówił to na poważnie czy żartował?
                                                                       ***
Gdy wróciłem do domu byłem i jednocześnie zły i smutny. Coś głupiego sobie ubzdurałem i myślałem, że to jest prawdą a gdy okazało się na odwrót mam pretensje, i to do kogo? Do Lisy. Wiem to nie jej wina, że zupełnie się mną nie przejmuje ale dlaczego w takim razie mnie pocałowała? To nie miało sensu i miałem nadzieje, że jest na to inne wytłumaczenie. Skierowałem się w stronę schodów, ponieważ chciałem zaszyć się  w moim pokoju i już więcej z niego nie wychodzić. Jednak zatrzymał mnie czyiś głos:
- O mój boże, Louis! Nareszcie jesteś! – Lisa rzuciła mi się na szyję a ja przez pierwsze sekundy byłem tak zaskoczony, iż nawet jej nie objąłem. Dopiero potem zacisnąłem ręce wokół jej pasa. – Tak się martwiłam a nie mogłam do ciebie zadzwonić, ponieważ nie mam twojego numeru. Rodzice wprawdzie mówili, że na pewno wszystko jest z tobą w porządku i przenocowałeś u jakiegoś kolegi.
Skarciłem się w myślach. No tak! Ja też nie miałem jej numeru. Więc jakim cudem miałbym do niej zadzwonić? Nawet gdybym nie zapomniał?
- Tak to prawda. Byłem u Harry’ego. – odpowiedziałem. Lisa oderwała się ode mnie, przyglądając mi się uważnie z nie odgadnionym spojrzeniem. Przez chwilę milczała.
- U Harry’ego? – zdziwiła się. – Nienawidzicie się.
- Nienawidziliśmy. – sprostowałem. – Wczoraj odkryłem jego stronę o której nie miałem pojęcia. Gdy chce potrafi być czuły i troskliwy. Po za tym okazało się, że oboje mamy ten sam ulubiony film. No i jego szczerość potrafi być na swój sposób zabawna. W ogóle wiedziałaś, że podobają mu się we mnie aż 4 rzeczy? Nikt nigdy nie powiedział mi aż tylu komplementów. A żebyś widziała jak wkręcił swoją sąsiadkę, ze widział jej wnuczka z innym mężczyzną. – uśmiechnąłem się na samo wspomnienie. Lisa roześmiała się.
- Jeszcze chwila a pomyślę, ze jesteś w nim zakochany. – powiedziała wesoło.
- Co? – pisnąłem prawie jak mała dziewczynka.
- Przepraszam ale nawet moi rodzice nie opowiadają o mnie z takim przejęciem i pasją.
Prychnąłem pod nosem. Nawet gdybym zdecydował się być gejem to nie mógłbym pokochać Harry’ego, ponieważ jest osobą o strasznie trudnym charakterze i jestem pewien, że po kilku tygodniach miałbym go dosyć i z nim zerwał.
- Wydaje mi się, że nie jesteśmy nawet przyjaciółmi. – powiedziałem szybko, gdyż nie chciałem kolejnych „oskarżeń” ze strony Lisy. – Mieliśmy zadanie do wykonania, to wszystko.
Zanim dziewczyna zdążyła coś odpowiedzieć, nadszedł Niall. Postanowiłem go ubiegnąć i rzekłem:
- Tak, tak żyje. Byłem u Harry’ego i niestety zapomniałem zadzwonić. Przepraszam.
- Nie ma sprawy. – odparł beztrosko i tak jakby się w ogóle tym nie przejął. Potem spojrzał podekscytowany na swoją siostrę i krzyknął: - Jedziemy na plażę! Pakujcie się!
Byłem totalnie wykończony i chciałem się położyć spać. Znowu się nie wyspałem, gdyż zerwałem się wcześnie z łóżka. Jednak nie chciałem marudzić. Nie dawałem znaku o sobie przez całą noc. Jakby to wyglądało gdybym teraz jeszcze nie chciał z nimi jechać? Lisa nie była chyba zachwycona tym pomysłem, w przeciwieństwie do jej brata, który miałem wrażenie, że zaraz oszaleje ze szczęścia. Nie miałem pojęcia, że zwykłe wyjście na plaże może być tak ekscytujące.
                                                                       ***
Przyznaje. Spakowałem zdecydowanie za dużo rzeczy. To tylko piach i woda. Nie potrzebuje całego zestawu. A zachowywałem się tak jakbym wyjeżdżał gdzieś na cały tydzień. Podczas gdy inni mieli ze sobą małe torebki jak na przykład pani Horan i Lisa lub nic jak Niall i pan Horan, ja miałem dużą torbę przewieszoną przez ramię, która dodatkowo była bardzo ciężka. Spakowałem tylko olejek do opalania, kostium, ręcznik, parę kanapek, wodę, telefon i klapki. To naprawdę nie wiele.
- Wybierasz się na biwak czy na plażę? – zażartowała pani Horan stojąc w holu i patrząc na mnie, schodzącego z góry z moim bagażem.
- Te rzeczy są mi naprawdę potrzebne. – wytłumaczyłem się. Kobieta kiwnęła głową, ze zrozumieniem. Jednak miałem wrażenie, że nie do końca tak było. Pan Horan czekał na nas w aucie a Lisa i Niall dołączyli po chwili. Pani Horan siedziała z przodu obok swojego męża a my z tyłu. Ja zajmowałem miejsce przy oknie a obok mnie w środku, siedziała Lisa. Niestety tylko ja zapiąłem pasy. Jak widać jestem jedyną osobą, która dba o bezpieczeństwo. Blondyn trochę żartował mówiąc, że jego tata jest dobrym kierowcą i nie doprowadzi od razu do wypadku samochodowego. Nie chciałem jednak ryzykować. Chcę jeszcze zobaczyć mamę, siostry i… mojego przyjaciela. Nawet gdyby to miała być najbardziej bolesna rzecz w całym moim życiu.
- Louis, gdzie podziewałeś się całą noc? – zapytała z uśmiechem kobieta, spoglądając na mnie w lusterku. Westchnąłem. Nie chciałem zwierzać się z tego wszystkim.
- Byłem u… - urwałem nie wiedząc czy powiedzieć „kolegi”, „znajomego” czy „przyjaciela”. – Harry’ego. – dokończyłem po chwili.
- A kto to znów ten Harry? – zadała kolejne pytanie.
- Fajny? – odezwał się niespodziewanie Niall. Wszystkie spojrzenia skierowały się w jego stronę. Nie dostał go tylko od swojego ojca, ponieważ tamten musiał patrzeć na drogę. Nasza trójka a właściwie czwórka była zaskoczona jego pytaniem.
- Um, nie wiem. Zależy co masz na myśli mówiąc to. – odpowiedziałem najbezpieczniej. – Po za tym dla mnie może być totalnym idiotą a dla ciebie okazać się całkiem w porządku.
- Żartujesz? – Lisa posłała mi niedowierzające spojrzenie. – Jesteś nim totalne oczarowany. – dodała szturchając mnie po przyjacielsku w ramię. Niall zagwizdał, co mnie się nie spodobało. Czy możemy skończyć temat Harry’ego i mojego domniemanego zauroczenia nim? Wiem, że to żarty ale mimo wszystko nie odpowiadało mi to. Miałem swoje powody i moimi powodami był fakt, że dwa razy nogi mi się uginały od dotyku jego ciała. Nienawidziłem jak stawał za mną i opierał się o mnie. To nie było w porządku.
- Ma kogoś? – Niall nadal drążył temat. Jego mama odwróciła się w jego stronę na moment, odsuwając przeciwsłoneczne okulary i posyłając mu zdziwione spojrzenie. – No co? Tylko pytam. – wzruszył ramionami.
