wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 22 "Może z czasem zrozumiesz, że to jedyna słuszna decyzja"

 Od Autora: Chciałem podziękować wszystkim osobą, które komentują, ale w szczególności tym, które poświęcają czas co rozdział. Naprawdę to doceniam ;). I oczywiście bardzo, bardzo dziękuje za  20 000 tysięcy wejść! Kiedy to się stało? Nie mam pojęcia.
+ dzisiejszy rozdział pierwszy raz z perspektywy nie tylko Louisa, ale i Harry’ego jeeej.
++postanowiłem wrócić do dawania piosenek do rozdziałów :). Kiedy pojawi się w którymś momencie piosenka to kliknijcie tylko na link i was przekieruje. Otworzy się inne okno, nie w tym samym, dla wygody.
Pisało mi się ten rozdział wyjątkowo ciężko, dlatego przepraszam za opóźnienie. Następny postaram się napisać szybciej! Ale nie poganiajcie mnie. W zamian komentujcie bo to poprawia humor i daje kopa do pisania! Nie pytania o rozdział, wbrew pozorom.
Boże jaki ten rozdział jest ckliwy, haha. 
Enjoy x



Stałem przy oknie i obserwowałem ulicę. Od paru godzin nie ruszyłem się z miejsca. Liam proponował coś do picia, zjedzenia, jednak ja odmawiałem. Nie wiem czy Harry był zaskoczony kiedy zobaczył, że spakowałem swoje rzeczy i się wyniosłem. Pewnie się tego spodziewał. Wyłączyłem telefon, ponieważ wiedziałem, że będzie dzwonił, a nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę z nim. Nie wiedział gdzie mieszka Liam, więc nie będzie mnie nachodził. Mogę w spokoju pomyśleć i zastanowić się nad tym wszystkim. Czułem się jakbym to ja był jedyny w tym wszystkim, który ma złamane serce. Wątpię aby Harry się mną przejmował. Zawsze dbał tylko o siebie. Teraz chociaż nie musi udawać, że mu na mnie zależy. Gdy przypomnę sobie wzrok panny Isabelle, kiedy zdała sobie sprawę, że jestem kompletnie w nim zakochany to aż mi się nie dobrze robi. Była zadowolona, podobało to jej się. Ona ma jakąś chorą satysfakcję z dręczenia innych. To manipulatorka.
- Połóż się spać. Powinieneś odpocząć. – powiedział Liam stając za mną. Potrzasnąłem głową i usłyszałem jego głośne westchnięcie.
- Nie zasnę.
- Skąd wiesz? Nawet nie próbowałeś.
Wzruszyłem ramionami w odpowiedzi.
- Wiesz, że czeka cię trudna decyzja? – spytał Li. Odwróciłem się w jego stronę, spoglądając na niego.
- Jaka decyzja?
- Czy jesteś w stanie mu wybaczyć. – odpowiedział tak jakby to było oczywiste. Roześmiałem się gorzko.
- Widziałeś co mi zrobił. On udawał. To wszystko było ustawione. Zabawił się moim kosztem. Nigdy mnie nie kochał. Może przez moment poczuł wyrzuty sumienia gdy mi to robił, ale to jeszcze daleko do miłości. – powiedziałem wściekłym tonem.
- Louis, ja… widziałem  was razem. Widziałem jak na ciebie patrzył, jak się o ciebie troszczył. – powiedział zakładając ręce na klatkę piersiową. – Tego nie da się udawać.
- Jest świetnym kłamcą. Ma wprawę. – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. – Nie powinienem w ogóle tu przyjeżdżać. Zostałem oskarżony o gwałt, a jedyna osoba której ufałem na tym pieprzonym świecie udostępniła moje zdjęcia.
- To prawda, to było nie fair. – kiwnął głową. – Ale nie widziałeś jaki był wściekły na panne Isabelle? Nie planował pokazania tych zdjęć wszystkim.
- Nie obchodzi mnie czy wiedział o tym czy nie! – krzyknąłem, tracąc kontrolę. – Dał je pannie Isabelle. Gdyby ich nie dawał, nie miałaby ich i uniknąłbym totalnego upokorzenia. Nie wrócę na zajęcia. Nigdy. Nie chce mieć nic wspólnego z tym całym chorym czymś. – osunąłem się na podłogę. Byłem zmęczony i głodny. Nagle poczułem się senny. Powinienem pójść spać.
