czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 4 „Zdążyłem się już przyzwyczaić, że Francja nie jest normalnym krajem.”

Od autora: Rozdział miał pojawić się w poniedziałek a nie w czwartek, nie planowałem tego ;) ale postanowiłem wyjechać do babci na trzy dni a ona nie ma w –fi czego niestety nie wiedziałem, dlatego wcześniej was nie poinformowałem. Teraz na szczęście jestem w domu i rozdziały będą się pojawiać regularnie. Już nie pamiętam co w tym rozdziale dokładnie się działo haha ponieważ aktualnie pisze już 8 rozdział!! Muszę się wam przyznać, że nie mogę się doczekać aż przeczytacie 7! Bo od tego rozdziału akcja dzieje się tak jak chciałem. Bo teraz trochę spierdoliłem między Louisem i Harrym. Nie było tak w planach ;). Dziękuje _Silver_Tiger_ za zbetowanie rozdziału J mam nadzieje, że kolejny raz źle nie podałem jej TT bo to byłaby totalna żenada! ;P


Dzisiejszej nocy nie spałem. Całą noc starałem się namalować obraz Harry'ego takiego, jakim Pan Bóg go stworzył. Nie wyszło mi idealnie i naprawdę byłem wręcz przekonany, że jego ciało nie jest takie, jakie powinno być, ale zawsze wychodzę z zasady: "Lepiej coś zrobić a źle, niż nie zrobić nic". Wziąłem szybki prysznic i zbiegłem po schodach na dół, jeszcze z mokrymi włosami. Chciałem iść do kuchni i zrobić sobie coś do jedzenia, jednak to, co tam zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nad patelnią stała mama Nialla i Lisy i smażyła jajecznicę w samej bieliźnie! Tak, wiem, powinienem dziękować Bogu, że nie jest naga, ale mimo wszystko czułem się niekomfortowo. Chciałem wyjść i udać, że w ogóle nie miałem zamiaru tam wejść, jednak powiedziała, nadal stojąc do mnie odwrócona:
- Wchodź, wchodź. Nie masz się co skradać - rzekła rozbawionym tonem. - Chodź, zobaczysz czy dobra.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że miała na myśli jajecznicę. Oddychając z ulgą, podszedłem do niej nieśmiało. Kobieta wręcz na chama wsadziła mi łyżkę do ust, z uwagą obserwując moją reakcję. Z trudem przełknąłem posiłek, ale nie dlatego, iż był niedobry czy coś, po prostu pani Horan patrzyła się na mnie z takim zainteresowaniem, że czułem jak dłonie mi się pocą, a serce wali niczym młot.
- Dobre - wydukałem w końcu.
- Co za ulga - roześmiała się, choć byłem pewien, iż nawet gdybym ją skrytykował, to zbytnio nie wzięłaby tego do siebie. - Przepraszam, że mam na sobie tylko bieliznę, ale jest strasznie gorąco - wyjaśniła. Miała rację, na zewnątrz było co najmniej 30 stopni. Nawet w takie upalne dni wolałem się grzać w rurkach niż założyć krótkie spodenki. Tak, nie lubię swoich nóg.
- Nie szkodzi - odpowiedziałem cicho. Miałem wrażenie, że jej piersi zaraz wyskoczą ze stanika. Nie chciałem tego oglądać.
- A podoba ci się? - zapytała nagle. - James nie lubi koronek, ale mimo to musiałam ją kupić.
- Jest w porządku - powiedziałem. Czułem, jak moje policzki robią się coraz bardziej czerwone. Ewidentnie się rumieniłem. Dlaczego ona pyta mnie o takie rzeczy? To jakaś propozycja? Mam nadzieje, że nie. Podoba mi się jej córka - nie ona. W tym momencie do kuchni, ku mojej uldze, weszła Lisa. Wyglądała na rozbawioną.
- Mamo! Nie gnęb go. Skąd Louis ma wiedzieć takie rzeczy?
Ona jednak machnęła niedbale dłonią.
- To fakt. Na pewno nie zna się na bieliznach, ale chyba wie, czy mu się podoba, czy nie - odparła. I miała trochę w tym racji. Chyba nie próbowała mnie uwieść.
Lisa jak zwykle wyglądała pięknie. Włosy miała upięte w wysoką kitkę, a rozłożysta spódniczka w kwiatki tylko dodawała jej uroku. Na nogach miała sandałki, a jej dłonie zdobiły srebrne bransoletki. Spojrzałem na nią, zatapiając oczy i zapominając chociaż na chwilę o bożym świecie. Jej usta rozciągnęły się w lekkim uśmiechu w chwili, gdy zauważyła, że ponownie jej się przyglądam. Mam nadzieję, iż nie zdała sobie sprawy, że mi się podoba, ale to inteligentna dziewczyna, więc dlaczego nie miałaby?
- Jak się spało? - zapytała, siadając na blacie kuchennym i machając nogami. Musiało minąć kilka sekund, nim zorientowałem się, że kieruje te słowa do mnie i, wyrywając się z zamyślenia, odpowiedziałem, odchrząkując:
- W porządku - odparłem, choć to nie była prawda.
- Wybacz, ale wyglądasz, jakbyś w ogóle nie spał.
Zdumiała mnie jej spostrzegawczość. Miała w zupełności rację. Nie spałem przez Harry'ego Pieprzonego Stylesa. Może być z siebie dumny. To dopiero trzeci dzień, a ja wyglądam jak po całonocnej balandze. Panna Isabelle pomyśli, że nie traktuję tych zajęć serio, co nie było prawdą. Udowodniłem to, malując całą noc portret Harry'ego.
Zanim jednak zdążyłem odpowiedzieć, do kuchni wtargnął Niall. Miałem ochotę schować się pod stół. Miałem ogromną nadzieję, że już zapomniał o tym okropnym incydencie i chyba tak było, bo nic o tym nie wspomniał, tylko zapytał, co jego mama smaży. Odetchnąłem z ulgą. Jeden problem mam za sobą.
- Aha, jutro chciałabym mieć cały dom dla siebie i dla taty - powiedziała kobieta, patrząc raz na mnie, raz na Nialla, a raz na Lisę. - Więc, możecie spędzić noc u swoich znajomych?
- Mamo, po co wam aż cały dom? - spytała dziewczyna. Jej matka wzruszyła ramionami.
- To sprawy moje i taty - ucięła. - Muszę wiedzieć, czy mogę na was liczyć?
- Tak. Zadzwonię do Betty. U niej mogę spędzić noc - powiedziała Lisa, na co jej rodzicielka uśmiechnęła się. Potem posłała pytające spojrzenie Niallowi.
- Zrobimy sobie z kumplami męski wieczór. Nie ma spraweczki - rzekł blondyn.
- A ty, Louis? Zdążyłeś już kogoś poznać?
Westchnąłem. Oczywiście, że tak. Jedną osobę, to był Liam, ale słabo go znałem i zamieniliśmy parę słów, nie chciałem go prosić o takie coś! To by go spłoszyło. A drugą osobą był Harry. Wprawdzie już byłem u niego w domu, ale on nienawidzi mnie. Nie mogłem prosić go o takie coś! Poza tym, nie mam najmniejszej ochoty u niego nocować. To zapatrzony w siebie dupek. Może ma czasem przejawy człowieczeństwa, ale w większości zachowuje się jak ostatni kretyn na ziemi. Brak mu wrażliwości i empatii.
- Tak, poznałem, ale myślę, że…
- Wspaniale! - klasnęła w dłonie. - W takim razie bez problemu spędzicie tę noc poza domem. Louis, poproś swojego znajomego, aby pokazał ci Francję.
- Ja też mogę - powiedziała cicho Lisa, a ja otworzyłem szeroko oczy, lekko zaskoczony jej reakcją. Była wyraźnie zazdrosna. Nie miała w końcu pewności, czy moim znajomym jest chłopak, czy dziewczyna. Postanowiłem ją uspokoić.
- Myślę, że Harry nie jest najlepszą osobą do oprowadzania, więc kiedyś na pewno wybiorę się z Lisą.
- Harry? - zmarszczyła brwi. - Kto to jest?
- Mój znajomy - odparłem i dostałem kolejne zdziwione spojrzenie od dziewczyny. Postanowiłem jednak już jej się nie tłumaczyć.