- Nie. – potrzasnąłem głową ze śmiechem. – Harry nie jest stworzony do bycia w związku. To znaczy… - urwałem. – Tak mi się wydaje.
Ciągle zapominam, że powinienem przestać myśleć o nim jako o podrywaczu bez serca. Ale jak mam to zrobić jak on nie ma do mnie na tyle zaufania aby wyznać mi prawdę? To trudne. Oceniłem go zbyt szybko i teraz trudno mi się pozbyć tej wizji. Cały czas widzę go w klubie w brudnej toalecie z jakimś mężczyzną. I za każdym razem gdy go widzę, zastanawiam się jak taki chłopak może to robić? Gdyby chciał mógłby mieć każdego. Ale nie byłem pewny czy to prawda. Może lubił imprezować bez bzykania się z przypadkowymi kolesiami?
- Po czym wnosisz? – kolejne pytanie zadała Lisa. Chciałem krzyknąć „Dość! Koniec jego tematu!” ale nie mogłem, tym bardziej, że pytała o to właśnie ona.
- Jest arogancki i bezczelny. Nie liczy się z moim zdaniem i narzuca własne.
- Synku, wybacz ale to za mało aby wydawać takie osądy. – powiedział pan Horan.
- No właśnie. – wtrąciła znów Lisa. – Powiedziałeś, że potrafi być czuły i troskliwy. Ma dwie strony. Tylko od niego zależy komu którą pokaże.
Zastanowiłem się nad tym. Na początku widziałem tylko tą gorszą. Dopiero później zauważyłem tą lepszą. Lisa miała rację. Wkurzałem Harry’ego, dlatego nie silił się aby być dla mnie miłym. Dopiero gdy chyba także zmienił o mnie zdanie pokusił się aby pokazać mi prawdziwego siebie a nie tego, którym jest na co dzień.
Widziałem jak Niall chciał jeszcze coś powiedzieć ale pan Horan włączył radio. Czy to była piosenka Miley Cyrus? Chyba „Wrecking ball?” W każdym razie cała rodzinka zaczęła ją śpiewać. Tak, chyba już nie muszę pytać kto jest ich idolem. Tak samo wyzwoleni jak ona. Idealnie by do siebie pasowali. Czułem się w tej chwili jak piąte koło u wozu. Wprawdzie Lisa powiedziała abym się przyłączył do nich ale skłamałem, że nie znam tekstu. Błagam, każdy zna nawet refren. To najczęściej puszczana piosenka świata. Nie lubiłem jednak swojego głosu. Był zbyt piskliwy. Zastanawiałem się czy Harry’emu odpowiada. Nie powiedział, że podoba mu się mój glos więc może uważa tak samo jak ja? Nie chciałem w to wierzyć, ponieważ jego komplementy podwyższyły mi samoocenę a teraz mogła diametralnie spaść, gdybym się dowiedział, że także nie jest fanem mojego głosu.
                                                                       ***
Gdy dojechaliśmy na miejsce, odpiąłem pasy i czekałem aż każdy wysiądzie z auta, tak abym się mógł w spokoju przebrać. Jednak pani Horan zainteresowała się tym, dlaczego cały czas siedzę na swoim miejscu. Musiałem wyznać jej prawdę, chodź przyszło mi to z trudem. Jestem nieśmiałym i zakompleksionym 20 – latkiem, czyli gatunkiem na wyginięciu. Było mi podwójnie wstyd z tego powodu.
Kobieta w odpowiedzi głośno się roześmiała a ja nie wiedziałem dlaczego? Nie można się przebrać w samochodzie? To jakaś zbrodnia?
- Louis, nie wygłupiaj się. – powiedziała.
- Ale ja widzę, ze nie ma gdzie się przebrać a nie chcę tego robić przy obcych ludziach. – odparłem i skarciłem się za to, że nie założyłem kąpielówek pod zwykłe ubranie. Jestem czasem taki bez myślny. Zupełnie jak dziecko. Lisa, która przyglądała się całej tej sytuacji otworzyła drzwiczki od auta i powiedziała szeptem:
- Nie chcę cię martwić ale to plaża nudystów.
Na początku nie dotarły do mnie jej słowa. Dopiero po chwili załapałem to, co do mnie powiedziała. Plaża nudystów, plaża nudystów, plaża nudystów. Tam wszyscy chodzą nago, prawda? A może nie? Może coś pomieszałem? Jezu, nic nie pomieszałem. Tam naprawdę wszyscy chodzą nago. Zakryłem twarz w dłoniach, nie chcąc wierzyć, że to prawda. Przyjechałem z własnej woli na plaże nudystów? Wprawdzie nie wiedziałem o tym ale powinienem jakoś to wyczuć.
- Nie rób fochów, Louis. Wysiadaj. – powiedziała stanowczo pani Horan i ściągnęła bluzkę. Nie chciałem jej oglądać nawet w staniku a co dopiero bez. Znowu. Coś strasznego. Potrzasnąłem jednak przecząco głową i posłałem Lisie błagalne spojrzenie. Miałem nadzieje, że coś z tym zrobi.
- Na początku mogłeś być nami nieco onieśmielony, ale teraz spędziłeś w naszym towarzystwie nieco więcej czasu i wiesz czego się można po nas spodziewać. Nie musisz zdejmować kąpielówek. Ale chodź tam, proszę. – nalegała Lisa. Naprawdę, nie tego się po niej spodziewałem. Myślałem, że jakoś zrozumie tak jak za pierwszym razem a ona… mówi mi takie coś? Przypomniało mi się jak wczoraj Harry po wzięciu prysznica ubrał się, gdyż wiedział, że czuje się nie komfortowo gdy chodzi po domu w samym ręczniku na biodrach. Rzeczywiście, nie doceniałem go. Dopiero teraz to zrozumiałem. Na pewno śmiałby się ze mnie głośno ale zabrałby mnie stąd i nie pozwolił abym przebywał w miejscu w którym nie chcę być.
- Nie mogę. Naprawdę. – powiedziałem powoli. – To dziwne, wiem. Ale musze się przełamać z czasem a nie od razu.
- Nie oglądałeś nigdy nagich ludzi? No dalej. Masz 20 lat. Na pewno uprawiałeś seks. Każdy w tym wieku ma to za sobą. – rzekła dziewczyna. Co innego uprawiać seks z osobą, którą się kocha a co innego uprawiać seks po pijaku kompletnie tego nie pamiętając. Byłem rozczarowany Lisą i jej zachowaniem. Zawsze broniła mnie ale… w sumie co ja jej się dziwię? Każdy może mieć dosyć takiej marudy. Przecież nie musiałem się rozbierać. Mogłem iść w kąpielówkach. Musiałbym tylko oglądać nagich ludzi a dla mnie to wciąż za wiele. Po prostu nie wierzę w to jakim jestem kretynem. Lisa miała rację.
- Masz rację ale… - urwałem, ponieważ przerwała mi:
- W porządku. Zostań tutaj jeśli chcesz. – Lisa machnęła nie dbale dłonią i  zamknęła drzwiczki. Westchnąłem. Czy ja zawsze wszystko muszę spieprzyć? Czuje się strasznie i mam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Zostałem sam w samochodzie, podczas gdy cała rodzina poszła na plażę. Dusiłem się w zamkniętym i gorącym aucie ale nie otwierałem okna, ponieważ czułem, ze zasłużyłem na taką karę za moje zachowanie. Byłem o krok od posiadania wspaniałej dziewczyny, która nie wymagała ode mnie wiele a teraz? Na pewno mają mi za złe to, ze nie stosuje się do ich zasad. Jestem jak naburmuszona księżniczka w ich oczach. Ale mimo wszystko strach przed tymi ludźmi był silniejszy. I nawet nie wiem jak bardzo bym chciał iść tam dla Lisy to… nie mogłem. I było mi przykro z tego powodu. Bardzo przykro a ona nie miała pojęcia jak się teraz czuje. A szkoda. Bo może inaczej spojrzałaby na tą sprawę.
