Od autora:
Rozdział miał pojawić się w poniedziałek a nie w czwartek, nie planowałem tego
;) ale postanowiłem wyjechać do babci na trzy dni a ona nie ma w –fi czego
niestety nie wiedziałem, dlatego wcześniej was nie poinformowałem. Teraz na
szczęście jestem w domu i rozdziały będą się pojawiać regularnie. Już nie
pamiętam co w tym rozdziale dokładnie się działo haha ponieważ aktualnie pisze
już 8 rozdział!! Muszę się wam przyznać, że nie mogę się doczekać aż
przeczytacie 7! Bo od tego rozdziału akcja dzieje się tak jak chciałem. Bo teraz
trochę spierdoliłem między Louisem i Harrym. Nie było tak w planach ;). Dziękuje
_Silver_Tiger_ za zbetowanie rozdziału J mam nadzieje, że kolejny raz źle nie
podałem jej TT bo to byłaby totalna żenada! ;P
Dzisiejszej
nocy nie spałem. Całą noc starałem się namalować obraz Harry'ego takiego, jakim
Pan Bóg go stworzył. Nie wyszło mi idealnie i naprawdę byłem wręcz przekonany,
że jego ciało nie jest takie, jakie powinno być, ale zawsze wychodzę z zasady: "Lepiej
coś zrobić a źle, niż nie zrobić nic". Wziąłem szybki prysznic i zbiegłem
po schodach na dół, jeszcze z mokrymi włosami. Chciałem iść do kuchni i zrobić
sobie coś do jedzenia, jednak to, co tam zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze
oczekiwania. Nad patelnią stała mama Nialla i Lisy i smażyła jajecznicę w samej
bieliźnie! Tak, wiem, powinienem dziękować Bogu, że nie jest naga, ale mimo
wszystko czułem się niekomfortowo. Chciałem wyjść i udać, że w ogóle nie miałem
zamiaru tam wejść, jednak powiedziała, nadal stojąc do mnie odwrócona:
- Wchodź,
wchodź. Nie masz się co skradać - rzekła rozbawionym tonem. - Chodź, zobaczysz
czy dobra.
Dopiero po
chwili zorientowałem się, że miała na myśli jajecznicę. Oddychając z ulgą,
podszedłem do niej nieśmiało. Kobieta wręcz na chama wsadziła mi łyżkę do ust,
z uwagą obserwując moją reakcję. Z trudem przełknąłem posiłek, ale nie dlatego,
iż był niedobry czy coś, po prostu pani Horan patrzyła się na mnie z takim
zainteresowaniem, że czułem jak dłonie mi się pocą, a serce wali niczym młot.
- Dobre -
wydukałem w końcu.
- Co za ulga
- roześmiała się, choć byłem pewien, iż nawet gdybym ją skrytykował, to zbytnio
nie wzięłaby tego do siebie. - Przepraszam, że mam na sobie tylko bieliznę, ale
jest strasznie gorąco - wyjaśniła. Miała rację, na zewnątrz było co najmniej 30
stopni. Nawet w takie upalne dni wolałem się grzać w rurkach niż założyć
krótkie spodenki. Tak, nie lubię swoich nóg.
- Nie
szkodzi - odpowiedziałem cicho. Miałem wrażenie, że jej piersi zaraz wyskoczą
ze stanika. Nie chciałem tego oglądać.
- A podoba
ci się? - zapytała nagle. - James nie lubi koronek, ale mimo to musiałam ją
kupić.
- Jest w porządku
- powiedziałem. Czułem, jak moje policzki robią się coraz bardziej czerwone.
Ewidentnie się rumieniłem. Dlaczego ona pyta mnie o takie rzeczy? To jakaś
propozycja? Mam nadzieje, że nie. Podoba mi się jej córka - nie ona. W tym
momencie do kuchni, ku mojej uldze, weszła Lisa. Wyglądała na rozbawioną.
- Mamo! Nie
gnęb go. Skąd Louis ma wiedzieć takie rzeczy?
Ona jednak
machnęła niedbale dłonią.
- To fakt.
Na pewno nie zna się na bieliznach, ale chyba wie, czy mu się podoba, czy nie -
odparła. I miała trochę w tym racji. Chyba nie próbowała mnie uwieść.