                                                                       ***

Przed zajęciami zauważyłem Harry'ego, który stał oparty o ścianę, z książką, którą czytał. Naciągnąłem kaptur od bluzy na głowę i przeszedłem obok niego. Nie chciałem, aby mnie poznał, choć, nawet gdyby do tego doszło, to jestem pewien, że nie zwróciłby na mnie chociaż najmniejszej uwagi. Wczoraj naprawdę wyglądał na złego. Trochę znam się na ludziach i jestem pewien, iż jest osobą, która nie prędko wybacza. Kiedy wszedłem do Sali, panna Isabelle już się tam znajdowała. Siedziała przy biurku i postukiwała niecierpliwie o nie palcami. Z trudem przełknąłem ślinę. Mam nadzieję, że Harry nic jej nie powiedział. Z walącym sercem podszedłem do niej, stając naprzeciwko, a z moich ust wydobyły się pierwsze nieśmiałe dźwięki:
- Dzień dobry.
- Witaj, Louis - uśmiechnęła się. - Widzę, że prawidłowo wykonałeś zadanie.
Zmarszczyłem brwi.
- Słucham?
- Wywiązałeś się z zadania. Brawo.
To kompletnie mnie zbiło z tropu. Nie miałem pojęcia, o czym kobieta mówiła. Nie chcąc się nad tym dłużej zastanawiać, wyjąłem z torby obraz z Harrym i podałem nauczycielce:
- Nie wiem, o jakim zadaniu pani mówi, ale tu jest praca domowa, którą pani zadała.
Panna Isabelle posłała mi spojrzenie o czystym zdziwieniu. Po chwili odchrząknęła i uśmiechnęła się lekko.
- Jesteś pewien, że nie oddałeś mi już pracy?
- Tak - potwierdziłem stanowczo. - Czemu pani pyta?
Kobieta westchnęła ciężko i wyjęła spod biurka następny obraz na którym widniał Harry. O co w tym chodziło?
- Dzisiaj rano znalazłam tą pracę z podpisem "proszę, oto moja praca. Louis."
Przełknąłem z trudem ślinę.
- Ja… naprawdę nie wiem o co w tym chodzi - co nie było prawdą, gdyż się domyślałem. Wtedy panna Isabelle wstała od biurka i wyszła z Sali. Ja zostałem tam sam. Wziąłem głęboki oddech. To się nie mogło udać. A najgorszy był fakt, że mogło, gdybym nie miał tak długiego języka. Mogłem moją opinię na temat Harry'ego pozostawić dla siebie. Po chwili kobieta wróciła z chłopakiem o bujnych lokach, który posłał mi spojrzenie oznaczające jedno: był zły. Bardzo zły.
- Nie wykonaliście mojego zadania - stwierdziła. - Harry namalowałeś obraz za Louisa, prawda? A on o tym nie wiedział i narysował z pamięci. Oj, chłopcy. Jeśli mieliście zamiar mnie oszukać, mogliście to zrobić bardziej… dokładnie.
Zerknąłem na Harry'ego, który patrzył się w ścianę, a dłoń miał zaciśniętą w pięść. Ociekał wręcz wściekłością. Czuję, że po zajęciach dopadnie mnie i wrócę do domu z rozwalonym nosem. Jestem takim idiotą. Wszyscy powtarzali mi to od dziecka. Z czasem zrozumiałem, że to nieprawda, ale teraz znów dochodzę do wniosku, że może jednak się nie mylili? Zawsze wszystko potrafię spieprzyć. Nawet takie coś.
- To moja wina - odezwałem się. Harry nadal stał, milcząc, więc kontynuowałem: - Potrzebuję więcej czasu. Nie przełamię się od razu.
- W porządku. Chciałam, abyście chociaż spróbowali - rzekła kobieta bardziej pogodnie. - Mam nadzieję, że na przyszłość będziecie wykonywać moje zadania. Ale teraz, za karę, po zajęciach zostaniecie, aby posprzątać salę. Musicie się nauczyć, że mnie się nie okłamuje.
Harry otworzył usta, abym, zapewne, zaprotestować, ale je zamknął, rezygnując. Przekląłem pod nosem. Nie chcę spędzać z nim dodatkowego czasu. Chociaż może to dobry moment do pogodzenia się, ponieważ jutro będę stał pod jego drzwiami jak zbity pies i błagał go, aby pozwolił mi u siebie zanocować. No, po prostu świetnie!
                                                                       ***
Na dzisiejszych zajęciach musieliśmy namalować banana. Naprawdę, panna Isabelle nie wpadała na bardziej szalony pomysł? Nie zdziwiłbym się, gdyby pewnego dnia przyprowadziła kozę i kazała nam ją naszkicować. Westchnąłem. Dla mnie to było głupie i bezcelowe. Bo co jest ciekawego w malowaniu banana? To było banalne, a nawet bardziej. Nawet 4-latek dałby radę. Więc dlaczego my, jako studenci, mający większe pojęcie o tym od przeciętego człowieka, musimy to robić?
- Jak ci idzie? - zapytał Liam, zerkając na moją pracę. Wzruszyłem ramionami.
- Właściwie to całkiem nieźle. Już prawie skończyłem - odpowiedziałem.
- Mój banan na razie przypomina coś na kształt rury - roześmiał się. Zawtórowałem mu, choć nawet nie przyjrzałem się jego dziełu. Miałem coś powiedzieć, ale poczułem, że ktoś stoi za moimi plecami. Nie myliłem się. Po chwili usłyszałem głos:
- Źle. Louis, absolutnie nie czujesz tego obrazu - powiedziała panna Isabelle. Wywróciłem oczami. Nauczycielka była nad wyraz wymagająca. Miałem wrażenie, że dla niej wszystko zrobione przeze mnie było bez sensu. Ale nie powinienem się jej czepiać. Nie wykonałem poprzedniego zadania, a potem próbowałem ją oszukać, właściwie próbowaliśmy, ale to ja mam problem z nagością, więc to moja wina, nie Harry'ego. - Wiesz w ogóle, co przedstawia?
Kiwnąłem głową.
- Banana.
Z ust nauczycielki wydobył się głośny śmiech. Nie miałem pojęcia, o co mogło jej chodzić? A co innego mógł przedstawiać?
- Skojarz banana z czymś innym i maluj. Wykaż się wyobraźnią - poradziła kobieta, a ja zacząłem myśleć. Co przypomina mi banan… no tak. Już wiem. Ale absolutnie nie powiem tego, ani nawet o tym nie pomyślę. Takie granie na mojej psychice jest oburzające.
- Niczego mi nie przypomina - powiedziałem, choć nie było to oczywiście zgodne z prawdą.
- Penis! - wydarł się ktoś z końca Sali. Nawet się nie odwróciłem, tylko siedziałem skulony na krzesełku, czerwieniąc się jak małe dziecko.
- Może być - powiedziała panna Isabelle. - Wiem, Louis, że masz z tym problem, ale ja tutaj nie widzę żadnej nagiej osoby, więc na pewno sobie z tym poradzisz. Maluj.
Kobieta odeszła ode mnie, a ja kompletnie straciłem ochotę na dokończenie obrazu. Próbowałem coś tam malować, ale to już nie było to samo. I nie skorzystałem z rady osoby z tyłu. Nie będę porównywał banana do penisa.

                                                                       ***

Po zajęciach, zgodnie z zaleceniem wykładowczyni, w Sali zostałem tylko ja i Harry. Widziałem, jak chłopak wyrzucał papiery, walające się po podłodze do kosza, starając się nie patrzeć na mnie. Ja tymczasem podlewałem kwiatki. Gdy skończyłem to robić, zacząłem się zastanawiać, czy nie wziąć mopa i nie umyć podłogi, ale zrezygnowałem z tego. Postanowiłem za to umyć tablicę. I gdy to robiłem Harry się odezwał:
-  Pójdę już. Z resztą doskonale dasz sobie radę sam - powiedział, otwierając drzwi. Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Chciał mnie zostawić tutaj?
- Oboje oszukiwaliśmy - zaznaczyłem stanowczo.
- To prawda. Ale tylko ty jesteś takim idiotą - odpowiedział bezczelnie. Zacisnąłem mocniej palce na gąbce. Wyjdę z siebie przez niego. W życiu nie spotkałem się z bardziej samolubnym i rozpieszczonym, chodź biednym chłopakiem.
- A ty jesteś… - urwałem, ponieważ wszedł mi w zdanie.
- Zadufanym w sobie, aroganckim palantem - dokończył z szerokim uśmiechem, który nie był wesoły, raczej ironiczny. - Powinieneś wymyślić mi nową ksywkę, ponieważ ta już mi się przejadła.
Wywróciłem oczami.
- W każdym razie, faktem jest fakt, iż oboje oszukiwaliśmy i oboje powinniśmy ponieść za to karę.
- Po pierwsze: sprzątnąłem papiery. A po drugie: uzgodniliśmy, że malujemy siebie nawzajem.
- Ty to uzgodniłeś. W dodatku sam ze sobą - odgryzłem się. Prawda była taka, że wczoraj byłem tak zestresowany dzisiejszym dniem, iż kompletnie zapomniałem o tym, co Harry mówił. Chyba rzeczywiście wspominał przed wejściem do samochodu, że namaluje siebie, abym ja nie musiał tego robić. Nie miałem problemów z przyznaniem się do błędu, ale nie przed takim dupkiem, któremu tylko zrobię tym przyjemność.
- Myśl jak chcesz. W każdym razie, ja wychodzę. - powiedział, otwierając drzwi. Gotowało się we mnie coraz więcej złości. Ten kretyn zamierzał wyjść i zostawić mnie kompletnie samego? Nie mogłem uwierzyć w to, jaki był bezczelny. Nie będę go prosić o żadną łaskę. Ławki w parku też mogą być wygodne, prawda?
- Samolubny drań! - krzyknąłem na odchodne, ale odpowiedział mi trzask zamykanych drzwi.

                                                                       ***

Wracałem do domu taki wściekły, że omal nie wpadłem pod samochód. Mężczyzna jadący nim zaczął coś do mnie krzyczeć, a ja o mało nie pokazałem mu środkowego palca, ale odezwała się we mnie moja cholerna nieśmiałość i zrezygnowałem z takiego rozwiązania. Nie zwróciłem za to na niego uwagi i nadal szedłem przed siebie. Jak ten dupek mógł mi to zrobić? Te studia to było spełnienie moich marzeń, ale on sprawia, że stają się moim największym koszmarem.
Gdy otworzyłem drzwi wejściowe, usłyszałem dziwną ciszę w domu, w którym zwykle było głośno. Pomyślałem więc, że nikogo nie ma i, zadowolony z takiego rozwiązania, chciałem iść do swojego pokoju i zaszyć się w nim na całą wieczność. Dobrze, że jutro mamy wolne. Naprawdę, uniwersytet to jest w tej chwili ostatnie miejsce, w którym chce się znaleźć. Położyłem torbę na kanapie i spojrzałem za okno. Była cudowna pogoda i szkoda by było przesiedzieć cały dzień w domu, więc skierowałem swoje kroki na taras, który znajdował się za szklanym drzwiami w salonie. Otworzyłem je i własnym oczom nie mogłem uwierzyć! Czyli już wiem gdzie znajdowała się rodzinka.
- Louis! - krzyknęła pani Horan, machając do mnie. Leżała na leżaku z okularami przeciw słonecznymi na nosie i… to chyba była jedyna rzecz, którą miała na sobie, bo poza tym znajdowała się naga, podobnie jak jej mąż i Niall. Lisa także tam była, tyle że w kostiumie kąpielowym. Dzięki Bogu, że jej również nie musiałem oglądać bez niczego. - Rozbierz się i przyłącz do nas! - dodała radośnie. Starałem się patrzeć w drugą stronę. Naprawdę nie miałem najmniejszej ochoty oglądać ich nago.
- Ja… ja… - zacząłem się jąkać, nie wiedząc, jakie kłamstwo wymyślić. - Um, jestem zmęczony. Może kiedy indziej.
- To właśnie idealny sposób, aby się zrelaksować - nalegała dalej kobieta. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
- Nie zmuszaj go, mamo - odezwała się Lisa, za co byłem jej cholernie wdzięczny.
- Louis, nie wstydź się! - powiedział Niall. - I tak cię już widziałem nago. Dwa razy - dodał poruszając wymownie brwiami. Zdecydowanie zacząłem się rumienić. - I stwierdzam, że nie masz się czego wstydzić.
"Błagam Niall, przestań" - powtarzałem w myślach.
- Naprawdę jestem wykończony - rzekłem, drapiąc się, cały zestresowany, w kark. - Ale dziękuję za zaproszenie.
- Och, no dobrze - westchnęła kobieta. - To przynieś mi, kochanie, chociaż krem do opalania. Jest w łazience, w górnej szafce - poprosiła. Kiwnąłem głową i zniknąłem w głębi mieszkania. Tam stanąłem pośrodku salonu, zaczynając ciężko oddychać. Boże, to, co przed chwilą zobaczyłem, na długo pozostanie w mojej pamięci. Jak można nie mieć wstydu? I to przed własną rodziną? Ja bym sobie nigdy na takie coś nie pozwolił, nawet przed moją dziewczyną. Jak widać, jedyną normalną osobą tutaj jest Lisa. Szkoda, że ma taką niepełnosprawną umysłowo rodzinę. Wziąłem kolejny głęboki oddech i, ociągając się, poszedłem do łazienki. Nie mogłem uwierzyć, że zaraz będę musiał tam wrócić. Nie chcę tego. Naprawdę nie.
Otworzyłem górną szafkę i zacząłem po kolei świdrować wzrokiem różne kremy, toniki czy balsamy, aż nagle natrafiłem na tubkę z napisem "krem do opalania". Tak, to musi być to. Pochwyciłem to w rękę i zamknąłem drzwiczki. Gdy się odwróciłem, wydałem z siebie cichy pisk, ponieważ przede mną znajdowała się Lisa, której kompletnie się nie spodziewałem. Uśmiechała się do mnie, czego nie byłem w tym momencie w stanie odwzajemnić.
- Daj. Ja to zaniosę mamie - powiedziała.
- Dziękuję - odpowiedziałem, podając jej krem. Nawet nie udawałem, że mogę to zrobić i to żaden problem. Bo to zdecydowanie był problem. Bardzo duży.
- Przepraszam za tę… sytuację.
- Nie ma sprawy. Zdążyłem się już przyzwyczaić, że Francja nie jest normalnym krajem.
Po tych słowach oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Wiesz…. Miło mi się ostatnio z tobą spędzało czas w kawiarni. Myślę, że powinniśmy to powtórzyć, tylko tym razem zabiorę cię gdzie indziej - powiedziała tajemniczo.
- Gdzie? - zapytałem sam siebie, ponieważ, nim się zorientowałem, dziewczyny już nie było. Westchnąłem.