Użalanie się nad sobą przerwał dźwięk telefonu. Mojego telefonu. Odsunąłem torbę i wyjąłem go. Na wyświetlaczu pojawił się nie znany numer. Zmarszczyłem brwi. Może to Lisa dzwoni znad plaży aby powiedzieć, że mnie rozumie? Albo jej mama aby powiedzieć to samo? A może jej tata lub Niall? Proszę niech to będzie ktokolwiek z nich abym nie miał już tak strasznych wyrzutów sumienia.
- Halo? – odezwałem się nieśmiało.
- Louis? – usłyszałem znajomy, zachrypnięty głos.
- Harry? – zdziwiłem się. – Skąd masz mój numer?
- Twoja komórka całą noc leżała na komodzie. Nie myślałeś chyba, że stracę tak idealną okazję nad ranem aby sobie nie spisać numeru, co?
Nie wiem dlaczego ale czułem, ze tego potrzebowałem. Porozmawiać z kimś innym niż szalona rodzina Horanów. Ewentualnie nie pogardziłbym też Liamem. Ale z nim mało rozmawiałem. Był bardziej moim znajomym.
- Mogłem się tego spodziewać. – powiedziałem z ciężkim westchnieniem. Harry chyba wyczuł, że coś jest nie tak, ponieważ zapytał:
- Coś nie tak? Lisa z tobą zerwała i potrzebujesz wypłakać się w rękaw?
Wywróciłem oczami. A jednak za nim nie tęskniłem.
- Okazało się, że martwiła się o mnie ale nie miała numeru. Jednak nie o to chodzi. Dzisiaj jej rodzina postanowiła się wybrać na plaże nudystów.
- Co? – Harry roześmiał się głośno. – A ty zgaduje, nie poszedłeś tam i teraz nudzisz się w domku, co? Mam dla ciebie radę: włącz jakiegoś dobrego pornosa, mogę ci kilka polecić…
- Błagam. – przerwałem mu. – Nie chcę oglądać porno a tym bardziej gejowskiego. Anyway, problem w tym, że nie wiedziałem, ze to plaża nudystów i pojechałem tam z nimi. Teraz Lisa się chyba na mnie obraziła bo nie chciałem wysiąść z samochodu. Pani Horan zresztą też nie była zachwycona. Ciągle mają ze mną jakieś problemy z tą moją głupią fobią nagości. Wiem, zwierzam się nie odpowiedniej osobie ale … czuje się okropnie z myślą, że inni są tacy beztroscy i się tym nie przejmują a ja… cóż, ja to ja. Beznadziejny przypadek. Lisa nigdy mnie nie polubi takiego jakim jestem. Musiałbym się zmienić. Nawet własna matka mi to powtarzała całe życie, także widzisz: kto by chciał kogoś takiego jak ja?
Po drugiej stronie zalegała cisza. Spojrzałem na wyświetlacz z obawą, ze zanudziłem Harry’ego moim bełkotem  i się rozłączył. Jednak nadal był na linii, co mnie nieco zdziwiło. Więc dlaczego nic nie mówił? A może zajął się czymś innym i zapomniał o mnie?
- Ja. - odezwał się w końcu głos w słuchawce a właściwie był to cichy szept.
- Co?
Harry odchrząknął.
- Miałem na myśli, ze ja nie sądzę, abyś był beznadziejny.
Och. W sumie myślałem w pierwszym momencie, ze „Ja” jest odpowiedzą na moje pytanie „Kto by chciał kogoś takiego jak ja?” ale znów się pomyliłem. Dlaczego zawsze źle odczytuje jego sygnały? Powinienem przestać myśleć, że lubi mnie inaczej.
- Jedna osoba. – westchnąłem.
- I nie zmieniaj się. – dodał. Moje wargi uniosły się lekko ku górze.
- To miłe, że tak mówisz. Wiesz, nie spodziewałem się, że osoba, która tak mnie nie lubi po pierwsze: podwyższy mi samoocenę a po drugie: poprawi humor w kryzysowej sytuacji.
- Jeśli jeszcze raz kiedyś poczujesz się źle z ich powodu to… - zaczął ale po chwili urwał i przez moment słyszałem tylko ciszę. Cierpliwie jednak czekałem aż kontynuuje. – Możesz przyjść do mnie i trochę posiedzieć albo zanocować…
Zastanawiałem się trochę nad jego propozycją, aż w końcu stwierdziłem, że na dzień dzisiejszy muszę zrobić sobie przerwę od tej rodzinki tym bardziej, iż było mi cholernie smutno z powodu Lisy. Myślałem, że porozmawiamy o tym co się wydarzyło a tymczasem… ona jest na mnie zła. Nie tak miało być, nie tego się spodziewałem.
- Mogę przyjść dzisiaj? – zapytałem szybko, zamykając na moment oczy w skupieniu oczekując odpowiedzi. Nie powinienem się pytać. Przecież kilka godzin temu od niego wróciłem. Jeśli się zgodzi to tylko z grzeczności. Nie sądzę aby tak często chciał mnie oglądać. Na pewno po wczoraj ma mnie już dosyć.
- Oczywi…
- Nie, to głupie. – przerwałem mu. – Cały czas się do ciebie wpraszam. Na pewno wolałbyś spędzić ten wieczór inaczej. Idź, zabaw się. U Horanów nie jest tak źle, dam sobie radę.
- Nie, nie. Czekaj. – powiedział szybko tak jakby bojąc się, że zaraz się rozłączę. – Jest naprawdę w porządku. Możesz wpaść dzisiaj, jutro a nawet pojutrze. Kiedy tylko najdzie cię ochota.
Jego słowa były naprawdę miłe i przez moment miałem wrażenie, że mówił szczerze a nie dlatego, aby nie było mi tak bardzo głupio. Jednak potem doszedłem do wniosku, że jestem tylko Louisem. W większości ludzie lubią mnie bo mają jakiś powód a nie dlatego, iż uważają mnie za fajną osobę. Dlaczego Harry, który może mieć każdego miałby mnie polubić? To bez sensu. On nie szuka przyjaciół a na jego chłopaka zupełnie się nie nadaję. Zbyt wielki ze mnie panikarz i tchórz. Co nie znaczy, ze chce być jego chłopakiem. Ale i tak nie miałbym nawet szans, gdybym nawet kiedyś chciał…
- Mówisz tak z grzeczności ale dzięki. – odparłem. – Chyba raczej na pewno do ciebie wpadnę, gdy tylko wrócimy do domu. Nie zniosę ich dziwnych spojrzeń przy kolacji i jutro przy śniadaniu.
- Tylko wiesz, jeśli przychodzisz do mnie tylko dlatego, ponieważ masz nadzieje, że znów będę brał prysznic to wiedz, że… - Harry urwał na moment a ja się roześmiałem i już miałem zaprzeczyć gdy dodał: - Nie mam nic przeciwko.
- Idiota. – mruknąłem i rozłączyłem się.