Lisa jak
zwykle wyglądała pięknie. Włosy miała upięte w wysoką kitkę, a rozłożysta
spódniczka w kwiatki tylko dodawała jej uroku. Na nogach miała sandałki, a jej
dłonie zdobiły srebrne bransoletki. Spojrzałem na nią, zatapiając oczy i
zapominając chociaż na chwilę o bożym świecie. Jej usta rozciągnęły się w
lekkim uśmiechu w chwili, gdy zauważyła, że ponownie jej się przyglądam. Mam
nadzieję, iż nie zdała sobie sprawy, że mi się podoba, ale to inteligentna
dziewczyna, więc dlaczego nie miałaby?
- Jak się
spało? - zapytała, siadając na blacie kuchennym i machając nogami. Musiało
minąć kilka sekund, nim zorientowałem się, że kieruje te słowa do mnie i,
wyrywając się z zamyślenia, odpowiedziałem, odchrząkując:
- W porządku
- odparłem, choć to nie była prawda.
- Wybacz,
ale wyglądasz, jakbyś w ogóle nie spał.
Zdumiała
mnie jej spostrzegawczość. Miała w zupełności rację. Nie spałem przez Harry'ego
Pieprzonego Stylesa. Może być z siebie dumny. To dopiero trzeci dzień, a ja
wyglądam jak po całonocnej balandze. Panna Isabelle pomyśli, że nie traktuję
tych zajęć serio, co nie było prawdą. Udowodniłem to, malując całą noc portret
Harry'ego.
Zanim jednak
zdążyłem odpowiedzieć, do kuchni wtargnął Niall. Miałem ochotę schować się pod
stół. Miałem ogromną nadzieję, że już zapomniał o tym okropnym incydencie i
chyba tak było, bo nic o tym nie wspomniał, tylko zapytał, co jego mama smaży.
Odetchnąłem z ulgą. Jeden problem mam za sobą.
- Aha, jutro
chciałabym mieć cały dom dla siebie i dla taty - powiedziała kobieta, patrząc
raz na mnie, raz na Nialla, a raz na Lisę. - Więc, możecie spędzić noc u swoich
znajomych?
- Mamo, po
co wam aż cały dom? - spytała dziewczyna. Jej matka wzruszyła ramionami.
- To sprawy
moje i taty - ucięła. - Muszę wiedzieć, czy mogę na was liczyć?
- Tak.
Zadzwonię do Betty. U niej mogę spędzić noc - powiedziała Lisa, na co jej
rodzicielka uśmiechnęła się. Potem posłała pytające spojrzenie Niallowi.
- Zrobimy
sobie z kumplami męski wieczór. Nie ma spraweczki - rzekł blondyn.
- A ty,
Louis? Zdążyłeś już kogoś poznać?
Westchnąłem.
Oczywiście, że tak. Jedną osobę, to był Liam, ale słabo go znałem i
zamieniliśmy parę słów, nie chciałem go prosić o takie coś! To by go spłoszyło.
A drugą osobą był Harry. Wprawdzie już byłem u niego w domu, ale on nienawidzi
mnie. Nie mogłem prosić go o takie coś! Poza tym, nie mam najmniejszej ochoty u
niego nocować. To zapatrzony w siebie dupek. Może ma czasem przejawy
człowieczeństwa, ale w większości zachowuje się jak ostatni kretyn na ziemi.
Brak mu wrażliwości i empatii.
- Tak,
poznałem, ale myślę, że…
- Wspaniale!
- klasnęła w dłonie. - W takim razie bez problemu spędzicie tę noc poza domem.
Louis, poproś swojego znajomego, aby pokazał ci Francję.
- Ja też
mogę - powiedziała cicho Lisa, a ja otworzyłem szeroko oczy, lekko zaskoczony
jej reakcją. Była wyraźnie zazdrosna. Nie miała w końcu pewności, czy moim
znajomym jest chłopak, czy dziewczyna. Postanowiłem ją uspokoić.
- Myślę, że
Harry nie jest najlepszą osobą do oprowadzania, więc kiedyś na pewno wybiorę
się z Lisą.
- Harry? -
zmarszczyła brwi. - Kto to jest?
- Mój
znajomy - odparłem i dostałem kolejne zdziwione spojrzenie od dziewczyny.
Postanowiłem jednak już jej się nie tłumaczyć.