                                                                       ***

Następnego dnia pani Horan od rana ustawiała świecie w całym domu i miała wyjątkowo dobry humor. W przeciwieństwie do mnie. Byłem zły i smutny jednocześnie, ponieważ perspektywa samotnego spania na ławce, gdzie znów mogę zostać okradziony, nie była satysfakcjonująca. Śniadaniem zajęła się Lisa, ponieważ, jak powiedziała jej mama, "Ona nie ma teraz do tego głowy". Chyba powinienem pominąć fakt, że miała na sobie tylko bieliznę i prześwitujący czarny szlafrok? No cóż, tak właśnie było. Obawiałem się, że jutro po powrocie cała nasza trójka zastanie dom w opłakanym stanie. Ta rodzina prowadziła, zdaje się, bujne życie seksualne i na pewno nie mieliby oporów przed spróbowaniem czegoś nowego.
Zadeklarowałem się, że pomogę w robieniu tostów, ale Lisa absolutnie odmówiła. Niall tymczasem czytał gazetę, pogrążony w swoim świecie.
- Kolega, u którego będziesz spać, to…. - zaczęła Lisa.
Przez moment nic nie odpowiadałem. Liam, Harry, Liam, Harry, Liam, Harry. Te dwa imiona krążyły po mojej głowie i nie chciały wyjść.
Nie wiem, czy to przez to, że więcej czasu z nim spędziłem, czy po prostu dlatego, że jestem takim idiotą, ale powiedziałem….
- Harry.
- Och - dziewczyna zmarszczyła brwi i nawet nie zauważyła, jak dwie kromki chleba wystrzeliły z tostera. - Ten Harry, którego nie lubisz?
- Tak. To ten - odpowiedziałem, spuszczając wzrok, wściekły sam na siebie. Nie zasługiwał, aby nawet o nim wspominano.
- Mówiłam, że się polubicie. Ciebie nie da się nie lubić - uśmiechnęła się do mnie promiennie, a ja miałem wrażenie, że zaraz się opluję. Błagam. Nie lubimy się jeszcze bardziej niż ostatnim razem. - A więc, Niall zawozi mnie do koleżanki, więc ciebie może bez problemu podrzucić do Harry'ego, prawda, Niall?
Dopiero wtedy blondyn otrząsnął się z zamyślenia i, odkładając gazetę, rzekł:
- Tak, tak, jasne. Nie ma sprawy.
Cholera. Czyli nici z samotnego spania na ławce. Dzięki Bogu, że wtedy pojechałem z nim i Zaynem do jego domu, ponieważ nie miałbym pojęcia, gdzie mieszka i to by było co najmniej dziwne.
- Mogę tam iść piechotą. Żaden problem - powiedziałem,  co było prawdą. Spokojnie doszedłbym tam o własnych siłach albo zamówił taksówkę, chociaż zastanawiam się, jak bym się dogadał z kierowcą.
- Dla nas absolutnie też! - Lisa wyjęła w końcu upieczone kromki chleba na talerz i podała najpierw mi. Niall spojrzał na nią oburzonym wzrokiem, ale nic nie powiedział. - To uszykuj się za dwie godziny - dodała. Kiwnąłem głową. Jestem ciekaw miny loczka, gdy zobaczy mnie przed swoimi drzwiami.

                                                                       ***

Czarna piżama - wzięta. Szczoteczka - wzięta. Kapcie - wzięte. Szczotka - wzięta. Szampon - wzięty. Ubrania na zmianę - wzięte. Melisa - wzięta. Krem na noc - wzięty. Telefon - wzięty. Kanapki - wzięte. Szlafrok - wzięty. Poduszka - wzięta. Koc - wzięty.
Niektóre rzeczy może wydają się absurdalne, ale nie mam pewności, czy wielkoduszny Harry użyczy mi swojego jedzenia, a w ogóle może kazać spać na klatce schodowej, dlatego zaopatrzyłem się w poduszkę i koc. A melisa - nie oszukujmy się. Ten dupek każdego potrafi wyprowadzić z równowagi, nawet najspokojniejszą osobę. Tak, tak, mówię o sobie. Jestem bardzo spokojny, ale absolutnie nie przy nim.
W samochodzie Niall puścił na full jakąś francuską piosenkę i zaczął śpiewać. Siedziałem z tyłu z miną człowieka, który właśnie zjadł coś kwaśnego. Okno było otwarte, więc wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony. Na początku poprawiałem fryzurę, ale potem dałem temu spokój. Prócz Lisy, nie mam dla kogo ładnie wyglądać.
Opisałem bardzo chaotycznie drogę Niallowi i, gdyby sam się nie domyślił, gdzie to jest, to jestem pewien, że nie dojechalibyśmy pod właściwy adres. Na szczęście poznałem znajomy budynek i powiedziałem:
- To tutaj.
Wtedy blondyn zaparkował, choć równie dobrze mógłby się po prostu zatrzymać. Droga i tak była pusta. Niechętnie otworzyłem drzwiczki i, dziękując za podwózkę, zabrałem swoją torbę, która, nie ukrywam - była dosyć ciężka.
Potem wszedłem do środka, kierując się schodami na górę.
Gdy znalazłem się pod jego drzwiami, z mieszkania naprzeciwko usłyszałem znajome szczekanie psa. Rzeczywiście. Każdy mógłby się wkurzyć. Przełknąłem z trudem ślinę i zapukałem do drzwi.
Nie mam pojęcia, dlaczego to robię, ale naprawdę nie chciałem nocować na zewnątrz, tym bardziej, iż niebo było prawie czarne i w przeciągu godziny mogło zacząć lać i grzmieć. Wolałem mieć schronienie, nawet u takiego dupka.
Usłyszałem kroki. To on.
Cholera.

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 3 "Czuję, że będziemy na siebie skazani przez dłuższy czas, więc warto jakoś do siebie dotrzeć".