                                                                       ***
Droga powrotna upłynęła tylko mnie w milczeniu w zasadzie, gdyż cała rodzina dyskutowała o tym jak wspaniale było na plaży albo przypominali sobie zabawne zdarzenia, które ich tam spotkały. Prawie cały czas zerkałem na Lisę, starając się wyczytać z jej twarzy cokolwiek. Trapiło mnie pytanie czy nadal jest zła? Nie chciałem aby tak było, ponieważ tylko dzięki niej wytrzymywałem u tej „specyficznej” rodzinki. Teraz jeśli i ona miałaby się zmienić to nie wiem czy dałbym radę to wszystko znieść. Musiałbym chyba zacząć szukać własnego mieszkania a to byłoby trudne zważywszy na to, że nie mam przy sobie aż tyle gotówki. Gdy dojechaliśmy do domu wysiadłem z samochodu ze spuszczoną głową, starając się w ogóle na nich nie patrzeć. Przy drzwiach Lisa rzuciła krótkie:
- Musimy porozmawiać.
I wymijając mnie, weszła w głąb domu. Nie wiedziałem kiedy chciała porozmawiać. Czy teraz? A może później? Jej słowa nic mi nie mówiły. Z głową pełną pytań podążyłem za nią i tak znaleźliśmy się w salonie. Dziewczyna opadła na kanapę a stanąłem naprzeciwko niej, zakładając ręce na klatkę piersiową i starając się wyglądać na pewnego siebie, gdy tak naprawdę w środku zżerały mnie nerwy.
- Louis… - zaczęła ale przerwałem jej bo już dłużej nie mogłem tego wytrzymać.
- Jesteś zła. – stwierdziłem cicho i nieśmiało.
- Co? – jej twarz wykazywała teraz czyste zdziwienie. – Nie jestem zła. Skąd ten pomysł?
- Po tym co mówiłaś gdy nie chciałem się rozebrać na plaży wywnioskowałem, że tak jest. – powiedziałem i bardzo nie chciałem aby sobie o tym przypomniała. Może zapomniała, dlatego była tak zaskoczona?
- To prawda. – kiwnęła głową. – Byłam trochę wkurzona ale tylko dlatego, ponieważ nie chciałam abyś samą mnie zostawiał z moją pokręconą rodzinką. Fakt, to plaża nudystów ale masz swoje zasady i ja to szanuję. Nie wiem dlaczego pomyślałeś inaczej. Myślałeś, że obrażę się na ciebie za to do końca życia?
- Szczerze? – roześmiałem się. – Tak właśnie myślałem.
Byłem okropny. Rano myślałem, że Lisie na mnie nie zależy a po południu oskarżałem ją o bycie nie czuła w stosunku do mnie. W obu przypadkach pomyliłem się. Nie wiem co mam o tym myśleć. Chyba cały czas mam w głowie słowa Harry’ego: „ Ona owinie cię w okól małego palca, chociaż…. Nie wiem czy już tego nie zrobiła. Jeszcze nigdy nie pomyliłem się co do drugiego człowieka.” Nie mam pojęcia dlaczego tak mnie obchodzi jego zdanie na jej temat. Powinienem to olać, mieć to gdzieś. Harry był tylko zazdrosny to wszystko. Ale jednak miałem dziwne wrażenie, że w jego słowach była jakaś część prawdy.
- To skoro wszystko mamy już wyjaśnione to może zechciałbyś spędzić ze mną trochę czasu?
- Jasne. – odpowiedziałem radośnie i już nie zgrywając pewnego siebie ale naprawdę będąc pewniejszym podszedłem do kanapy po czym usiadłem na niej. – Powiedz tylko kiedy. Dla ciebie zawsze mam czas.
- Więc… co powiesz na dzisiaj? – spojrzała na mnie ze słodkim uśmiechem.
- Dzisiaj? – powtórzyłem jak idiota, patrząc się tępo w ścianę. Przygryzłem na moment nerwowo wargę. Choleracholeracholeracholera. Dlaczego akurat dzisiaj a nie jutro? Nie wiedziałem co mam zrobić, gdyż na dzisiaj umówiłem się z Harry’m. Może by zrozumiał, że nie przyjdę ale nie chcę go wystawiać. Może się poczuć odtrącony. Znów jak wytłumaczę Lisie, że dzisiaj opada? Pomyśli, że kogoś mam a nie chcę by tak myślała.
Pozostaje mi tylko jedno rozwiązanie…  
- Nie mogę. – powiedziałem w końcu.
- Dlaczego? – zapytała ostrzejszym tonem, niż się spodziewałem. Chyba teraz naprawdę ją zezłościłem.
- Jestem zmęczony.
- Siedzeniem w samochodzie? – uniosła do góry jedną brew. – Louis, jeżeli ostatnio poznałeś kogoś…
- Nie. To nie o to chodzi. – powiedziałem potrząsając głową. Postanowiłem, że do Harry’ego również nie pójdę. Tak będzie sprawiedliwie i nikt nie ucierpi. – Po prostu naprawdę źle się czuję.
- Cóż, w porządku. – westchnęła i podniosła się z kanapy. – Dobranoc. – rzuciła przez ramię, kierując się w stronę schodów.
- Lisa? – spytałem na co odwróciła się. – Co nas właściwie teraz łączy?
- A co byś chciał aby łączyło? – zadała kolejne retoryczne pytanie i poszła schodami na górę. Wzruszyłem ramionami. Nie wiedziałem czego tak naprawdę chciałem a czego nie. Harry miał rację. Powinienem zdecydować czego tak naprawdę chcę.
Gdy wyjąłem z kieszeni telefon długo się zastanawiałem czy napisać Harry’emu, ze nie przyjdę. Bawiłem się komórką jeszcze przez dłuższy czas nim nie zauważyłem, że zegar wybił 21:00. Czas iść do swojego pokoju.
Szkoda, że tego nie zrobiłem… 

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 8 "Zdecyduj się Louis, czego tak naprawdę chcesz"

Od autora: Rozdział miałem dodać wczoraj ale postanowiłem, że zrobię to dzisiaj z uwagi na to, ze cały czas 9 mam nie skończony i straciłem wenę. Módlcie się aby mi wróciła i rozdział pojawił się we wtorek tak jak zaplanowałem ;). W tym rozdziale trochę się dzieje, co mnie cieszy i nareszcie akcja przebiega tak jak powinna ( co już pisałem ale co tam, napiszę drugi raz).
Powiem wam w tajemnicy, że w trakcie pisania wyciąłem fragment i zamieniłem go na inny bardziej hm, mniej dramatyczny. Bo w pierwowzorze znów się pokłócili i to nie była mała kłótnia ( a nie tak sobie to wyobrażałem) więc ten fragment z sentymentu mam zapisany na laptopie, może kiedyś z wami się nim podzielę po zakończeniu tego ff ;-)
 Szczerze to uwielbiam jak piszcie mi na fb swoje różne teorie co do tego ff ;). Fajnie tak poczytać a w duchu wiedząc i tak jak się skończy.
Możecie pisać do mnie na moim fb lub tutaj: http://ask.fm/RobertKaczmarczyk
To chyba tyle do zobaczenia i miłego czytania.


Gdy doszliśmy do budynku, który zamieszkiwał Harry, weszliśmy po schodach chichocząc pod nosem jak starzy, dobrzy przyjaciele. Zatrzymaliśmy się dopiero, gdy zauważyliśmy sąsiadkę panią Wilson, która trzymała w ręce czarny worek na śmieci i patrzyła na nas jak na dwóch złodziei, których nakryła na gorącym uczynku. Uważnie nas obserwowała, mrużąc przy tym oczy jak kot gotowy do polowania. Gwałtownie przystanąłem. Miałem z nią związane złe wspomnienia. Nie chciałem do tego wracać, ani tym bardziej kolejny raz zostać zwyzywanym od dziwki. Harry widząc moje zachowanie wyciągnął za siebie dłoń, dając mi do zrozumienia abym ją złapał. Nie wiedziałem co mam zrobić. Nie zastanawiając się jednak nad tym długo wyciągnąłem rękę przed siebie i dotknąłem jego, na co zachęcony moją zgodą, złapał ją mocno i pewnie, zamykając moją mają dłoń w swojej. Sąsiadka nadal nas bacznie obserwowała.