***
Przed
zajęciami zauważyłem Harry'ego, który stał oparty o ścianę, z książką, którą
czytał. Naciągnąłem kaptur od bluzy na głowę i przeszedłem obok niego. Nie
chciałem, aby mnie poznał, choć, nawet gdyby do tego doszło, to jestem pewien,
że nie zwróciłby na mnie chociaż najmniejszej uwagi. Wczoraj naprawdę wyglądał
na złego. Trochę znam się na ludziach i jestem pewien, iż jest osobą, która nie
prędko wybacza. Kiedy wszedłem do Sali, panna Isabelle już się tam znajdowała.
Siedziała przy biurku i postukiwała niecierpliwie o nie palcami. Z trudem
przełknąłem ślinę. Mam nadzieję, że Harry nic jej nie powiedział. Z walącym
sercem podszedłem do niej, stając naprzeciwko, a z moich ust wydobyły się
pierwsze nieśmiałe dźwięki:
- Dzień
dobry.
- Witaj,
Louis - uśmiechnęła się. - Widzę, że prawidłowo wykonałeś zadanie.
Zmarszczyłem
brwi.
- Słucham?
- Wywiązałeś
się z zadania. Brawo.
To
kompletnie mnie zbiło z tropu. Nie miałem pojęcia, o czym kobieta mówiła. Nie
chcąc się nad tym dłużej zastanawiać, wyjąłem z torby obraz z Harrym i podałem
nauczycielce:
- Nie wiem,
o jakim zadaniu pani mówi, ale tu jest praca domowa, którą pani zadała.
Panna
Isabelle posłała mi spojrzenie o czystym zdziwieniu. Po chwili odchrząknęła i
uśmiechnęła się lekko.
- Jesteś
pewien, że nie oddałeś mi już pracy?
- Tak -
potwierdziłem stanowczo. - Czemu pani pyta?
Kobieta
westchnęła ciężko i wyjęła spod biurka następny obraz na którym widniał Harry.
O co w tym chodziło?
- Dzisiaj
rano znalazłam tą pracę z podpisem "proszę, oto moja praca. Louis."
Przełknąłem
z trudem ślinę.
- Ja…
naprawdę nie wiem o co w tym chodzi - co nie było prawdą, gdyż się domyślałem.
Wtedy panna Isabelle wstała od biurka i wyszła z Sali. Ja zostałem tam sam.
Wziąłem głęboki oddech. To się nie mogło udać. A najgorszy był fakt, że mogło,
gdybym nie miał tak długiego języka. Mogłem moją opinię na temat Harry'ego
pozostawić dla siebie. Po chwili kobieta wróciła z chłopakiem o bujnych lokach,
który posłał mi spojrzenie oznaczające jedno: był zły. Bardzo zły.
- Nie
wykonaliście mojego zadania - stwierdziła. - Harry namalowałeś obraz za Louisa,
prawda? A on o tym nie wiedział i narysował z pamięci. Oj, chłopcy. Jeśli
mieliście zamiar mnie oszukać, mogliście to zrobić bardziej… dokładnie.
Zerknąłem na
Harry'ego, który patrzył się w ścianę, a dłoń miał zaciśniętą w pięść. Ociekał
wręcz wściekłością. Czuję, że po zajęciach dopadnie mnie i wrócę do domu z
rozwalonym nosem. Jestem takim idiotą. Wszyscy powtarzali mi to od dziecka. Z
czasem zrozumiałem, że to nieprawda, ale teraz znów dochodzę do wniosku, że
może jednak się nie mylili? Zawsze wszystko potrafię spieprzyć. Nawet takie
coś.
- To moja
wina - odezwałem się. Harry nadal stał, milcząc, więc kontynuowałem: - Potrzebuję
więcej czasu. Nie przełamię się od razu.
- W
porządku. Chciałam, abyście chociaż spróbowali - rzekła kobieta bardziej
pogodnie. - Mam nadzieję, że na przyszłość będziecie wykonywać moje zadania.
Ale teraz, za karę, po zajęciach zostaniecie, aby posprzątać salę. Musicie się
nauczyć, że mnie się nie okłamuje.
Harry
otworzył usta, abym, zapewne, zaprotestować, ale je zamknął, rezygnując.