Uchyliłem lekko drzwi, chcąc zbadać dokładnie teren. Naprawdę, ledwo się powstrzymywałem przed krzyknięciem: „ubierz się!”, ale nie miałem pewności, czy Harry rzeczywiście znajduje się bez ubrań. Postanowiłem nie ryzykować. Odsunąłem jeszcze bardziej drzwi i przez szparę wystawiłem nogę, chcąc dać chłopakowi do zrozumienia, że mam zamiar tutaj wejść i aby nie robił nic głupiego. Jednak zauważyłem, że go nie ma! Zdziwiony, zacząłem rozglądać się uważnie po całej Sali. Spojrzałem na zegarek na ręce, jest dokładnie 14:30. Mieliśmy spotkać się tutaj 10 minut temu. Dlaczego do tej chwili nie przyszedł? A może stwierdził, że woli olać te zajęcia niż oglądać mnie nago? Wiedziałem! Jakim trzeba być głupcem, aby mnie chcieć?
Ze spuszczoną głową rzuciłem torbę w kąt i opadłem na stojące pod ścianą krzesełko z ciężkim westchnieniem. Moja chwila błogości nie trwała długo, ponieważ nadszedł Harry. Dyszał. Widać było, że biegł. Zresztą, on w ogóle szybko się męczy. Musi mieć astmę albo coś w tym stylu.
– Musiałem zostać po zajęciach – powiedział. Wywróciłem oczami. Serio, nie było lepszej wymówki?
– Nie musisz się tłumaczyć. Doskonale zdaję sobie sprawę, że takiego kogoś jak ja nie trzeba traktować z szacunkiem – odpowiedziałem, wstając z krzesełka. W porządku. Miejmy to za sobą. Wziąłem głęboki oddech, wyobrażając sobie jak zdejmuję ubrania, jednak nawet w moich wyobrażeniach to było straszne i poniżające. Więc jak może być w realu? Jeszcze gorzej? Nie przeżyję tego.
– Uważasz, że nie szanuję cię, dlatego, iż spóźniłem się? – zdziwił się. Odstawił swoją torbę na jedną z ławek i ściągnął bluzę, pozostając w czarnej koszulce z krótkim rękawem. Na nogach miał czarne rurki z dziurami na kolanach, a na głowie tego samego koloru kapelusz. Jego palce pokrywały dwa złote pierścienie. Wyglądał całkiem… dostojnie.
– Tak, tak uważam – powiedziałem pewnie. Zauważyłem, że Harry chichocze pod nosem. Więc dla niego to jest zabawne? Poczułem, jak robię się czerwony na twarzy ze złości. Denerwuje mnie on, jego styl bycia, jego ubrania, jego mimika twarzy, w ogóle wszystko, co jest z nim związane, mnie drażni! Ta jego „idealność” może doprowadzić na skraj obłędu. – Bawi cię to? – spytałem z wyrzutem. – Bo jeśli dla ciebie TO jest zabawą, to możemy sobie od razu podziękować i oszczędzić dramatycznych wspomnień – rzekłem, kierując się w stronę wyjścia. Jednak zapomniałem wziąć torby, więc tuż przy drzwiach odwróciłem się i wróciłem po moją zgubę.
– Dramatycznych wspomnień? – powtórzył. – Nie będziemy uprawiać seksu – zauważył z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Poważnie. Miałem niewyobrażalną ochotę go uderzyć.
– Daruj sobie traktowanie mnie z góry, dobra? – powiedziałem podniesionym tonem, stojąc naprzeciwko niego, jednak niezbyt blisko.
– Nie traktuję cię z góry. Zresztą, nie muszę tego robić. Sam to robisz – powiedział, zakładając ręce na klatkę piersiową.
– Uważasz, że traktuję samego siebie z góry? – nie mogłem wprost w to uwierzyć.
– Tak – potwierdził, kiwając głową.
– To śmieszne.
Harry w odpowiedzi wzruszył ramionami.
– Dobra, nie mam czasu na gadki. Umówiłem się z kimś później. Rozbieraj się – rzekł rozkazującym tonem, który nie spodobał mi się. Traktuje mnie jak marionetkę, którą można dyrygować.
– Słucham? – naprawdę miałem nadzieję, że się przesłyszałem i wcale tego nie powiedział.
– To, co słyszałeś. Rozbieraj się. A ja usiądę sobie o, tutaj. – W tym momencie zajął miejsce na jednym z krzeseł. – I namaluję cię.
– Nie rozbiorę się. – Przysięgam. Słowa same wypłynęły z moich ust. Nie to chciałem powiedzieć, ale najwyraźniej moja podświadomość lepiej wiedziała. Harry nie wyglądał na zaskoczonego. Wręcz przeciwnie. Na znudzonego. Udał, że ziewa i, wywracając oczami, powiedział:
– Panna Isabelle nie zaliczy nam tych zajęć, pamiętasz? No, chyba, że już ci nie zależy na tych lekcjach, to zmykaj do swojej pieprzonej Anglii i daj nam, prawdziwym artystom, się kształcić. Naprawdę nie potrzebujemy napuszonych księżniczek, które będą stroić fochy.
Przygryzłem dolną wargę, aby nie wybuchnąć. To, co powiedział, było naprawdę wredne. Mierzyłem go przez jakiś czas wzrokiem, póki słowa same nie wydostały się z moich ust. Ociekały jednak jadem i czystą nienawiścią:
– Nie znasz mnie i mojej historii, więc nie masz prawa wydawać osądów. A co, jeśli zostałem zgwałcony i dlatego nie chcę pokazywać swojego ciała?
– A zostałeś?
Praktycznie wszedł mi w zdanie. Wziąłem głęboki oddech, nim odpowiedziałem:
– Nie, ale…
– Właśnie. Więc nie masz powodu do ukrywania swojego ciała. Jest ładne i powinieneś je częściej eksponować. Kiedy idziesz na basen też chowasz się pod rurkami i bluzkami? Wątpię. Słuchaj, myślę, że powinieneś stanąć nago przed lustrem. Wtedy zobaczysz, że nie masz się czego wstydzić.
– Po pierwsze: nie możesz tego wiedzieć, a po drugie: już próbowałem i… krótko mówiąc, nic z tego nie wyszło – odpowiedziałem, przypominając sobie okropną sytuację z wczoraj, gdy to Niall wszedł do łazienki i widział mnie nagiego. Od tamtego momentu w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. A właściwie ja starałem się go unikać. Gdy tylko go widziałem, wracałem się schodami na górę i zamykałem w swoim pokoju. Ta taktyka jest dobra. Z czasem Niall zapomni o tym i da temu spokój.
– To spróbuj jeszcze raz – powiedział bez problemowo. „To nie jest takie proste” – pomyślałem, jednak nie wypowiedziałem tego na głos. Czułem, że nie dam rady go przekonać. On wiedział swoje. Był uparty. Zresztą tak jak i ja. Jednak, w przeciwieństwie do niego, wiedziałem, kiedy należy odpuścić. – Odsłonisz swoje ciało czy tracę niepotrzebnie czas?
– A dlaczego ty tego nie zrobisz? – tego pytania chyba się nie spodziewał, ponieważ zamilkł. Nie mówił nic przez kilka sekund. Już myślałem, że wygrałem i chciałem wyjść, ale zaczął:
– Żebyś zakrywał oczy i rumienił się na twarzy? Nie, dzięki. Jeśli przełamiesz się w tej kwestii i będziesz miał ochotę popatrzeć na mnie nago, to daj znać – puścił mi oczko. Cholera. Moje policzki chyba właśnie pokryły się rumieńcami. Mam nadzieję, że tego nie zauważył.
– Nie sądzę, aby to nastąpiło szybko, o ile w ogóle nastąpi i mam na myśli kwestię przełamania się, a nie oglądania ciebie nago – wyjaśniłem.
– Dobra. Miałem kilka godzin, aby to przemyśleć i doszedłem do wniosku, że ty namalujesz swój obraz, a ja swój i powiemy pannie Isabelle, że daliśmy radę i pokonałeś swój lęk.
Zmarszczyłem brwi.
– Mamy oszukiwać? Tak nie można! – oburzyłem się.
– Nie musimy oszukiwać – odpowiedział bezproblemowo, wzruszając ramionami. – Możemy być uczciwi – uśmiechnął się, posyłając mi jednoznaczne spojrzenie. Wywróciłem oczami. To nie zadziała. Harry miał rację. Jego plan był dobry. Och, nienawidziłem wciskać ludziom kłamstw z jednej prostej przyczyny – byłem w tym cholernie kiepski. Panna Isabelle połapie się, że coś jest nie tak, a wtedy znajdziemy się w jeszcze gorszej sytuacji niż teraz.
– Dobra, trzymajmy się twojego planu – powiedziałem niechętnie. Uśmiech na twarzy Harry’ego się poszerzył i, zadowolony z takiego obrotu spraw, wstał z krzesełka i skierował się w stronę wyjścia. Odetchnąłem z ulgą, że nie będę musiał go już oglądać, jednak zauważyłem, że patrzył się na mnie wyczekująco, przytrzymując drzwi. Setny chyba już dziś raz przewróciłem oczami i wyszedłem, szturchając go celowo przy przejściu. – Nie musisz mnie traktować jak księżniczkę. – rzekłem, czując, że idzie tuż za mną. Nie myliłem się. Po chwili odpowiedział mi głos:
– To przestań się tak zachowywać.
To poraziło mnie niczym piorun. Nie zachowuję się jak księżniczka. W ogóle nie jestem księżniczką. Niech Harry wbije to sobie do swojej ślicznej główki. Nie miałem lekko w dzieciństwie, a dowalanie mi dodatkowo teraz, gdy jakoś starałem się funkcjonować, było poniżej krytyki.
– I kto to mówi – prychnąłem pod nosem. Harry zapewne odpowiedziałby mi coś swoim chamskim językiem, ale doszliśmy do wyjścia z budynku, a tam zaczął machać w stronę jakiegoś czarnego BMW. Zmarszczyłem brwi. Czy to była ta osoba, z którą miał się umówić po zajęciach? Więcej niż pewne, odpowiedź: tak.
Zauważyłem, że z auta wysiadł wysoki chłopak z czarnymi, krótko przyciętymi włosami. Miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę i ciemne spodnie. Harry ma randkę z chłopakiem? On jest gejem? Za dużo informacji na raz. A może to jego brat?
– Kto to jest? – nie mam pojęcia, dlaczego spytałem. Może byłem po prostu zbyt ciekaw?
– Moja dzisiejsza zabawka do pieprzenia – uśmiechnął się w moją stronę cwaniacko. Znowu. Zacząłem krztusić się własną śliną tak, że chłopak, który właśnie nadszedł, zapytał, czy wszystko w porządku. Uniosłem jednego kciuka w górę. Harry naprawdę musiał być taki bezpośredni? Cholera. I on ma czelność nazywać mnie „księżniczką”? Ten bezczelny dupek, który zapewne uprawiał seks z połową Francji?
– Na pewno już wszystko w porządku? – upewnił się nieznajomy.
– Tak – odpowiedziałem niepewnie. Spojrzałem na Harry’ego, którego kąciki ust cały czas były uniesione ku górze. Podobało mu się dręczenie mnie.
– Jesteś nowym kolegą Harry’ego? – zapytał. Nie miałem pojęcia, czy w tym pytaniu ukryty był jakiś podtekst seksualny, czy nie? „Kolega”, kolega od czego? Od pieprzenia? Czy taki zwykły kolega?
– Chodzimy razem na zajęcia z malarstwa – wyjaśniłem. Uznałem, że taka odpowiedź będzie najbezpieczniejsza. Chłopak kiwnął głową, po czym wyciągnął w moją stronę dłoń, przedstawiając się:
– Zayn.
– Louis – uścisnąłem ją.
– Już? Skończyliście? – przerwał nam Harry, wywracając oczami. Wtedy nasze spojrzenia skupiły się na nim.
– Ktoś tu jest zazdrosny – uśmiechnął się w jego stronę Zayn. Taa, jak można być zazdrosnym o mnie? Po pierwsze: nie jestem gejem, a po drugie: nawet gdybym był, to marne szanse, że odbiłbym Zayna komuś takiemu jak Harry.
– Spierdalaj – mruknął. – Louis, jedziesz do mnie? – zapytał, wzdychając ciężko. Chyba humor mu się zepsuł. Nie wiedziałem tylko, dlaczego? Może naprawdę widział we mnie konkurencję? Ale to śmieszne.
– Co? – przypomniałem sobie wtedy o dzisiejszej nocy Harry’ego i Zayna. Wystraszyłem się, że chcieli zaznać czegoś nowego i Harry ubzdurał sobie, że stworzymy razem trójkącik. – Po co?
– Żeby się poznać? – wzruszył ramionami. – Pogadać o twoim problemie z nagością? Czuję, że będziemy na siebie skazani przez dłuższy czas, więc warto jakoś do siebie dotrzeć. Znam pannę Isabelle nie od dziś i wiem, że jak coś sobie postanowi, to będzie się tego ciasno trzymać.