- Dobry wieczór pani Wilson. – powiedział Harry uśmiechając się przy tym ironicznie. – Jak się miewa piesek?
Kobieta jednak pokręciła głową z niedowierzaniem, uważnie obserwując nasz gest, którym był uścisk dłoni.
- Można tak wynajmować dziwki na kilka dni?
Wywróciłem oczami. Miałem ochotę zacząć krzyczeć, ze nie jestem dziwką ale coś mi na to nie pozwalało. No tak, moja cholerna nieśmiałość. Harry miał rację. Umiem pyskować ale tylko do niego. Nie wiem dlaczego był jedyną osobą do której się przełamałem. Czułem, ze mogę mu powiedzieć nawet najgorszą rzecz i nie będzie mnie obchodziło co pomyśli – no przynajmniej tak było do wczoraj. Dzisiaj coś się zmieniło. A mianowicie to, że ujrzałem w nim człowieka a nie bezdusznego dupka.
- Może się mylę ale ten chłopak ma na imię Louis a nie dziwka. – powiedział uśmiechając się do niej tym razem słodko.
- Cała kamienica o was plotkuje. – rzekła kręcąc głową zniesmaczona. Harry podszedł do drzwi nadal trzymając mnie za dłoń a drugą wyjął klucze z kieszeni i włożył je do zamka. – To się w głowie nie mieści. Już sobie bądź tym pedałem ale się chociaż z tym nie obnoś. To nie jest normalne.
- Może się mylę ale widziałem pani wnuczka jak robił laskę jakiemuś transwestycie w toalecie w klubie gdzie byłem wczoraj. – powiedział odwracając się do niej na moment. – Taki wysoki, z czarnymi włosami, fryzurą na rokeza i tatuażem z czaszką na prawym ramieniu, to pani wnuczek o ile się nie mylę, prawda?
Pani Wilson momentalnie zaniemówiła. Patrzyła na niego jak na idiotę bez słowa. Zakryłem wolną dłonią usta aby się nie roześmiać. Jej mina była bez cenna. Stała prawie z rozdzwonią buzią, tak jakby nie mogąc uwierzyć w to co usłyszała. Razem z Harrym weszliśmy do środka po tym jak otworzył drzwi. Potem puścił moją dłoń i zamknął je z powrotem, dopiero wtedy wybuchając śmiechem. Zawtórowałem mu, gdyż miałem straszną ochotę to zrobić.
Gdy nieco się uspokoiliśmy zapytałem:
- Naprawdę widziałeś jej wnuczka w klubie z transwestytą?
Harry zakaszlał, prawie krztusząc się śmiechem i potrzasnął przecząco głową.
- Nie. Tylko raz go widziałem jak do niej przyjechał, stąd wiedziałem jak wyglądał. – wyjaśnił. – Wyglądała jakby zobaczyła ducha. Na pewno pobiegła teraz zadzwonić do swojego kochanego wnuczka i złożyła mu opieprz nie z tej ziemi.
Kiwnąłem głową mrucząc: „Tak, pewnie tak”. Czułem się jakbym o czymś zapomniał tylko nie wiedziałem o czym. To takie dziwne uczucie, które spotyka nas w najmniej niespodziewanym momencie.
Potem Harry poszedł do kuchni i wyjął z lodówki puszkę z colą.
- Chcesz? – zapytał machając piciem. Potrzasnąłem przecząco głową. Dziwnie się czułem nadwyrężając jego gościnność. Nie powinienem się wpraszać. To nie było dobre posunięcie. Teraz czułem się z tym źle. I jeszcze nie wyparzony język pani Wilson. To chyba ona była przyczyną moich wyrzutów sumienia. Teraz o Harrym wszyscy plotkują i może mieć przeze mnie problemy. Nie chciałem tego. Jestem tylko Louis. Ja nikomu nie wadzę i chciałbym aby tak pozostało. – Zajmijmy się obrazem. Z racji tego, że nie mam ani jednej sztalugi jesteśmy zmuszeni naszkicować obraz. Pasuje?
Potrzasnąłem głową, co najwyraźniej go zdziwiło. Widziałem, że nie wiedział co zrobić bo w końcu to ja chciałem tu przyjść. No właśnie.
- Chyba powinienem już pójść. – powiedziałem niepewnie i cicho. Bałem się jego reakcji. – Wcisnąłem się do ciebie na siłę. Póki ta okropna sąsiadka będzie mnie widywać z tobą nie da ci spokoju.
Harry wywrócił oczami. Był zirytowany moim zachowaniem. Niech wita w klubie. Ja siebie też wkurzyłem w tej chwili ale nie mogłem inaczej postąpić.
- Zacznijmy od tego, że mnie zdanie ludzi w ogóle nie obchodzi. Gdyby tak było nie mógłbym tu mieszkać. Tu cały czas plotkują i nie tylko o mnie ale o wszystkich. A pani Wilson jest ostatnią osobą, której opinią bym się przejmował. A teraz proszę abyś przestał sterczeć jak idiota tylko usiadł na kanapie i namalował ten cholerny obraz. – powiedział spokojnie, już bez irytacji czy złości. Westchnąłem. Powinienem to zrobić? A co jeśli będę tego żałował? Szybka decyzja…
- W porządku. – westchnąłem zajmując miejsce na wskazanym przez niego przedmiocie. Po chwili Harry zrobił to samo, otwierając puszkę z charakterystycznym dźwiękiem. Rozsiadł się wygodniej, nogi kładąc na kanapie i rzucił w moją stronę leżący na stoliku zeszyt wraz z ołówkiem. – Pokaż co potrafisz. Narysuj złość taką jaką ty ją widzisz.
Nie zastanawiając się długo zacząłem rysować. Spoglądałem na niego kątem oka i zauważyłem, że Harry cały czas mi się przyglądał popijając cole. Siedział  prosto z wyciągniętymi nogami pionowo i znajdywaliśmy się naprzeciwko siebie. Co jakiś czas niby przypadkiem szturchał mnie w nogę swoją stopą. Za każdym razem wywracałem oczami, ponieważ ciężko było się skupić w takich warunkach. Malowałem coś ale nie byłem pewien czy to ma sens. Przez ułamek sekundy złapaliśmy z Harry’m kontakt wzrokowy. Akurat upijał łyk coli, ale szybko spuściłem wzrok udając, że jestem bardzo zajęty obrazem, gdy tak naprawdę chyba zarumieniłem się jak nastolatek na pierwszej randce z dziewczyną. Opanuj się Tomlinson.
- I znowu to robisz. – powiedziałem, gdy kolejny raz pogładził stopą moją nogę.
- Przecież to lubisz. – odpowiedział z szerokim uśmiechem.
- Dupek. – skomentowałem a Harry złapał się za serce i udał, że rozpacza. Pokręciłem głową. Obraz a właściwie szkic już był praktycznie skończony. Odwróciłem go w stronę Harry’ego nie pewny mojej pracy i tego czy dobrze zinterpretowałem temat. – Nie oceń go surowo. Dużo się przy nim napracowałem. – powiedziałem. Ten zmarszczył brwi wyraźnie zdziwiony.
- Przecież to tylko bazgroły. – zauważył. – Co to ma być?
- No co? – spojrzałem ponownie na swoje dzieło. – Gdy jestem wściekły mam taki burdel w głowie, że nie wiem na czym konkretnie mam skupić myśli. Jeśli wolisz mogę namalować ciebie z twoją sąsiadką w łóżku. Gdy jestem zły często was sobie wyobrażam ale pomyślałem, że taki obraz trochę głupio byłoby oddać pannie Isabelle.