Przekląłem pod nosem. Nie chcę spędzać z nim dodatkowego czasu. Chociaż może to
dobry moment do pogodzenia się, ponieważ jutro będę stał pod jego drzwiami jak
zbity pies i błagał go, aby pozwolił mi u siebie zanocować. No, po prostu
świetnie!
***
Na
dzisiejszych zajęciach musieliśmy namalować banana. Naprawdę, panna Isabelle
nie wpadała na bardziej szalony pomysł? Nie zdziwiłbym się, gdyby pewnego dnia
przyprowadziła kozę i kazała nam ją naszkicować. Westchnąłem. Dla mnie to było
głupie i bezcelowe. Bo co jest ciekawego w malowaniu banana? To było banalne, a
nawet bardziej. Nawet 4-latek dałby radę. Więc dlaczego my, jako studenci,
mający większe pojęcie o tym od przeciętego człowieka, musimy to robić?
- Jak ci
idzie? - zapytał Liam, zerkając na moją pracę. Wzruszyłem ramionami.
- Właściwie
to całkiem nieźle. Już prawie skończyłem - odpowiedziałem.
- Mój banan
na razie przypomina coś na kształt rury - roześmiał się. Zawtórowałem mu, choć
nawet nie przyjrzałem się jego dziełu. Miałem coś powiedzieć, ale poczułem, że
ktoś stoi za moimi plecami. Nie myliłem się. Po chwili usłyszałem głos:
- Źle.
Louis, absolutnie nie czujesz tego obrazu - powiedziała panna Isabelle.
Wywróciłem oczami. Nauczycielka była nad wyraz wymagająca. Miałem wrażenie, że
dla niej wszystko zrobione przeze mnie było bez sensu. Ale nie powinienem się
jej czepiać. Nie wykonałem poprzedniego zadania, a potem próbowałem ją oszukać,
właściwie próbowaliśmy, ale to ja mam problem z nagością, więc to moja wina,
nie Harry'ego. - Wiesz w ogóle, co przedstawia?
Kiwnąłem
głową.
- Banana.
Z ust
nauczycielki wydobył się głośny śmiech. Nie miałem pojęcia, o co mogło jej
chodzić? A co innego mógł przedstawiać?
- Skojarz
banana z czymś innym i maluj. Wykaż się wyobraźnią - poradziła kobieta, a ja
zacząłem myśleć. Co przypomina mi banan… no tak. Już wiem. Ale absolutnie nie
powiem tego, ani nawet o tym nie pomyślę. Takie granie na mojej psychice jest
oburzające.
- Niczego mi
nie przypomina - powiedziałem, choć nie było to oczywiście zgodne z prawdą.
- Penis! -
wydarł się ktoś z końca Sali. Nawet się nie odwróciłem, tylko siedziałem
skulony na krzesełku, czerwieniąc się jak małe dziecko.
- Może być -
powiedziała panna Isabelle. - Wiem, Louis, że masz z tym problem, ale ja tutaj
nie widzę żadnej nagiej osoby, więc na pewno sobie z tym poradzisz. Maluj.
Kobieta
odeszła ode mnie, a ja kompletnie straciłem ochotę na dokończenie obrazu.
Próbowałem coś tam malować, ale to już nie było to samo. I nie skorzystałem z
rady osoby z tyłu. Nie będę porównywał banana do penisa.
***
Po
zajęciach, zgodnie z zaleceniem wykładowczyni, w Sali zostałem tylko ja i
Harry. Widziałem, jak chłopak wyrzucał papiery, walające się po podłodze do
kosza, starając się nie patrzeć na mnie. Ja tymczasem podlewałem kwiatki. Gdy
skończyłem to robić, zacząłem się zastanawiać, czy nie wziąć mopa i nie umyć
podłogi, ale zrezygnowałem z tego. Postanowiłem za to umyć tablicę. I gdy to
robiłem Harry się odezwał:
- Pójdę już. Z resztą doskonale dasz sobie radę
sam - powiedział, otwierając drzwi. Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Chciał
mnie zostawić tutaj?
- Oboje
oszukiwaliśmy - zaznaczyłem stanowczo.
- To prawda.
Ale tylko ty jesteś takim idiotą - odpowiedział bezczelnie. Zacisnąłem mocniej
palce na gąbce. Wyjdę z siebie przez niego. W życiu nie spotkałem się z
bardziej samolubnym i rozpieszczonym, chodź biednym chłopakiem.