- Może musiał? Może coś ważnego nim kierowało.
- Przestań go usprawiedliwiać. – powiedziałem resztkami sił. – Kierował nim egoizm. Jest tak samolubny, że to aż boli. Gdyby mnie kochał tak bardzo jak mówił nie pozwoliłby aby te zdjęcia ujrzały światło dziennie. Nie pokazywałby ich nikomu.
- Tak masz rację, ale…
- Powinienem iść spać. – wstałem z podłogi i ruszyłem na górę do pokoju gościnnego.


*Harry*
Wróciłem do pustego mieszkania. Czemu mnie nie zdziwiło, że jest puste? Z westchnięciem rzuciłem torbę na kanapę. Nigdy nie zapomnę łez w jego oczach, kiedy tak cholernie zawiódł się na mnie. Uciekł, zostawiając mnie samego, podczas gdy miałem mu tyle rzeczy do wyjaśnienia. Poszedłem do kuchni i otworzyłem lodówkę, a po chwili znów ją zamknąłem. Potem stanąłem do niej tyłem, opierając się o nią. Nienawidzę siebie z całego serca. Zayn mnie ostrzegał, on wiedział jak to się skończy, a ja głupi nie posłuchałem. Byłem zbyt pewny siebie, zbyt pewny, że to się uda. Cholera! Nie powinienem w ogóle się na to zgadzać, byłem idiotą. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem tak wielkich wyrzutów sumienia jak wtedy gdy oddawałem pannie Isabelle jego zdjęcia w kopercie. Gdy uchwyciła w dłoń kopertę, jeszcze na moment zatrzymałem się, myśląc czy na pewno chce mu to zrobić? Jednak ona ją wyrwała, mówiąc że jeśli już się zdecydowałem, to to jest nie odwołalne.
Odpychając się od zimnej lodówki skierowałem się w stronę salonu, przy wyjściu z pomieszczenia kopiąc mocno ścianę. Zasyczałem z bólu, ale zasługiwałem na to.
Na początku go nie znałem, a nie mogłem ryzykować pisaniem egzaminów poprawkowych na które nie mam pieniędzy. To mnie nie upoważniało do okłamywania go, nawet nie wiedząc kim jest, wiem to. Teraz byłem taki wściekły, że miałem ochotę kogoś zabić, a najbardziej siebie. Jak mogłem pozwolić mu odejść? Jak mogłem go tak okłamać? Mieliśmy wzloty i upadki, ale w końcu Louis powiedział mi całą prawdę, a ja? Kłamałem, że nie mam sekretów. Miałem.
Podejrzewałem gdzie jest, ale nie miałem niestety adresu Liama. Z jednej strony cieszyłem się, ze miał gdzie pójść, a z drugiej… może gdyby nie miał wyboru to zostałby tutaj? Chciałem mu wszystko wyjaśnić, ponieważ wtedy nie dał mi dojść do słowa. Tak bardzo chciałem uklęknąć przed nim i błagać o wybaczenie, łkając w rękaw jego koszuli jak małe dziecko.
Teraz uderzyłem ręką złożoną w pięść w ścianę, starając się zrobić to jak najmocniej. Zasyczałem z bólu, machając ręką. Cholera, boli. Nie oczekiwanie moje oczy zaczęły piec. Zagryzłem wargę tak bardzo starając się nie pęknąć. Jednak – stało się. Po moich policzkach poleciały słone łzy, tworząc strużkę aż do mojej brody. Przetarłem je szybko ręką. Nie, nie będę płakać. Nie jestem mięczakiem. Życie nauczyło mnie aby być twardym. Nie będę się załamywać przez jednego chłopaka. Nie ten to następny…
W tym momencie kolejne łzy zaczęły lecieć, aż w końcu przestałem je kontrolować. Usiadłem na podłodze i schowałem twarz w dłoniach, łkając i pochlipując. Musiałem wyglądać okropnie, zaczerwieniony nos, podpuchnięte oczy…Co by powiedział Louis gdyby zobaczył mnie w takim stanie? Śmiałby się mówiąc, że zostawienie mnie to była najlepsza decyzja jego życia.