- Jesteś takim idiotą. – powiedział z rozbawieniem, rzucając we mnie poduszką, którą miał pod ręką. Roześmiałem się. – Daj mi zeszyt. Narysuje coś lepszego od „burdelu”. – rzekł odstawiając puszkę z colą na stolik. Posłusznie wykonałem jego prośbę. Harry w skupieniu zaczął rysować nawet na moment na mnie nie zerkając a wiem stąd, gdyż teraz ja na niego patrzyłem. Postanowiłem coś zaśpiewać i zacząłem nucić pod nosem najnowszą piosenkę Pharella Williamsa. – Przestań, błagam. Nie umiesz śpiewać. – rzucił nadal skupiony na swoim obrazie. Prychnąłem pod nosem. Jego szczerość jest czasami powalająca i nie wiem czy mam być zły bo powiedział mi prawdę czy raczej wdzięczny, że to zrobił. – Co sądzisz? – zapytał w końcu odwracając obraz w moją stronę. Uniosłem do góry brwi. Co sądzę? Co mam o tym sądzić? Sam nie wiedziałem. Na jego „dziele” widniała wielka chmura z piorunami a w środku niej znajdywało się serce.
- To ma jakieś głębsze przesłanie? – zapytałem.
- Nie. – odpowiedział patrząc z powrotem na rysunek w zamyśleniu. – Po prostu człowiek zawsze cierpi przez miłość.
- No wiesz. Kiedy na przykład ktoś zostanie pobity tak jak ja pierwszego dnia we Francji to nie można powiedzieć, że było to spowodowane cierpieniem przez miłość. – odpowiedziałem ze śmiechem.
- Zostałeś pobity?
- Taa. – kiwnąłem głową, nie chętnie przypominając sobie o tamtym zdarzeniu. – Teraz boje się wracać sam do domu więc można rzec, że to był jeden z głównych powodów dlaczego chciałem u ciebie nocować. – roześmiałem się krótko, jednak bez cienia wesołości. Był to raczej gorzki śmiech.
- Przynajmniej mam teraz pewność, że wiesz co to ból. – powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Dzięki za współczucie. – powiedziałem z ironią. – Wiedziałem, że na ciebie zawsze można liczyć w tej kwestii. – dodałem puszczając mi oczko. Harry zaśmiał się ale miałem wrażenie, że na siłę i wcale nie było mu do śmiechu. Potem wstał i odłożył notatnik na miejsce mówiąc:
- Wygląda na to, że wszystkie zadania od panny Isabelle wykonaliśmy. – stwierdził opadając z powrotem na kanapę z ciężkim westchnieniem.
- Nie wszystkie…
- To znaczy?
- Nadal nie namalowaliśmy siebie nago… - nie mam pojęcia dlaczego to powiedziałem. Jeszcze nie byłem na gotowy ale mimo to kusiło mnie aby zacząć ten temat albo po prostu chciałem sprostować słowa Harry’ego? Nie wiem.
- I czyja to wina? – spojrzał na mnie wymownie z rozbawieniem w oczach. Założył ręce na klatkę piersiową i najwyraźniej czekał na moją reakcję, która nie pojawiła się szybko a właściwie nie pojawiła się wcale. Harry zmęczony moim milczeniem wstał i powiedział: - Zdecyduj się Louis, czego tak naprawdę chcesz. Ja idę wziąć prysznic
I nie wiem czemu ale byłem przekonany, że nie mówił tylko o namalowaniu siebie…                                                                 ***
Gdy Harry wrócił z łazienki był ubrany, co mnie zaskoczyło, ponieważ zawsze powtarzał, że to jego dom i ma prawo robić co chce. Ja tymczasem starałem się ugotować sos na makaron. Chciałem aby to była niespodzianka i jakoś odpłacić się za to, że był w miarę miły ale ten dupek musiał za szybko skończyć ten cholerny prysznic. Teraz zastał mnie w proszku. Energicznie mieszałem sos, ponieważ bałem się, że się przypali. Nigdy niczego nie ugotowałem. U mnie w domu robiła to gosposia a u państwa Horanów ich mama lub Lisa.
- Co ty wyprawiasz? – zapytał ze śmiechem.
- Próbuje zrobić sos na makaron. – odpowiedziałem przypominając sobie, ze nadal się gotował. – Cholera. Wyłączysz? – poprosiłem go błagalnym tonem. Harry wykonał moją prośbę a potem przez kilka sekund zaczął mi się po prostu przyglądać, aż w końcu chyba miał dosyć patrzenia na to jak się męczę z tym i podszedł do mnie od tyłu, po czym ułożył swoją  dużą dłoń na mojej, którą mieszałem. Zauważyłem, że razem idealnie się komponowały. Tak jakby były stworzone do przebywania ze sobą. Później zaczął nią robić okrągłe i powolne koła. Drugą dłoń ułożył na moim ramieniu. Skamłałabym mówiąc, że czułem się komfortowo, bo wcale tak nie było. Czułem jego dotyk i patrzyłem jak jego dłoń całościowo zakryła moją, która była mniejsza. Przypomniało mi się wtedy jak dzisiaj powiedział, iż to jedna  z rzeczy w moim ciele, która mu się podoba. Na jego palcu widniał czarny pierścionek. Był ładny ale pierwszy raz widziałem aby w taką ozdobę zaopatrzył się chłopak. To było coś nie spotykanego.
Sprawę pogarszał fakt, iż owiewał swoim oddechem moje ucho i policzek. Błagałem w myślach aby przestał to robić. Nie chciałem powtórki z klubu kiedy wydarzyło się to co się wydarzyło.
Dłoń Harry’ego, która spoczywała na moim ramieniu  zaczęła jechać powoli w dół aż zatrzymała się na biodrze a jej palce zacisnęły się na nim mocno. Nie mogłem się powstrzymać od wydania z siebie cichego jęknięcia i może nie byłoby to słyszalne, gdyby nie fakt, że w mieszkaniu była idealna cisza. Taka bliskość nie mogła się skończyć dobrze – dla nas obojga.
- Coś nie tak? – zaniepokoił się chłopak, zluzowując uścisk na moim biodrze ale nie zabierając jej całkiem i cofając swoją dłoń z garnka. Odwróciłem się do niego przodem. Staliśmy teraz naprawdę blisko siebie. Harry patrzył mi prosto w oczy i widziałem w jego spojrzeniu coś, czego nie dostrzegłem wcześniej. Troskę i ciepło? Tak, chyba tak. Poczułem się nagle nie zręcznie bo nadal dzieliły nas centymetry a jego ręka dotykała mojego biodra.
- Nie, nie. – powiedziałem pośpieszenie omijając go i podchodząc do garnka z makaronem. – Ty dokończ sos a ja nałożę makaron. – dodałem. Odetchnąłem w duchu z ulgą, ponieważ w pewien sposób czułem się przez niego osaczony a nie chciałem się tak czuć, zwłaszcza, że był chłopakiem i robiliśmy małe kroczki do naszej przyjaźni.
- Mam nadzieje, że moja nauka mieszania sosu nie pójdzie w las. – rzekł ze śmiechem. Otworzyłem górną szafkę i wyjąłem z niej dwa talerze. No oczywiście! Dla niego to była tylko nauka. Jak mogłem pomyśleć inaczej? Opanuj się Louis. Nie jesteś tak przystojny aby wszyscy cię podrywali. Lisa, Harry… Nie, nie. Potrzasnąłem głową. Lisa to już dostatecznie dużo. I tak się czasem zastanawiam czy ona myśli tak samo o mnie jak ja o niej.