- A ty
jesteś… - urwałem, ponieważ wszedł mi w zdanie.
- Zadufanym
w sobie, aroganckim palantem - dokończył z szerokim uśmiechem, który nie był wesoły,
raczej ironiczny. - Powinieneś wymyślić mi nową ksywkę, ponieważ ta już mi się
przejadła.
Wywróciłem
oczami.
- W każdym
razie, faktem jest fakt, iż oboje oszukiwaliśmy i oboje powinniśmy ponieść za
to karę.
- Po
pierwsze: sprzątnąłem papiery. A po drugie: uzgodniliśmy, że malujemy siebie
nawzajem.
- Ty to
uzgodniłeś. W dodatku sam ze sobą - odgryzłem się. Prawda była taka, że wczoraj
byłem tak zestresowany dzisiejszym dniem, iż kompletnie zapomniałem o tym, co
Harry mówił. Chyba rzeczywiście wspominał przed wejściem do samochodu, że
namaluje siebie, abym ja nie musiał tego robić. Nie miałem problemów z
przyznaniem się do błędu, ale nie przed takim dupkiem, któremu tylko zrobię tym
przyjemność.
- Myśl jak
chcesz. W każdym razie, ja wychodzę. - powiedział, otwierając drzwi. Gotowało
się we mnie coraz więcej złości. Ten kretyn zamierzał wyjść i zostawić mnie
kompletnie samego? Nie mogłem uwierzyć w to, jaki był bezczelny. Nie będę go
prosić o żadną łaskę. Ławki w parku też mogą być wygodne, prawda?
- Samolubny
drań! - krzyknąłem na odchodne, ale odpowiedział mi trzask zamykanych drzwi.
***
Wracałem do
domu taki wściekły, że omal nie wpadłem pod samochód. Mężczyzna jadący nim
zaczął coś do mnie krzyczeć, a ja o mało nie pokazałem mu środkowego palca, ale
odezwała się we mnie moja cholerna nieśmiałość i zrezygnowałem z takiego
rozwiązania. Nie zwróciłem za to na niego uwagi i nadal szedłem przed siebie.
Jak ten dupek mógł mi to zrobić? Te studia to było spełnienie moich marzeń, ale
on sprawia, że stają się moim największym koszmarem.
Gdy
otworzyłem drzwi wejściowe, usłyszałem dziwną ciszę w domu, w którym zwykle
było głośno. Pomyślałem więc, że nikogo nie ma i, zadowolony z takiego rozwiązania,
chciałem iść do swojego pokoju i zaszyć się w nim na całą wieczność. Dobrze, że
jutro mamy wolne. Naprawdę, uniwersytet to jest w tej chwili ostatnie miejsce,
w którym chce się znaleźć. Położyłem torbę na kanapie i spojrzałem za okno.
Była cudowna pogoda i szkoda by było przesiedzieć cały dzień w domu, więc
skierowałem swoje kroki na taras, który znajdował się za szklanym drzwiami w
salonie. Otworzyłem je i własnym oczom nie mogłem uwierzyć! Czyli już wiem
gdzie znajdowała się rodzinka.
- Louis! -
krzyknęła pani Horan, machając do mnie. Leżała na leżaku z okularami przeciw
słonecznymi na nosie i… to chyba była jedyna rzecz, którą miała na sobie, bo
poza tym znajdowała się naga, podobnie jak jej mąż i Niall. Lisa także tam
była, tyle że w kostiumie kąpielowym. Dzięki Bogu, że jej również nie musiałem
oglądać bez niczego. - Rozbierz się i przyłącz do nas! - dodała radośnie.
Starałem się patrzeć w drugą stronę. Naprawdę nie miałem najmniejszej ochoty
oglądać ich nago.
- Ja… ja… -
zacząłem się jąkać, nie wiedząc, jakie kłamstwo wymyślić. - Um, jestem
zmęczony. Może kiedy indziej.
- To właśnie
idealny sposób, aby się zrelaksować - nalegała dalej kobieta. Miałem ochotę
zapaść się pod ziemię ze wstydu.
- Nie
zmuszaj go, mamo - odezwała się Lisa, za co byłem jej cholernie wdzięczny.