– Nie wiem… - odparłem, nieprzekonany. Na pewno Zayn też pojedzie z nami, skoro ma dzisiaj zarezerwowaną noc z Harrym i jeszcze zaczęliby się obściskiwać na kanapie, a ja czułbym się dziwnie. – Nie chcę wam psuć wieczoru.
– Nie zepsujesz – odpowiedział Zayn. – Bo dzisiaj nie spędzamy go razem. Mam zaplanowany ten wieczór z moją dziewczyną.
– Ale Harry mówił, że ty i on, że wy… no wiesz, sypiacie ze sobą – wydukałem, zawstydzony. Zayn wybuchnął głośnym śmiechem. Poczułem się jak skończony idiota. Nie wiem, dlaczego? To Harry’emu powinno być głupio.
– Naprawdę tak mu powiedziałeś? – Zayn zwrócił się do swojego przyjaciela. – Jesteś niemożliwy – pokręcił głową, nadal rozbawiony. – Nie sypiamy ze sobą – teraz mówił to do mnie. – Jestem hetero, w przeciwieństwie do niego – wskazał palcem na Harry’ego, który coś mruczał pod nosem. Nie wiem dlaczego, ale poczułem ulgę. I to wcale nie oznaczało, że Harry mi się podoba czy coś. Bo nawet go nie lubiłem, ale Zayn był zbyt miły i fajny na takiego kogoś jak on. Przynajmniej jego nie wykorzystywał. Ale zaraz potem dotarły do mnie jego słowa. „Jestem hetero, w przeciwieństwie do niego”. Czyli Harry naprawdę był gejem… Nie czułem się dobrze z tą myślą. Wolałbym, aby kręciły go dziewczyny. Teraz boję się z nim jechać do jego domu. W zasadzie, znam go od dwóch dni i nie wzbudził mojego zaufania. Dlaczego miałbym aż tak ryzykować? Nie jestem taką osobą.
– Chyba spasuję – powiedziałem.
– Nie to nie – odpowiedział Harry, wyraźnie zły. – Maluj sobie sam w domu, tylko jutro nie przychodź z płaczem, że coś ci nie wyszło. Pomyślałem sobie, ze mógłbym zrobić to za ciebie, ale skoro wolisz inaczej, to okej.
Razem z Zaynem zaczęli iść do samochodu. Gdy oboje zamknęli za sobą drzwiczki i przypięli się pasami, nagle coś we mnie drgnęło. Harry miał naprawdę genialny pomysł. Tylko szkoda, że nie powiedział mi tego od razu, zanim zacząłem mieć wątpliwości co mojego pojawienia się w jego domu. Szybko ruszyłem z miejsca i zacząłem biec w stronę ich auta. Usłyszałem jednak, że Zayn odpalił i odjechał z parkingu. Stałem i patrzyłem się za odjeżdżającym samochodem jak idiota. Ciężko westchnąłem. Jak ja wszystko zawsze potrafię zwalić. Serio. Muszę mieć do tego jakiś wrodzony talent, bo normalni ludzie nie są takimi beznadziejnymi przypadkami. Moją największą wadą jest moje niezdecydowanie. Gdyby nie ono życie byłoby piękniejsze o 180 stopni.
Zajęty użalaniem się nad sobą, nie zauważyłem, że czarne BMW zatrzymało się parę metrów dalej. Dopiero, gdy Harry otworzył drzwiczki i krzyknął do mnie:
– Masz zamiar wsiąść czy nadal tak stać?!
Otrząsnąłem się wtedy z rozmyślań i podbiegłem do nich, otwierając drzwiczki i wchodząc do tyłu. Zayn zerknął na mnie z wstecznego lusterka i posłał lekki uśmiech. Harry wyglądał na zirytowanego. I kto tu zachowuje się jak fochiasta księżniczka? Prawdopodobnie pomylił mnie ze sobą. Dalsza droga upłynęła nam w milczeniu. I to lubię.
                                                                       ***
Gdy pożegnaliśmy się z Zaynem, Harry skierował się w stronę obskurnego budynku. Przyznaję – nie przywykłem do takich warunków, gdyż moi rodzice byli bogaci i mieszkaliśmy w wielkiej willi. Dom Horanów także nie był ubogi. Cóż, miejmy nadzieję, że w środku jest lepiej niż na zewnątrz. Dotarliśmy do klatki schodowej i tam, po stopniach, udaliśmy się do drzwi z numerem 15. Naprzeciwko dało się słyszeć głośne szczekanie psa. Harry, wywracając oczami, podszedł do drzwi i mocno uderzył w nie pięścią krzycząc:
– Pani Wilson! Mogłaby pani uspokoić swojego nieznośnego psa lub go uśpić, tak, jak proponowałem? Mówię pani! Kiedyś wszyscy mieszkańcy budynku złożą petycję przeciwko temu bydlęciu i znajdzie się w schronisku!
Robiłem wszystko, aby ukryć mój chichot, jednak, mimo usilnych starań, nie dałem rady. Harry nie zareagował. W duchu dziękowałem Bogu. Po chwili drzwi się otworzyły a w progu ukazała się niska, siwa kobieta koło 60. Wyglądała na złą. Miała coś powiedzieć, zapewne niegrzecznego, gdy zauważyła mnie. Zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów, mrużąc przy tym oczy.
– No proszę, proszę – założyła ręce na klatkę piersiową. – Mój pies nie będzie już taki ważny, gdy inni się dowiedzą, że jesteś pedałem – powiedziała uśmiechając się przy tym ironicznie. Harry jednak w ogóle się tym nie przejął. Wywrócił oczami i powiedział:
– Nigdy nie ukrywałem, że wolę kutasy.
Najwyraźniej nie tylko mnie zniesmaczyła jego bez pośrednia odpowiedź, ale także i Panią Wilson.
– Ale nigdy nie przyprowadzałeś tutaj dziwek na jedną noc – powiedziała wyniosłym tonem, tak jak gdyby fakt, że jest kobietą i to dużo starszą, czynił ją lepszym. Jej słowa mnie mocno zabolały. Spuściłem wzrok i westchnąłem. Harry parsknął śmiechem. Świetnie! Dla niego to powód do śmiechu, a dla mnie udręka. Chcę wrócić do domu. Ale nie tego w Anglii. Tutaj. We Francji. Chcę znaleźć się obok Lisy i popatrzeć na nią. Tylko tyle.
– Proszę się przyzwyczaić, pani Wilson – powiedział Harry, podszedł do mnie i objął mnie ramieniem z szerokim uśmiechem. – Bo Louis będzie tu wpadał o wiele częściej niż na jedną noc i możemy panią zapewnić już teraz, że nie mamy zamiaru zachowywać się cicho, więc proszę się postarać o dobre zatyczki, podczas gdy będę mu obciągał, a on w rozkoszy jęczał moje imię.
Pani Wilson stała tam z rozdziawioną buzią i po prostu na niego patrzyła. W normalnej sytuacji wybuchnąłbym śmiechem, ale byłem tak zaskoczony jego słowami, że nie mogłem nic z siebie wykrztusić. Potem kobieta prychnęła pod nosem i zniknęła za drzwiami, mocno nimi trzaskając. Chciałem powiedzieć Harry’emu, że to było świetne, ale aby żadnej innej osobie nie mówił takich rzeczy. Pani Wilson to był bezgraniczny wyjątek. Naprawdę. Gdybym ja był na jego miejscu, prawdopodobnie zrobiłbym to samo. Jednak Harry przestał mnie obejmować i wsadził klucz do drzwi, otwierając je tym sposobem. Podążyłem za nim i już po chwili znaleźliśmy się w jego skromnym mieszkaniu. Było o wiele ładniejsze niż ten obskurny budynek, ale bynajmniej nie mogę powiedzieć, że czyste. W kącie walało się kilka niepotrzebnych rzeczy, a na stole znajdowały się brudne talerze, zapewne z porannego śniadania. Ciemny dywan już dawno prosił się, aby go poodkurzać, a zlew aby pozmywać naczynia. Postanowiłem jednak nie zwracać na to uwagi. Nie moje mieszkanie – nie moja sprawa.
– Tu jest naprawdę… przytulnie – wykrztusiłem w końcu.
– Żeby było jasne: nie zamierzam ci obciągać – zwrócił się do mnie Harry, stojąc naprzeciwko. Kiwnąłem głową.
– Wiem. Powiedziałeś to, aby ją wkurzyć. Swoją drogą, dlaczego cię tak nie lubi? – zapytałem, idąc za chłopakiem, który podążył w stronę kuchni. Salon był praktycznie z nią połączony i te dwa pomieszczenia oddzielał tylko długi blat kuchenny.
– Kiedyś się we mnie kochała – odpowiedział otwierając lodówkę. Wywróciłem oczami. – Ale potem dowiedziała się, że wolę…
– Błagam, tylko nie mów kutasy – poprosiłem. Harry przymknął na moment drzwiczki, aby na mnie spojrzeć. Jego usta rozciągnęły się w ironicznym uśmieszku.
– Chciałem powiedzieć chłopców – rzekł i ponownie zatopił swoje oczy we wnętrzu lodówki.
– Jasne – mruknąłem, nieprzekonany. – A tak szczerze?
Harry westchnął.
– Próbowałem otruć jej psa – wyznał. Zamknął lodówkę, decydując się po krótszej debacie na banana. Ja tymczasem spojrzałem na niego oburzony. Jak można próbować otruć psa? Jak można próbować otruć cokolwiek? – Na nieszczęście, w porę zawiozła go do weterynarza i tym sposobem udało się uratować to przeklęte zwierzę – westchnął, wyraźnie niezadowolony. – To okropne z mojej strony, ale nie dawał mi spać 5 nocy z rzędu. Miałem wory pod oczami i myślałem, że umrę z niewyspania.
– Nic cię nie usprawiedliwia – powiedziałem stanowczo.
– Tak, jak nic nie usprawiedliwia twojej niechęci do nagości.
– To co innego – upierałem się. Harry jednak wydawał się być nieprzekonany. Położył na tacy banana i odkroił czubek od tyłu. Zmarszczyłem brwi. – Nie otwiera się w ten sposób bananów – stwierdziłem.
– Ja tak robi. – spojrzał na mnie z wyraźną niechęcią. No, jasne! Bo jak taki ktoś jak on miałby spojrzeć na takiego kogoś jak ja z jakimikolwiek uczuciami prócz nie chęci? – Jak ci się nie podoba, to mam dla ciebie radę – zrobił krótką pauzę po czym kontynuował: – Spierdalaj.
– Jak możesz być ubogi, a przy tym takim chujem? Myślałem, że jesteś taki, ponieważ rodzice cię rozpieszczali, ale najwyraźniej masz tak od urodzenia.
Harry zaprzestał wykonywanej czynności i spojrzał na mnie nie z niechęcią, teraz to był czysty gniew.
- Masz się za lepszego, bo miałeś super bogatych starych, którzy płacili za twoje wszystkie gówniane zachcianki? Sorry, ale gdy byłem mały, zastanawiałem się jak to jest chodzić do wesołego miasteczka czy bawić się zwykłymi zabawkami. Bo moi starzy nie mieli na to kasy!
– Ale moi starzy chociaż nie wychowali mnie na zadufanego w sobie, aroganckiego palanta! – krzyknąłem, sam siebie zaskakując, ponieważ nie zdarzyło mi się jeszcze tak wybuchnąć. Umilkliśmy na chwilkę. Miałem wrażenie przez moment, że Harry zaraz podejdzie i mnie uderzy, ale nie zrobił tego.
– Skoro jestem takim zadufanym w sobie, aroganckim palantem, to maluj sobie sam – rzekł, wymijając mnie i trącając specjalnie ramieniem.
Westchnąłem. Przesadziłem. Nie musiałem tego mówić. Pierwszy raz to ja zachowałem się jak skończony dupek. Ale bycie bogatym nie oznacza wcale życia usłanego różami, a bycie biednym nie oznacza, że musisz być dobry i miły dla wszystkich dookoła. Dzisiejszego dnia tego się nauczyłem.
Będąc pewny, że dzisiaj już nic z tego nie wyjdzie, wyszedłem z jego domu, nawet się nie żegnając. Mam nadzieję, że jutro panna Isabelle da mi jakąś taryfę ulgową i jednak zaliczę jej zajęcia.
________________________________________________________________
Wokalistą, który był w polsce okazał się Cris Cab nie Justin Bieber jak niektórzy pisali haha.
Mam nadzieje, że nie jesteście zawiedzeni rozdziałem i wam się podobał :).
Ten rozdział również betowała (podaje jej TT)  Silver_Tiger_ za co bardzo jej dziękuje.
Chciałem to ff przenieść na tumblr ale naprawdę ON NIE JEST DLA MNIE. Niestety :C . Sam byłem zły, ponieważ już się na niego nastawiłem ale wyszło jak wyszło.
Miła dziewczyna z fb mi tłumaczyła o co tam chodzi ale głupi Roberto nie rozumie.
Liczę na to, że chociaż połowa czytających skomentuje haha xx
Do następnego!

poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 2 "Jesteście jak ogień i woda"


Mówiąc, że nie przepadam za nagością miałem na myśli „wyobrażanie sobie tego” a nie siedzenie naprzeciwko całkiem nagiego chłopaka, który stał pewny siebie w wyzywającej pozie. Czułem jak dłonie zaczynają mi się pocić a po głowie przelatywały różne myśli głównie: „Chcę stąd uciec”, „Błagam zabierzcie mnie” i tym podobne. Aby kompletnie nie zwariować, starałem się nie patrzeć na Harry’ego tylko malować z pamięci bo wbrew pozorom wiem jak wygląda nagi mężczyzna i nie mówię tu o tym, iż widziałem tylko siebie nago. Tak, Louis Tomlinson uprawiał kiedyś seks ze swoim najlepszym przyjacielem.  I nie, wciąż nie jestem gejem a właściwie to koniec tematu.
Nieoczekiwanie usłyszałem głos unoszący się ponad moim prawym ramieniem. Drgnąłem, kompletnie się go nie spodziewając.
- Louis, dlaczego siedzisz ze spuszczoną głową zamiast patrzeć na modela? – zapytała panna Isabelle. Wzruszyłem ramionami. „Wie pani, nie jestem prawiczkiem ale zachowuje się jak cholerna cnotka nie wy dymka”. Nie. Tego nie mogłem powiedzieć. – Tu, kochanie. Patrz  tu. – powiedziała kobieta unosząc mój podbródek na Harry’ego, który ukradkiem zerknął na mnie. Miałem wrażenie, że jego usta rozciągnęły się w ironicznym uśmieszku ale gdy mrugnąłem jego twarz pozostała bez wyrazu więc to zapewne tylko wrażenie. Zarumieniłem się lekko co panna Isabelle musiała zauważyć, gdyż spytała: - Wstydzisz się?
Wtedy prawie wszystkie twarze osób znajdujących się na Sali skierowały się w moją stronę. Tego tylko brakowało. Nienawidzę być w centrum uwagi. Zauważyłem jak Liam patrzy się na mnie współczująco za co byłem mu wdzięczny ale to musiało oznaczać, że wyglądałem jak ostatnia sierota.
- Tak jakby. – wydukałem cicho, tak aby dotarło to do jak najmniejszej liczby osób. Panna Isabelle roześmiała się głośno, nawet za bardzo jak dla mnie. Nie sprawiło to bynajmniej iż poczułem się lepiej. 
- Louis, złotko to co ty tu robisz? – zapytała, przyjaźnie uśmiechając się a zaraz potem zaczęła mówić poważniejszym tonem:  – Posłuchaj, nagość jest jak najbardziej normalna. Tym bardziej tutaj. Powinieneś o tym pamiętać. Nie musisz od razu zacząć malować intymnej części ciała, zacznij od na przykład głowy i pomyśl iż Harry czuje się na pewno o wiele bardziej zażenowany stojąc nago przed dwudziestoma osobami. Nie tylko ty na niego patrzysz. – dotknęła mojego ramienia i potarła je pokrzepiająco. Kiwnąłem głową nieprzekonany. Po zachowaniu tego chłopaka nie odniosłem wrażenia, że się wstydzi. Wręcz przeciwnie. Jeszcze nigdy nie widziałem nikogo kto z taką pewnością siebie eksponował by swoje ciało. 
Gdy kobieta ode mnie odeszła wziąłem głęboki oddech. Zacząłem od narysowania zwykłego kółka a potem miałem zamiar nadać kształt jego twarzy i wypełnić ją konturami. Chciałem uchwycić jak najwięcej szczegółów a właściwie miałem nadzieje, że zanim dojdę do dolnych partii ciała wykładowczyni ogłosi koniec zajęć.
                                                                       ***
Moja mozolna praca udała się. Praktycznie skończyłem rysować tylko twarz i włosy i chciałem zająć się rysowaniem szyi ale panna Isabelle powiedziała, że to koniec na dziś. Odetchnąłem z ulgą. To była dla mnie istna katorga. Z całych sił starałem się nie schodzić wzrokiem poniżej pasa. Nagość czy oglądanie seksu nie sprawiało mi przyjemność, co nie znaczy, że nie odczuwałem podniecenia podczas uprawiania go. Tak, jestem normalnym dwudziestoletnim chłopakiem, który nie ogląda porno i rumieni się jak idiota, w takich właśnie sytuacjach jak ta przed chwilą. Gdy prawie wszyscy opuścili salę, Harry uprzednio nie ubierając się w żaden szlafrok podszedł do mnie a zaraz potem dołączyła nasza wykładowczyni. Spuściłem wzrok i udawałem, że jestem wielce zajęty pakowaniem się.
- Tylko tyle zdążyłeś narysować? – zapytała zdziwionym tonem kobieta.
- Tak. – odpowiedziałem cichutko. – Jestem bardzo dokładny w moich pracach. – naprawdę stojący obok nagi chłopak przypatrujący się z zaciekawieniem mojemu dziełu, wcale nie poprawiał tej sytuacji. Harry trzymał się brody i mrużył oczy niczym ekspert chcąc ocenić czy moja praca nadaje się do jakiegokolwiek użytku.
- Wydaje mi się Louis, że zrobiłeś to specjalnie. – powiedziała panna Isabelle kręcąc głową. Jej głos nie był oskarżycielski raczej stanowczy. Tak jakby stwierdziła ten fakt. – Powinieneś zmienić swoje nastawienie w kwestii nagiego ciała. Inaczej nigdy nie zrozumiesz co to jest prawdziwa sztuka. To nie tylko malowanie ładnych obrazków typu natura. Sztuka to także seks, podniecenie, namiętność. – wymieniała a ja czułem jak robię się czerwony. Cholera, nie miałem pojęcia, że będzie aż tak… niezręcznie.
- Jedno oko jest ciut mniejsze od drugiego. – odezwał się w końcu Harry po dłuższym milczeniu. Miałem ochotę się roześmiać. Panna Isabelle wygłaszała jakieś mądrości a on wypala z czymś takim. Nawet nie byłem zły, że zamiast pochwalić mój całkiem nie zły jak dla mnie szkic on dopatrzył się najmniejszej prawie nie widocznej skazy.
- A jednak mówisz po angielsku. – powiedziałem za to. Wtedy chłopak spojrzał na mnie… zaskoczony? Chyba nie sądził, że tak szybko zapomnę to, iż uderzył mnie drzwiami powodując małe zachwianie równowagi.
- W tym miejscu wszyscy mówią po angielsku. Głupiec nawet by o tym wiedział. – rzekł rozbawionym, chodź jego ton przesiąknięty był sarkazmem. Nie lubiłem takich osób. Wywyższających się z poczuciem, że reszta to nic nie warci idioci, którzy powinny lizać stopy kimś takim jak on. Uważa, że jest lepszy bo nie wstydzi się swojego ciała? Bo zapewne sypia co noc z inną osobą wmawiając sobie, że robi to po to aby lepiej zrozumieć sztukę?
- Cóż, najwyraźniej jestem nic nie znaczącym śmieciem. – powiedziałem zakładając sobie torbę przez ramię. Zauważyłem, że to go zaskoczyło. Pewnie spodziewał się innej odpowiedzi. – Do widzenia, panno Isabelle. – dodałem kierując się w stronę wyjścia. Ona chyba jednak nie zamierzała odpuścić, stawiając sobie za cel, przekonanie mnie, że ciało ludzkie nie jest czymś czym należy się wstydzić.
- Zaczekaj Louis.
Wywróciłem oczami ale przystanąłem i odwróciłem się w jej stronę. Kobieta kontynuowała:
- Macie zupełnie różne charaktery. – zaczęła podekscytowanym tonem. – Jesteście jak ogień i woda. – taa, domyślam się kto jest płomiennym i namiętnym ogniem. – Z tego może wyjść coś naprawdę… interesującego. Harry. – zwróciła się do niego. – Chciałabym abyś nauczył Louisa dostrzegać w jego ciele zalety. To mały zakompleksiony chłopczyk, który potrzebuje kogoś takiego jak ty.
- Nie byłem zakompleksiony dopóki nie nazwał mnie głupcem. – powiedziałem, chodź to nie była prawdą. Panna Isabelle miała rację. Od dziecka powtarzano mi, ze jestem nikim. Ojciec odszedł gdy miałem 11 lat i od tego czasu matka stwierdziła, że to ja mam być głową rodziny. Musiałem opiekować się moją o 4 lata młodszą siostrą i 6 lat młodszym bratem. Nie wychodziło mi to czasami i nawet przy najmniejszym potknięciu mama potrafiła mnie nazwać „gówniarzem,  który nie nadaje się do niczego”. W dodatku w szkole wyzywano mnie od grubasów. Do najchudszych nie należałem ale były pulchniejsze osoby. I to właśnie sprawiło, że postanowiłem schudnąć. Dużo ćwiczyłem i mało jadłem. Skończyło się to bulimią i właśnie wtedy matka zrozumiała, że mam niską samoocenę i powinna mnie wspierać. Było jednak za późno, bo gdy ktoś długo powtarza ci jakim jesteś zerem to chcąc nie chcąc w końcu zaczynasz w to wierzyć i chociażby potem cały świat cię wielbił w tobie pozostanie przekonanie, że się mylą, bo przecież jak taki ktoś jak ty miałby być wspaniały, prawda?
- Nie nazwałem cię głupcem, panie nie umiem słuchać ze zrozumieniem. – odgryzł się. Teraz rozumiecie dlaczego nie przejmuje się jego docinkami. Słyszałem o wiele gorsze rzeczy niż takie bzdety i nie ważne ile jeszcze zostanę skrytykowany. Ludzie nie powiedzą mi nic czego bym nie wiedział.