- Dlaczego tym razem jesteś ubrany? – szybko zmieniłem temat. Położyłem talerze na stole i odwróciłem się w jego stronę. Stał do mnie tyłem zajęty sosem, wzruszając ramionami.
- Nadzy chłopcy cię przerażają więc…
- Nie tylko nadzy chłopcy. – sprostowałem. – Ogólnie nadzy ludzie. Ale dzięki. Miło, że o mnie pomyślałeś.
- Właściwie to pomyślałem o sobie… - zaczął wyjmując łyżkę i oblizując ją. – Nie chciałem znów słuchać twoich pisków. – i już chciał z powrotem przedmiot włożyć to garnka, gdy krzyknąłem:
- Nie!
Zatrzymał się w połowie i odwracając się rzucił mi zaskoczone spojrzenie spod zmarszczonych brwi.
- Widzę, że te piski będą nie uniknione. Ty po prostu lubisz wydawać te zabawne, dziewczyńskie odgłosy. – zażartował.
- Nie zjem potem tego. – wyjaśniłem powoli. – Będę cały czas sobie wyobrażał, że tam w środku pływa twoja ślina…
- Okey, okey. – uniósł ręce w obronnym geście po czym włożył łyżkę do zlewu.
- Jeszcze chwila a mnie także obrzydzisz jedzenie.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zająłem się nakładaniem makaronu.
                                                                       ***
Po zjedzonej kolacji, którą Harry pochwalił, co mnie bardzo zaskoczyło bo sądziłem, że powie coś w stylu „mogło być lepiej”. Tak się jednak nie stało, jego słowa brzmiały „Wow, to było przepyszne”. Absolutnie tak nie uważam. Jedzenie było zwyczajne a sos mogłem bardziej doprawić. Tym bardziej nie rozumiem jego dziwnego zachwytu.
W każdym razie zajęliśmy miejsce na kanapie siadając obok siebie. Trzymałem w ręce pilota i przełączałem bez myślnie kanały, gdy nagle natknąłem  na mój ulubiony film. Nie zastanawiałem się nad tym, że wyglądam jak idiota po prostu krzyknąłem:
- Nie wierzę! Legalna blondynka! Znowu to dają!
I dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę jak to musiało wyglądać. Praktycznie rzecz biorąc uświadomił mi to dopiero wzrok Harry’ego, który wyglądał jakby chciał powiedzieć „Ty tak na serio?” Umilkłem więc. Nie popisałeś się, Tomlinson. Kolejny raz zachowałeś się jak kretyn przed nim. Gdy cisza trwała zbyt długo odezwałem się:
- Nie krępuj się. Możesz mnie wyśmiać. Pozwalam ci. Sam sobie na to zasłużyłem.
Harry jednak potrzasnął głową z szerokim uśmiechem.
- Bardzo chętnie ale musiałbym wyśmiać również mój ulubiony film.
Nie mogłem uwierzyć, ze to powiedział! Harry Styles ogląda legalną blondynkę? Naprawdę tak nisko upadł? Myślałem, że tylko ja. Cóż, jest nas dwóch.
- Naprawdę czy się ze mnie nabijasz? – upewniłem się.
- Okey więc moją ulubioną sceną jest jak Reese Witherspoon myśli, że idzie na przyjęcie dla przebierańców i ubiera się w kostium seksownego królika.
- Boże! Ty naprawdę oglądałeś legalną blondynkę. – powiedziałem nie dowierzającym tonem. Harry kiwnął głową.
- Więc posuwaj się. – powiedział chcąc położył się pionowo na kanapie obok mnie. Nieco mnie to zdziwiło, gdyż mógł położyć się naprzeciwko ale nie protestowałem, ponieważ mogła wywiązać się z tego kolejna kłótnia. Za to doczepiłem się do czegoś innego a właściwie zacząłem się śmiać. – Co? – spytał zbity z tropu.
- Masz sos ze spaghetti na policzku. – wyjaśniłem pokazując mu w którym miejscu się znajduje. Harry próbował się wytrzeć ale po pierwsze wycierał zły policzek a gdy wskazałem mu poprawny robił to nie w tym miejscu w którym powinien. Wywróciłem oczami mówiąc: - Daj, ja to zrobię.
Dotknąłem dłonią jego policzka i zacząłem powoli ścierać z niego sos. Harry podczas robienia tego patrzył się na mnie bardzo uważnie, wiem to z tego iż spojrzałem na niego kątem oka kilka razy. Jego oczy w nocy wydawały się jeszcze piękniejsze a zieleń bardziej intensywna. Pragnąłem  zakończyć wycieranie go, ponieważ nie czułem się komfortowo i dzięki bogu, że nastąpiło to w miarę szybko. Gdy chciałem oderwać swoją rękę od policzka, Harry przybliżył swoją głowę do mojej, nie miałem pojęcia co zamierzał zrobić ale nie spodobało to mi się więc gwałtownie się odchyliłem pytając:
- Co ty wyprawiasz?
Oczy chłopaka rozszerzyły się i jeszcze nigdy nie widziałem aby wyglądał na tak zdezorientowanego. Ewidentnie nie wiedział jak ma się zachować.
- Wydawało mi się, że także jesteś brudny. Ale pomyliłem się. – wyjaśnił po kilku sekundach milczenia. Ta odpowiedź nieco mnie uspokoiła a właściwie nie chciałem wierzyć w nic innego. Potem położyłem się na kanapie a za mną zajął miejsce Harry z ciężkim westchnieniem. Wydawał się czymś… rozczarowany? Możliwe. Ja natomiast starałem się skupić na filmie a nie na jego uczuciach. Nie jest pępkiem świata i lepiej aby się z tym pogodził.
Pierwsze 15 minut jakoś zleciało. Raz nawet się roześmiałem głośno i myślałem, że Harry mi zawtóruje ale on leżał cicho. Nie bawiło go to czy miał zły humor? Nawet odwróciłem głowę w jego stronę na moment aby zobaczyć czy nie śpi ale oczy miał otwarte i nie wyglądał bynajmniej na zmęczonego.
Przy następnych minutach zaśmiałem się jeszcze kilka razy ale o wiele ciszej. Po za tym to nie było zabawne oglądać film we dwie osoby, gdzie tylko jednej  sprawia radość. Chciałem zapytać Harry’ego jaki znowu ma problem? Ale wtedy poczułem jego rękę, która została przewieszona przez moją klatkę piersiową i zwisała teraz bezwładnie z kanapy. Przyjrzałem jej się. Dłoń miał dużą pokrytą pierścieniem i tatuażem w kształcie krzyża. Reszta ręki była umięśniona co było dziwne, ponieważ nie wyobrażałem go sobie na siłowni.
Odwróciłem się do niego ponownie z obawą, że znów zasnął jednak kolejny raz się pomyliłem. Naprawdę nie chciałem aby usnął, ponieważ wtedy nie wiedziałbym co zrobić i prawdopodobnie gnieździlibyśmy się na tej małej kanapie razem, gdyż ja bałbym się iść do jego sypialni bez pozwolenia.
- Dlaczego cały czas mi się przyglądasz? – zapytał patrząc na telewizor nie na mnie. Miałem wrażenie, że za bardzo go moja odpowiedź nie obchodzi. – Nadal mam sos na twarzy?
- Nie. Sprawdzałem czy nie śpisz. – odpowiedziałem spokojnie. Poczułem jak jego  ręka, która leżała przewieszona przeze mnie dotknęła mojej ręki i postukiwała w nią delikatnie palcami. Nie mogłem się wprost powstrzymać od sprawdzenia jego reakcji ale nie mogłem kolejny raz na niego spojrzeć. Nie chciałem aby coś sobie pomyślał. Potem musiałbym się tłumaczyć i czułbym się zażenowany, jak zwykle zresztą.