- Louis, nie
wstydź się! - powiedział Niall. - I tak cię już widziałem nago. Dwa razy -
dodał poruszając wymownie brwiami. Zdecydowanie zacząłem się rumienić. - I
stwierdzam, że nie masz się czego wstydzić.
"Błagam
Niall, przestań" - powtarzałem w myślach.
- Naprawdę
jestem wykończony - rzekłem, drapiąc się, cały zestresowany, w kark. - Ale
dziękuję za zaproszenie.
- Och, no
dobrze - westchnęła kobieta. - To przynieś mi, kochanie, chociaż krem do opalania.
Jest w łazience, w górnej szafce - poprosiła. Kiwnąłem głową i zniknąłem w
głębi mieszkania. Tam stanąłem pośrodku salonu, zaczynając ciężko oddychać.
Boże, to, co przed chwilą zobaczyłem, na długo pozostanie w mojej pamięci. Jak
można nie mieć wstydu? I to przed własną rodziną? Ja bym sobie nigdy na takie
coś nie pozwolił, nawet przed moją dziewczyną. Jak widać, jedyną normalną osobą
tutaj jest Lisa. Szkoda, że ma taką niepełnosprawną umysłowo rodzinę. Wziąłem
kolejny głęboki oddech i, ociągając się, poszedłem do łazienki. Nie mogłem
uwierzyć, że zaraz będę musiał tam wrócić. Nie chcę tego. Naprawdę nie.
Otworzyłem
górną szafkę i zacząłem po kolei świdrować wzrokiem różne kremy, toniki czy
balsamy, aż nagle natrafiłem na tubkę z napisem "krem do opalania".
Tak, to musi być to. Pochwyciłem to w rękę i zamknąłem drzwiczki. Gdy się
odwróciłem, wydałem z siebie cichy pisk, ponieważ przede mną znajdowała się
Lisa, której kompletnie się nie spodziewałem. Uśmiechała się do mnie, czego nie
byłem w tym momencie w stanie odwzajemnić.
- Daj. Ja to
zaniosę mamie - powiedziała.
- Dziękuję -
odpowiedziałem, podając jej krem. Nawet nie udawałem, że mogę to zrobić i to
żaden problem. Bo to zdecydowanie był problem. Bardzo duży.
-
Przepraszam za tę… sytuację.
- Nie ma
sprawy. Zdążyłem się już przyzwyczaić, że Francja nie jest normalnym krajem.
Po tych
słowach oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Wiesz….
Miło mi się ostatnio z tobą spędzało czas w kawiarni. Myślę, że powinniśmy to
powtórzyć, tylko tym razem zabiorę cię gdzie indziej - powiedziała tajemniczo.
- Gdzie? -
zapytałem sam siebie, ponieważ, nim się zorientowałem, dziewczyny już nie było.
Westchnąłem.
***
Następnego
dnia pani Horan od rana ustawiała świecie w całym domu i miała wyjątkowo dobry
humor. W przeciwieństwie do mnie. Byłem zły i smutny jednocześnie, ponieważ
perspektywa samotnego spania na ławce, gdzie znów mogę zostać okradziony, nie
była satysfakcjonująca. Śniadaniem zajęła się Lisa, ponieważ, jak powiedziała
jej mama, "Ona nie ma teraz do tego głowy". Chyba powinienem pominąć
fakt, że miała na sobie tylko bieliznę i prześwitujący czarny szlafrok? No cóż,
tak właśnie było. Obawiałem się, że jutro po powrocie cała nasza trójka
zastanie dom w opłakanym stanie. Ta rodzina prowadziła, zdaje się, bujne życie
seksualne i na pewno nie mieliby oporów przed spróbowaniem czegoś nowego.
Zadeklarowałem
się, że pomogę w robieniu tostów, ale Lisa absolutnie odmówiła. Niall tymczasem
czytał gazetę, pogrążony w swoim świecie.
- Kolega, u
którego będziesz spać, to…. - zaczęła Lisa.
Przez moment
nic nie odpowiadałem. Liam, Harry, Liam, Harry, Liam, Harry. Te dwa imiona
krążyły po mojej głowie i nie chciały wyjść.
Nie wiem,
czy to przez to, że więcej czasu z nim spędziłem, czy po prostu dlatego, że
jestem takim idiotą, ale powiedziałem….
- Harry.