- Chłopcy. – powiedziała nauczycielka lekko zirytowanym tonem. – Kiedy oboje będziecie mieli czas, to przyjdźcie tu do Sali i Harry skończysz pozować Louisowi. A ty Louis, w zamian zapozujesz Harry’emu.
Przysięgam. Znowu zakrztusiłem się własną śliną. Zacząłem kaszleć i przez kilka sekund nie mogłem przestać. Mam mu zapozować? To znaczy, że będę musiał się rozebrać? Nie ma mowy.
- Ja… ja… - zacząłem się jąkać. – To nie jest dobry pomysł.
- Louis, chcesz zaliczyć te zajęcia? – posłała mi wyczekujące spojrzenie. Kiwnąłem głową. – To rób to co mówię. – uśmiechnęła się słodko.
- W porządku. – odburknąłem i wyszedłem z Sali trzaskając drzwiami. Nawet nie miałem ochoty udawać, że nie byłem wściekły. Bo byłem. Nawet bardzo. Oni nie mają takich problemów i nie zrozumieją mnie. Harry ‘emu na pewno od dziecka powtarzali jaki jest piękny i jakie ma urocze dołeczki w policzkach i szczupłe nogi jak u modela. Nikomu nawet nie przyszłoby do głowy go skrytykować. Cholerny pan ideał. Życie jest takie niesprawiedliwe. Dobre osoby zawsze mają pod górkę a takie samolubne i rozpieszczone dupki wręcz przeciwnie.
                                                                                  ***
 Wychodząc z budynku miałem w głowie tylko jedno: popołudniowe wyjście z Lisą do jednej z francuskich kawiarenek. Chciałem napić się Latte Machiatto i zapomnieć o tym co się dzisiaj wydarzyło. Udawajmy więc, że ostatnie kilka godzin nie istniało i nie byłem dzisiaj na uczelni. Chciałem się skupić chociaż raz w życiu na czymś, co sprawi mi przyjemność. A spotkanie z Lisą na pewno byłoby satysfakcjonujące. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie chłopak o bujnych lokach na szczęście już ubrany, który schodził szybko po schodkach krzycząc „Hej zaczekaj”- zapewne do mnie. Nie zamierzałem się bynajmniej zatrzymywać. Szedłem swoim normalnym krokiem podśpiewując pod nosem i udając, że mnie to w ogóle nie obchodzi. Po chwili zdyszany dotrzymał mi kroku. Ktoś tu nie ma kondycji. Jaka szkoda.
- Skoro już jesteśmy na siebie skazani to może obgadamy kilka spraw? – zapytał oddychając ciężko zupełnie jakby przed chwilą uczestniczył w ostrym seksie. Miałem ochotę go popchnąć i powiedzieć, że jeżeli chce sprzedawać swoje ciało byle komu to okej, ale ja nie chce być wmieszany w żadne jego gierki.
- Spieszę się. – powiedziałem stanowczym tonem chcąc odejść, jednak Harry zatrzymał mnie pociągając gwałtownie za ramię. Byłem zmuszony zostać. Nie chętnie spojrzałem w jego oczy.
- Jutro po zajęciach. – powiedział rozkazującym tonem. Zauważyłem, że jego ręka nadal ściska moją rękę więc gwałtownie wyswobodziłem się z uścisku i posłałem mu wściekle spojrzenie. Nienawidziłem gdy ktoś coś na mnie wymuszał.
- Zobaczę. – odparłem z naciskiem.
- Słuchaj, może tobie nie zależy na tych studiach ale ja dużo poświęciłem aby znaleźć się w miejscu w którym jestem teraz i bardzo byłbym nie zadowolony gdyby jakiś koleś, który z nie wiadomych powodów ma kompleks nagości to zepsuł.
Jego odpowiedź mnie zaskoczyła. Przez moment nie wiedziałem jaki znaleźć na to argument. Musiałem stwierdzić, że Harry miał absolutną rację. Oboje jesteśmy udupieni i jeżeli nie posłuchamy panny Isabelle to możemy nie zaliczyć tych zajęć. Przede mną długa droga i również dużo poświęciłem więc… może nagość nie jest taka zła? Ale rozebranie się przed obcą osobą to już gruba przesada. A co jeśli ucieknie? Albo zacznie wołać o pomoc? Najgorsze jednak byłoby wyśmianie mnie, kompletnie nagiego i zażenowanego.
- Zgoda. Jutro po zajęciach. – westchnąłem. Harry usatysfakcjonowany moją odpowiedzią kiwnął głową i odwrócił się na pięcie odchodząc bez uprzedniego pożegnania.
Spojrzałem na zegarek. Cholera, miałem spotkać się z Lisą w kawiarence.
                                                                       ***
Szliśmy razem z Lisą  paryską ulicą Avenue des Champs-Élysées, podziwiając prze okazji piękne widoki. Wdychałem świeże powietrze i zerkałem na dziewczynę co jakiś czas, mając nadzieje, że tego nie zauważyła. W pewnym momencie po moim chyba piątym zerknięciu, uśmiechnęła się lekko więc poczułem, że moje próby bycia dyskretnym spełzły na niczym.
- Jak ci minęły zajęcia? – zapytała nagle na co drgnąłem nie spodziewając się jej tonu.  
- W porządku. – odpowiedziałem cicho. Lisa kiwnęła głową.
- Jak nie chcesz mówić to okej. Rozumiem.
Wtedy zdałem sobie sprawę jak to musiało zabrzmieć. W dodatku mój ton -  tak jakby jej pytanie było ostatnią rzeczą na jaką miałem w tej chwili ochotę odpowiadać. Naprawdę, nie chciałem ranić jej uczuć. Nie zasłużyła na to.
- Nie, nie. Źle to odebrałaś. Po prostu… inaczej to sobie wszystko wyobrażałem. Chodzi mi o studia, rozumiesz?
Kiwnęła głową i byłem pewien, że rozumie. To jest takie uczucie, jak gdy na mnie patrzy, nawet nie musi nic mówić a ja już wiem, że nie muszę jej się tłumaczyć. Wystarczy ten wzrok, pełen ciepła i zrozumienia. Spojrzałem na chodnik po którym szliśmy a w oczy rzuciły mi się jej granatowe buty z lekkim obcasem, które odbijały się o podłoże z charakterystycznym dźwiękiem. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Poznałeś kogoś? – spytała nagle. Kolejne pytanie, którego się nie spodziewałem. Spochmurniałem jeszcze bardziej o ile to możliwe.
- Kilka osób. – odpowiedziałem.
- Ładne były? – spojrzała na mnie. Zmarszczyłem brwi nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli. W końcu zrozumiałem, że chodzi jej o dziewczyny. Czyżby była zazdrosna?
- Nie zwracałem na nie uwagi. – to najwyraźniej  poprawiło jej humor, gdyż jej twarz się rozjaśniła i wyglądała dwa razy piękniej niż wcześniej. – Jedyną kobietę, którą poznałem to nasza wykładowczyni.
- Zyskałeś jakiś przyjaciół?
Zastanowiłem się. Czy poznanego Liama można zaliczyć do przyjaciół? Na pewno nie. Do znajomych? Już bardziej.
- Poznałem Liama. Był całkiem miły. – uśmiechnąłem się przypominając sobie naszą rozmowę. – Był jeszcze jeden chłopak… ale on nie był miły.
Lisa zachichotała. To był jeden z najprzyjemniejszych odgłosów jakie dane mi było usłyszeć.
- Dlaczego? Nie dogadaliście się? Mieliście jakąś sprzeczkę?
- Tak jakby. Najpierw uderzył mnie drzwiami a potem zachowywał się bardzo arogancko. – powiedziałem gotując się na samo wspomnienie faktu, iż jutro będę musiał ponownie oglądać go nago. To jeszcze nic! Najgorszy był fakt, że on również zobaczy mnie bez ubrań. Nie mówiłem jednak o tym Lisie, ponieważ mnie samemu było głupio.
- Na pewno się dogadacie. – odparła pocierając uspokajająco moje ramię. Szybko zabrała dłoń, co mnie wcale nie pocieszyło. Wolałem aby tam pozostała dłużej i w kilku innych miejscach. Opanuj się, Louis. O czym ty na Boga myślisz? – Nikt nie jest w pełni arogancki. Kiedy się kogoś lepiej pozna dochodzi się do wniosku, że ta osoba też ma w sobie jakąś wrażliwość tylko na co dzień mniej ją okazuje od innych.
- Och, z całą pewnością on taki nie jest. To arogancki i zapatrzony w siebie dupek, którego rodzice mają za dużo szmalu. – odpowiedziałem ostrym tonem, może nawet zbyt. Lisa chciała coś powiedzieć ale jej wzrok spoczął na dużym budynku z napisem „Café de Flore”.
- To tutaj. – powiedziała wskazując ruchem głowy na to miejsce. Kawiarenka mieściła się na zakręcie. Przed nią porozstawiane były małe, okrągłe stoliki, które obsługiwał kelner ubrany w biały fartuch i wyglądający jak „typowy francuz”. Nareszcie poczułem gdzie się znajduje. To jest pieprzona Francja! Zajęliśmy stolik na świeżym powietrzu i podczas gdy Lisa rozmawiała z kelnerem jak obserwowałem otaczające mnie widoki. Wszystko było tak cholernie perfekcyjne. Zupełnie inne niż w Anglii, gdzie samochody jeździły na złamanie karku a ludzie gdzieś się wiecznie spieszyli. Tu było spokojnie i nawet w powietrzu czuć było świeżością a nie spalinami. Przypatrywałem się jeżdżącym autom i ludziom, którzy rozmawiali w nie znanym dla mnie języku. Teraz ktoś mógł mnie nawet obrazić a dla mnie nie miałoby to kompletnie żadnego znaczenia. Jestem tutaj wyciszony i zrelaksowany – czyli taki jaki powinienem być zawsze.