- Jeśli zasnę możesz iść do mojego pokoju. – powiedział. Tego właśnie potrzebowałem. Teraz mogę w spokoju dokończyć obejrzenie filmu. Z drugiej strony byłem zdziwiony faktem, że mi na to pozwolił. Na pewno trzymał tam dużo swoich prywatnych rzeczy. Nie bał się, że znajdę coś kompromitującego?
- Dziękuje za pozwolenie. – odparłem z ironią na chwilkę na niego zerkając i wtedy zobaczyłem coś czego wcześniej nie dostrzegłem. Czy jego oczy były lekko zaczerwienione? Tak jakby płakał? Ale dlaczego? Zrobiłem mu coś złego? A może tak bardzo nie chce mnie dotykać? Mam nadzieje, że powodem nie byłem ja. A najbardziej chciałem aby okazało się, że to wcale nie wina łez. – Twoje oczy… coś nie tak? – odwróciłem się do niego całym ciałem kompletnie już nie mając wzglądu na telewizor. Leżeliśmy teraz naprzeciwko siebie.
- Zatarłem je sobie. Nic wielkiego. – powiedział jakby to była nic nie znacząca błahostka. – Myślisz, że przejąłem się tym, że odwróciłeś się gdy chciałem… - urwał odchrząkując. Czekałem na dalszą część ale najwyraźniej nie zamierzał kontynuować. Pewnie zdał sobie sprawę, że zagalopował się i za dużo powiedział. Zrobiło mi się go żal, naprawdę. Żal to najgorsze z uczuć. Nie wiesz czy jesteś dla kogoś miły z litości czy dlatego, że naprawdę zależy ci na drugiej osobie.
- To moja wina? Coś zrobiłem źle? – zapytałem.
- Nie. To naprawdę nie jest twoja wina, że podoba ci się Lisa i tylko ją darzysz uczuciem. To właściwie moja wina.
- Co jest twoją winą? – nadal nie rozumiałem. – Podoba ci się Lisa? Ale jesteś gejem, tak?
Harry roześmiał się krótko.
- Nie. Nie kocham się w Lisie. W ogóle nie kocham się w nikim, tak jakby. – ostatnie dwa słowa mruknął pod nosem do siebie, jednak znajdowałem się tak blisko, ze bez trudu je usłyszałem.
- Więc jednak problem tkwi we mnie. Mam iść? – drążyłem nadal temat chodź wiedziałem, że nie powinienem. Ale taka była moja wada. Za bardzo się wszystkim przejmowałem i nie chciałem być tutaj z myślą, że mogę zawadzać Harry’emu.
- Wręcz przeciwnie. – powiedział. – Ale wy zakochani nigdy nie widzicie świata po za ukochaną osobą i nie zdajecie sobie sprawy z pozoru oczywistych spraw.
- Jakich oczywistych spraw? – zmarszczyłem brwi. – Czyli jednak mam iść?
Harry wywrócił oczami.
- Jesteś na swój sposób uroczy z tą swoją słodką nie wiedzą ale strasznie mnie irytujesz. – przyznał z lekkim uśmiechem, który był nieco wymuszony. – Chyba każdy z nas powinien się już udać do swoich łóżek zanim zrobi coś, czego potem może żałować. – dodał podnosząc się do pozycji pół – leżącej.
- Masz rację. Tym bardziej, że ja na swoim już leżę. – odpowiedziałem. Harry roześmiał się krótko. Naprawdę nie miałem pojęcia o co mu chodzi? Jego zachowanie było co najmniej dziwne. Gdy chłopak próbował zejść z kanapy, zatrzymał go mój głos:
- Czy… czy nie chcesz mnie czasem wykorzystać? – spytałem przełykając z trudem ślinę. Zielonooki wybuchnął głośnym śmiechem mówiąc z rozbawieniem:
- Słucham? 
- No wiesz… gdy zapytałem czy mam sobie iść odpowiedziałeś „wręcz przeciwnie”. – dopiero teraz zaczęła do mnie dobiegać treść naszej rozmowy i zdałem sobie sprawę z kilku wtedy oczywistych spraw. Może był dla mnie taki miły bo miał nadzieje, że zaciągnie mnie do łóżka? Nie chciałem aby to okazało się prawdą ale jeśli by tak było, to nie jestem w stanie mu tego wybaczyć. – Znasz część mojej historii i dlatego chcę drugi raz przespać się z kimś kogo kocham.
„Ciebie nie mogę pokochać, nawet gdybym chciał bo jesteś niestety chłopakiem” – pomyślałem ale nie wypowiedziałem tego na głos. Pamiętałem jednak co działo się z moim ciałem gdy Harry mnie dotykał. Nie chciałem tego ale też nie protestowałem jak na 100 % hetero. Mam swoje powody aby nie polubić Harry’ego za bardzo i mam nadzieje, że on to rozumie chociaż po części.
- Louis, nie chce cię wykorzystać. – powiedział powoli i spokojnie, tak jakby chciał raz na zawsze wbić mi to do głowy. – Stworzyłeś sobie moją historię w swojej własnej głowie a tak naprawdę nie masz powodów sądzić, że co tydzień sypiam z innym chłopakiem. Gdybyś znał prawdę może bardziej zrozumiałbyś moje zachowanie.
- Więc jaka jest prawda? – mój głos brzmiał dziwnie nienaturalnie w prawie cichym mieszkaniu. Grał tylko telewizor ale był nastawiony dość cicho tak, że praktycznie go nie słyszałem.
- Przepraszam Lou, ale nie zaufałem ci jeszcze na tyle aby ci to wyznać. – powiedział. Czułem, ze chciał mi wyznać prawdę ale coś go powstrzymywało. Może gdybym go ciągle nie podejrzewał o chęć zaciągnięcia mnie do łóżka to byłoby inaczej? Jednak mam złe wspomnienia i to nie moja wina, że tak myślę. Po za tym oceniłem Harry’ego bardzo powierzchownie. Jest aroganckim i bezczelnym chamem czasami, fakt,  ale gdy chce potrafi być czuły i troskliwy. I właśnie tą  drugą stronę odkryłem wczoraj i jeszcze nie mogłem przyzwyczaić się do niej na tyle, aby zapomnieć o tej pierwszej. Bałem się, że pewnego dnia coś mu się odwidzi i stanie się wobec mnie taki jak był na początku. To powód, dlaczego trzymałem go na dystans. Jego powodów nie znałem i może lepiej aby pozostały tajemnicą?
- W porządku. – kiwnąłem głową tak jakby to nic dla mnie nie znaczyło, ale w środku poczułem ukłucie. Myślałem, że jestem osobą, która jest irytująca ale można jej zaufać. Komu miałbym powiedzieć? Lisie? Ją nawet Harry nie obchodzi i wątpię aby chciała słuchać historii o nim. – W każdym razie dziękuje, że pozwoliłeś mi odkryć twoją drugą stronę.
- Jaką drugą stronę? – uśmiechnął się do mnie ironicznie i byłem pewny, że zadał to pytanie retorycznie. Potem całkowicie opuścił kanapę i udał się do swojego pokoju.
Pochwyciłem pilota i wyłączyłem telewizor, gdyż i tak nie miałem ochoty oglądać tego filmu. Zdałem sobie sprawę, ze nie mogłem się na nim skupić przez Harry’ego. Cały czas o nim myślałem, nawet gdy uważałem, że tego nie robię. To i tak jakaś cząstka jego tkwiła w moim umyśle.