- Och -
dziewczyna zmarszczyła brwi i nawet nie zauważyła, jak dwie kromki chleba
wystrzeliły z tostera. - Ten Harry, którego nie lubisz?
- Tak. To
ten - odpowiedziałem, spuszczając wzrok, wściekły sam na siebie. Nie
zasługiwał, aby nawet o nim wspominano.
- Mówiłam,
że się polubicie. Ciebie nie da się nie lubić - uśmiechnęła się do mnie
promiennie, a ja miałem wrażenie, że zaraz się opluję. Błagam. Nie lubimy się jeszcze
bardziej niż ostatnim razem. - A więc, Niall zawozi mnie do koleżanki, więc
ciebie może bez problemu podrzucić do Harry'ego, prawda, Niall?
Dopiero
wtedy blondyn otrząsnął się z zamyślenia i, odkładając gazetę, rzekł:
- Tak, tak,
jasne. Nie ma sprawy.
Cholera.
Czyli nici z samotnego spania na ławce. Dzięki Bogu, że wtedy pojechałem z nim
i Zaynem do jego domu, ponieważ nie miałbym pojęcia, gdzie mieszka i to by było
co najmniej dziwne.
- Mogę tam
iść piechotą. Żaden problem - powiedziałem,
co było prawdą. Spokojnie doszedłbym tam o własnych siłach albo zamówił
taksówkę, chociaż zastanawiam się, jak bym się dogadał z kierowcą.
- Dla nas
absolutnie też! - Lisa wyjęła w końcu upieczone kromki chleba na talerz i
podała najpierw mi. Niall spojrzał na nią oburzonym wzrokiem, ale nic nie
powiedział. - To uszykuj się za dwie godziny - dodała. Kiwnąłem głową. Jestem
ciekaw miny loczka, gdy zobaczy mnie przed swoimi drzwiami.
***
Czarna
piżama - wzięta. Szczoteczka - wzięta. Kapcie - wzięte. Szczotka - wzięta.
Szampon - wzięty. Ubrania na zmianę - wzięte. Melisa - wzięta. Krem na noc -
wzięty. Telefon - wzięty. Kanapki - wzięte. Szlafrok - wzięty. Poduszka -
wzięta. Koc - wzięty.
Niektóre
rzeczy może wydają się absurdalne, ale nie mam pewności, czy wielkoduszny Harry
użyczy mi swojego jedzenia, a w ogóle może kazać spać na klatce schodowej,
dlatego zaopatrzyłem się w poduszkę i koc. A melisa - nie oszukujmy się. Ten
dupek każdego potrafi wyprowadzić z równowagi, nawet najspokojniejszą osobę.
Tak, tak, mówię o sobie. Jestem bardzo spokojny, ale absolutnie nie przy nim.
W
samochodzie Niall puścił na full jakąś francuską piosenkę i zaczął śpiewać.
Siedziałem z tyłu z miną człowieka, który właśnie zjadł coś kwaśnego. Okno było
otwarte, więc wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony. Na początku
poprawiałem fryzurę, ale potem dałem temu spokój. Prócz Lisy, nie mam dla kogo
ładnie wyglądać.
Opisałem
bardzo chaotycznie drogę Niallowi i, gdyby sam się nie domyślił, gdzie to jest,
to jestem pewien, że nie dojechalibyśmy pod właściwy adres. Na szczęście
poznałem znajomy budynek i powiedziałem:
- To tutaj.
Wtedy
blondyn zaparkował, choć równie dobrze mógłby się po prostu zatrzymać. Droga i
tak była pusta. Niechętnie otworzyłem drzwiczki i, dziękując za podwózkę,
zabrałem swoją torbę, która, nie ukrywam - była dosyć ciężka.
Potem
wszedłem do środka, kierując się schodami na górę.
Gdy znalazłem
się pod jego drzwiami, z mieszkania naprzeciwko usłyszałem znajome szczekanie
psa. Rzeczywiście. Każdy mógłby się wkurzyć. Przełknąłem z trudem ślinę i
zapukałem do drzwi.
Nie mam
pojęcia, dlaczego to robię, ale naprawdę nie chciałem nocować na zewnątrz, tym
bardziej, iż niebo było prawie czarne i w przeciągu godziny mogło zacząć lać i
grzmieć. Wolałem mieć schronienie, nawet u takiego dupka.
Usłyszałem
kroki. To on.
Cholera.