-Louis et qu'est-ce que vous avez?– zapytała Lisa a ja posłałem jej zdziwione spojrzenie. Po chwili dziewczyna wy buchnęła swoim słodkim śmiechem i powiedziała: - Przepraszam. Zapomniałam, że nie mówisz po francusku. Pytałam co zamawiasz?
- Powiedz kelnerowi, że poproszę kawę i szarlotkę.
Lisa kiwnęła głową i powiedziała to zapewne mężczyźnie, to znaczy - mam taką nadzieje. Potem kelner odszedł i zostaliśmy sami nie licząc kilkudziesięciu osób wokół.
- Prawda, że uroczy widok? – zagadnęła.
- Cudowny. – przyznałem.
- Coś cię trapi. – stwierdziła. Nie chciałem nawet kłamać, że tak nie było. Cały czas myślę o jutrze i to nie daje mi spokoju. To jak wizyta przed dentystą na którą nie chcesz iść ale musisz bo wiesz, że ząb sam z siebie nie przestanie boleć.
- Co byś zrobiła gdybyś musiała zapozować nago?
To widocznie zbiło ją z tropu, ponieważ spojrzała na mnie swoimi dużymi oczami w oszołomieniu.
- Chyba nie proponujesz mi…
- Nie, nie. – zaprzeczyłem ze śmiechem. – W ogóle zapomnij, że o to pytałem. – machnąłem nie dbale dłonią.
- Bo wiesz, skoro chciałbyś kiedyś mnie namalować to… - zaczęła i powoli sunęła swoją małą dłoń w kierunku mojej jednak przerwał jej kelner, który wrócił z naszymi zamówieniami. Cofnęła rękę i uśmiechnęła się do niego coś mówiąc, pewnie podziękowania. A ja tymczasem zastanawiałem się ile bym dał aby móc ją namalować.
                                                                       ***
Stanąłem przed dużym lustrem znajdującym się w łazience. Jeśli muszę się pokazać jutro Harry’emu nago to muszę mieć stu procentową pewność, że kompletnie się nie ośmieszę. Przełknąłem głośno ślinę i zdjąłem przez głowę białą koszulkę z logu zespołu, którego nawet nie znałem,  coś o nim słyszałem jednak nie wiele, ale z racji tego iż byłem pewny, że to Francuzki band pomyślałem, że słusznie byłoby ją założyć.
Dobra, klatka piersiowa jest w miarę okej. Jestem dosyć umięśniony – na pewno nie wyśmieje mnie z tego powodu. Kolejną rzeczą, którą musiałem się zdjąć były czarne spodnie, które idealnie opinały się na moich nogach i tyłku. Rozsunąłem rozporek i powoli zacząłem zjeżdżać nimi w dół. Gdy to zrobiłem zdałem sobie sprawę, że mam ładne i szczupłe nogi. Jeszcze nigdy z takim zainteresowaniem nie oglądałem swojego ciała. Zawsze gdy brałem prysznic, chciałem zrobić to jak najszybciej bez zbytniego analizowania. Ostatnią rzeczą, którą musiałem wykonać było ściągnięcie bokserek. Podrapałem się w tył głowy, zastanawiając się czy to dobry pomysł… Może mógłbym jutro w ogóle nie pójść na zajęcia wykręcając się chorobą? Nie. To nie będzie dobrze o mnie świadczyło. Choroba już po pierwszym dniu? Panna Isabelle z pewnością w to nie uwierzy. Chcąc nie chcąc jestem zmuszony to zrobić. Włożyłem kciuka pod gumkę i powoli zacząłem zjeżdżać bokserkami w dół. W końcu całe je z siebie zrzuciłem. Hm, co czułem w tej chwili? Wstyd. Ogromny wstyd i zażenowanie. Mimo że byłem kompletnie sam w pomieszczeniu. Co ze mną jest nie tak? Innym nie sprawia trudności chodzenie nago a ja mam z tym jakiś chory problem. Nie można się wiecznie tłumaczyć zwalonym dzieciństwem. Czas iść na przód. Tylko… jak?
Moje rozmyślania przerwał dźwięk naciskanego zamka i zanim mogłem jakkolwiek zareagować do środka wszedł Niall. Pisnąłem jak mała przestraszona dziewczynka i rozpaczliwie zacząłem świdrować wzrokiem łazienkę w poszukiwani ręcznika lub czegokolwiek czym mógłbym się zakryć. Zapomniałem, że przecież stoję na własnych ubraniach. Ganiąc się w myślach za ten brak spostrzegawczości podniosłem spodnie i zarzuciłem je tak aby zakrywały moje miejsce intymne.
Myślałem, że Niall będzie równie zażenowany co i ja. Jednak jego mina na to nie wskazywała. Wyglądał na rozbawionego całą tą sytuacją. To sprawiło, iż miałem jeszcze większą ochotę zapaść się pod ziemie.
- Ty też czasem to robisz, huh? – poruszył znacząco brwiami a ja zrobiłem się cały czerwony na policzkach.
- Boże nie. – odpowiedziałem zdesperowanym tonem. – Źle to zinterpretowałeś. – wytłumaczyłem. Czułem, że tracę kontrolę nad całą sytuacją i już nie długo blondyn naopowiada parę nieciekawych historyjek na mój temat.
- Stałeś nagi przed lustrem. Louis, powiedz mi, jak to można inaczej intepretować od sprawdzania długości penisa?
To zbiło mnie z tropu. Cholera, ty idioto! O czym ty do cholery myślałeś? Niall jednak nie jest aż tak zboczony jak myślałem. To jednak nie świadczyło teraz dobrze o mnie.
- Nie sprawdzałem długości penisa. – odpowiedziałem już nieco spokojniej i pozbierałem resztę moich ubrań. – Po prostu… oglądałem siebie nago.
- I prze okazji patrzyłeś na swojego penisa. – powiedział stanowczym tonem, nie dając za wygraną. Westchnąłem.
- Może i bym to zrobił ale w porę wszedłeś a teraz pozwól, że udam się do swojego pokoju. – odparłem i wyminąłem go w przejściu. Błagałem tylko aby po drodze nikt mi się nie napatoczył.
                                                                       ***
Śniadanie minęło w co najmniej dziwnej atmosferze. Przeżuwałem wolno jedzenie, ponieważ czułem, że przez ucisk w żołądku, nie przyjmie dobrze żadnego pokarmu i z trudem przełykałem. Patrzyłem to na Nialla to na Lise i sporadycznie na ich rodziców. Gdy mój wzrok spotkał się z ich mamą posłałem jej lekki uśmiech, który odwzajemniła. Wtedy mąż rzucił jej nieodgadnione dla mnie spojrzenie więc spuściła wzrok i zajęła się posiłkiem. Czułem, że Niall powiedział już całej swojej rodzince o tym co zaszło wczoraj wieczorem i teraz każdy z nich ma ze mnie nie zły ubaw. Nie chcąc dłużej być obiektem ich dziwnych spojrzeń wstałem od stołu i podziękowałem za jedzenie po czym zaniosłem talerz do kuchni i wyszedłem z domu.
Zajęcia minęły w pełnej napięcia atmosferze. Cały czas myślałem o tym co nastąpi zaraz po nich. Wprawdzie miałem jeszcze 5 godzin ale nerwy zżerały mnie od środka. Nie chciałem w tym uczestniczyć. Jestem na to zbyt nieśmiały, zbyt delikatny i zbyt zażenowany. To dopiero drugi dzień a ja już mam dosyć. Wiedziałem, że sobie tu nie poradzę ale to nie była decyzja podjęta pod wpływem głębokich przemyśleń (pewnie gdyby była to ostatecznie bym tu nie przyjechał) ale pod wpływem chwili. Dowiedziałem się, że mam taką szansę i, że mam u kogo nocować i postanowiłem przyjechać. W pewnym sensie jestem też tchórzem, ponieważ chciałem uciec od własnych uczuć. Tak, gdy tutaj przyjechałem byłem prawie zakochany ale teraz już nie pamiętam o tej osobie odkąd poznałem Lise. Może dlatego tak ją polubiłem? Bo czułem, że jest dziewczyną, którą można pokochać?
Gdy profesor na lekcji z dziedziny wiedzy i kultury ogłosił koniec zajęć, przełknąłem z trudem ślinę. A więc to już. Za chwilę. Teraz. Nie poradzę sobie. Najbardziej jak mogłem, ociągałem się z wsadzeniem przyborów do torby i wyjścia z Sali. Jestem pewien, że Harry czeka już na mnie w Sali 24 całkiem nagi… 
_________________________________________________________________
Przy tym rozdziale nie zatrudniłem bety, ponieważ nie chciałem jej zawracać za bardzo głowy więc przymknijcie oko na błędy - błagam.
I chciałbym aby każda osoba, która to przeczyta skomentowała bo czuje, że połowa tego nie robi a chciałbym mieć chociaż zarys ile osób to mniej więcej czyta :).
w 3 rozdziale jest dużo larry'ego więc mam nadzieje, że 3 będzie waszym ulubionym.
Już 3 raz pod rząd daje Ed'a ale jego piosenki bardzo mi pod pasowały. Przy 3 rozdziale nie będzie Ed'a tylko ktoś inny. Ten piosenkarz był w polsce. Tyle podpowiedzi haha.
Ktoś pisał mi na asku, że chciałby dłuższe rozdziały ale ja myślę, że taka długość jest odpowiednia, co?
No i na ostatek: wiele osób pisało abym swoje ff przeniósł na tumblr ale łatwo powiedzieć - trudniej zrobić. Ja nie mam pojęcia o obsłudze tumblr więc ktoś musiałby zrobić za mnie: 
a) szablon
b) w ogóle wszystko na blooga łącznie ze wpisem rozdziałów jak to we wszystkich ff jest
Więc na drugi raz nie wymuszajcie na mnie czegoś czego po prostu nie umiem zrobić. 
Cóż mam jeszcze rzec? Hm, chyba do następnego!