Och Harry, jesteś taki żałosny.
*Louis*
- Dzień dobry. – powiedział Liam, podczas gdy ja przecierałem ze zmęczenia oczy. W ogóle nie mogłem zasnąć. Całą noc rzucałem się i myślałem czy powinienem wybaczyć Harry’emu. Jedna strona chciała, a druga nie. Ta jedna mówiła, że powinienem to zrobić bo on w gruncie rzeczy mnie kocha, a druga, że nigdy nic do mnie nie czuł i to wszystko było jednym wielkim kłamstwem. Nigdy w życiu nie byłem tak bardzo rozdarty jak teraz. To było tak jakby na twoich ramionach siedział anioł i diabeł. Tylko od ciebie zależy komu uwierzysz.
- Dzień dobry. – odpowiedziałem z ziewnięciem.
- Dobrze spałeś? – starał się uśmiechnąć. Wzruszyłem ramionami i usiadłem przy stole.
- W porządku. Idziesz na uczelnie, prawda? – spojrzałem na niego.
- Prawda. – odpowiedział bez entuzjazmu. – Możesz… iść ze mną. – dodał, chodź znał moje zdanie na ten temat.
- Zostanę tutaj. Muszę to sobie wszystko przemyśleć. – westchnąłem. – Jezu, to najtrudniejsza decyzja mojego życia. Co ty byś zrobił na moim miejscu?
Liam przygryzł wargę.
- Myślę… myślę, że poszedłbym do nocnego klubu, upił się i zrobił z siebie kompletnego idiotę tańcząc na stolę bez koszulki, aż te nagie zdjęcia nie byłby tak kompromitujące jak to. – zażartował chcąc rozładować jakoś atmosferę. Uśmiechnąłem się szczerze.
- Nie zły plan. – powiedziałem w zamyśleniu. – Jednak pozwól, że wymyślę coś swojego.
- Pierwszy raz stoisz przed taką decyzją? – zapytał.
- Szczerze mówiąc to nie. – potrzasnąłem głową wsypując do szklanki cukier, a potem mieszając herbatę łyżeczką. – Przed wyjazdem do Francji… wydarzyło się coś o czym chciałem zapomnieć, a właściwie uciec.
- I żałujesz tego? – spojrzał mi prosto w oczy. Moje serce przyśpieszyło. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale znałem doskonale odpowiedź.
- Nie. – powiedziałem cicho. – Bo gdybym wtedy nie wyjechał nie poznałbym ciebie. – dodałem.
- Lizus. – skomentował śmiejąc się. – Ale myślę, że powód jest inny. Dobra muszę się zbierać. Na razie. – wstał od stołu i powędrował w stronę drzwi.
- Na razie. – mruknąłem prawie nie słyszalnie.
Stan, och Stan.. Może czas stawić ci czoła?
*Harry*
Obudziłem się na zimnej i brudnej podłodze we własnej kuchni z ogromnym bólem pleców. Ledwo mogłem wstać. Czułem się jak po całonocnej imprezie, chodź spałem jak zabity. Tak długo płakałem, że aż zasnąłem ze zmęczenia. Muszę wziąć tabletkę. Głowa mi pęka. Podszedłem do szafki i otwierając ją wyjąłem aspirynę w proszku. Potrzasnąłem saszetką i otworzyłem, przedzierając papier. Potem nalałem wody do szklanki starając się nie myśleć jak beznadziejnie od teraz będzie moje życie. Straciłem wszystko co miałem. Jestem skończony. wsypałem lek do wody i czekałem aż się rozpuści, opierając dłonie o blat. Wyobraziłem sobie, że do kuchni wchodzi on jeszcze zaspany i z rozczochranymi włosami, w samych bokserkach. Staje za mną przytula, tak jakbym był jego własnością. Nie chciałem być niczyją własnością, nigdy. Nie chciałem być tak traktowany, ale on mógł to robić. Mogłem być jego własnością i tylko jego.
Moje wargi niebezpiecznie zadrżały. W panice przed kolejnym wybuchem płaczu, zrzuciłem z blatu szklankę, wlewając w to całą moją złość. Przedmiot roztłukł się na kawałeczki, ale nie obchodziło mnie to. Miałem ochotę krzyczeć.
On był mój, a ja byłem jego. Byliśmy swoi nawzajem.
A teraz jest nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim i nie wiadomo czy cały i zdrowy. Tak cholernie się martwiłem. I tak cholernie chciałem mieć go u swego boku.
*Louis*
*Wspomnienie*
Obudziłem się w ciepłym pokoju otulony ciepłą kołdrą, ale nie tylko ona mnie grzała. Dostawałem ciepło również od osoby, która trzymała mnie mocno w pasie i przyciskała do siebie. Było mi tak dobrze, że dotknąłem ręki tej osoby i zacisnąłem na niej palce. Mogłem pozostać w tym błogim stanie na wieki. Przymknąłem jeszcze na moment oczy, nie odwracając się, nie chcąc aby to był sen. Nie wiedziałem jeszcze gdzie jestem. Może gdybym wiedział gdzie i co się wydarzyło nie zareagowałbym z takim spokojem? W końcu zainteresowany co się właściwie stało, otworzyłem oczy i zobaczyłem, że znajdę się w pokoju. Ale nie jakimś pokoju. Doskonale znałem to pomieszczenie. To pokój mojego najlepszego przyjaciela. Zmarszczyłem brwi. Co ja tu właściwie robię? I jak się tu znalazłem? Odwróciłem się przodem do osoby, która mnie obejmowała i otworzyłem szeroko oczy. Przerażony tym co zobaczyłem, przestałem dotykać owej osoby i wyswobodziłem się z jego objęć. Potem odsunąłem się na kilka centymetrów, starając się uregulować oddech, który z każdą sekundą przyśpieszał. Głowa mi pękała i to dało mi do zrozumienia, że wczoraj zdecydowanie za dużo wypiłem. Cholera, cholera, cholera.
- Stan, Stan obudź się. – szturchnąłem w końcu przyjaciela. – Stan, do jasnej cholery, budź się. – szturchnąłem go mocniej.
- Co? – wydukał zaspanym głosem. Otworzył oczy, ledwo kojarząc, że znajduje się w swoim pokoju, a ja śpię obok niego. – Louis? Cześć. – uśmiechnął się lekko i znów chciał zapaść w sen, ale mu nie mogłem pozwolić. Musiałem sięgnąć po środek ostateczny więc ściągnąłem z niego kołdrę i natychmiast go znów przykryłem, bowiem mój przyjaciel był nagi! Zdałem sobie w tym momencie sprawę, że ja również nie miałem na sobie ubrań. Chciało mi się płakać gdy pomyślałem sobie do czego mogło wczoraj dojść. To był mój przyjaciel do kurwy nędzy, a w dodatku chłopak. Gdyby był dziewczyną wręcz skakałbym z radości, że w końcu straciłem dziewictwo. Ale w tym wypadku mam ochotę się zabić.
- Dlaczego do chuja jesteś nagi? – warknąłem. Wtedy Stan na dobre się przebudził.
- Wróciliśmy pijani z imprezy, pewnie się rozebrałem jak zwykle i poszedłem spać, a ty ze mną. Nie ma co robić dramatu, Louis. – starał się mnie pocieszyć.
- Ja też jestem nagi.
- Przyznaję, to trochę bardziej dziwne, ale wszystko da się jakoś logicznie wyjaśnić, prawda?
Kiwnąłem głową, usilnie starając się przypomnieć sobie wczorajszą noc. Nic. Pustka.
- Pamiętasz coś z wczoraj?
- Pamiętam jak wróciliśmy do domu, a ty się śmiałeś, dużo się śmiałeś. Mówiłeś, że jestem zabawny i żebym przestał bo boli cię brzuch ze śmiechu…
- Musiałem być bardzo pijany skoro tak powiedziałem. – odparłem, a gdy ujrzałem minę Stana dorzuciłem: - Bez urazy, oczywiście. A potem?
- Potem obraz mi się rozmazuje. – westchnął. – Ale to nic. Nie jesteśmy pijani pierwszy raz, racja? – uśmiechnął się.
- Nie, ale pierwszy raz wylądowaliśmy nadzy w łóżku. – powiedziałem przerażonym tonem. Chciałem wstać, ale przypomniało mi się, że jestem nagi, więc postanowiłem zostać w łóżku. Dziwnie bym się czuł, paradując przed Stanem bez niczego, mimo iż to mój przyjaciel od przedszkola.
Jednak moje przerażenie wzrosło gdy zobaczyłem na podłodze zużytą prezerwatywę. Pisnąłem jak mała dziewczynka i drżącymi dłońmi uniosłem ją w górę chcąc się upewnić, że to kondom. Wiem, że to nie byłby pierwszy raz Stana i już wcześniej używał zabezpieczeń.
- To nie jest to co myślę, prawda? – jęknąłem.
- Louis, to prezerwatywa. – odpowiedział spokojnym tonem.
- Boże… ty, ja… my… - nie mogłem dojść do siebie. To był jak cios nożem. Tylko nie to, proszę. Stan to mój przyjaciel. To się nie mogło stać.
- Wygląda na to, ze uprawialiśmy seks. – Stan wypowiedział na głos mój największy koszmar.
                                                                                ***
Stałem przy oknie uśmiechając się na samo wspomnienie mojego przerażenia, że pomiędzy mną a chłopakiem mogło do czegoś dojść. To była jak ironia w porównaniu z tym co się stało tutaj, we Francji. Pokręciłem jednak głową na myśl, że zostawiłem Stana w Londynie bez słowa wyjaśnienia, a potem nie odbierałem od niego telefonów. Byłem takim tchórzem. Dzwonił do mnie dziesiątki razy. Nawet nie napisałem głupiego sms gdzie jestem i aby się nie martwił. Muszę go znaleźć i przeprosić. Tak się nie zachowują przyjaciele.
Po za tym między mną, a Harrym to wszystko skończone. Ja i on… my… nie istniejmy. Nigdy nie istnieliśmy. To był wytwór mojej wyobraźni, a przynajmniej nasze uczucie. Byliśmy razem, ale tak naprawdę osobno.
- Wróciłem! – krzyknął Liam zamykając drzwi mieszkania. – Jak ci minął dzień?
Moje oczy dziwnie piekły. Zawsze Harry jak wracał do domu, chciał wiedzieć co robiłem i słuchał tego z zainteresowaniem, nawet jeśli to było zwykłe oglądanie telewizji. Nie, on udawał. To wszystko było grą. To nie mogło być prawdziwe.
- Dobrze. – odparłem drżącym głosem.
- Dobrze się czujesz? – zapytał Liam wchodząc do pomieszczenia w którym się znajdowałem. – Twój głos…
- Podjąłem decyzję. – przerwałem mu, odwracając się w jego stronę. – Wracam do Londynu.
- Co? – w głosie Liama słyszałem czyste zdziwienie. Najwyraźniej nie spodziewał się tego. Myślał, ze do niego wrócę? Że mu wybaczę? Albo, że sprawię, że się we mnie zakocha jeśli tego dotąd nie zrobił? – Dlaczego?
- Mam tam parę nie pozałatwianych spraw. – odpowiedziałem. – A tutaj… tutaj mam złe wspomnienia. Francja już nigdy nie będzie dla mnie taka jak wcześniej. Przyjechałem tutaj bo… chciałem studiować, poznawać nowych ludzi, pokonać moją nieśmiałość. A w zamian będę wracał ze złamanym sercem, a nie wspaniałymi wspomnieniami. Zresztą… nie wrócę na uczelnie po tym wszystkim.
- Jeśli chodzi o Pannę Isabelle to wyrzucili ją. – powiedział mój przyjaciel, czym muszę się przyznać poprawił mój humor.
- Zasłużyła na to.
- Louis, proszę, przemyśl to jeszcze. Masz mnie. Możesz tu mieszkać ile ci się podoba. A wrócisz na uczelnie z czasem, zobaczysz. Nie zaprzepaszczaj swoich marzeń przez jedną osobę.
- Liam, to nie była jedna osoba. – westchnąłem. – Horanowie, panna Isabelle, Harry, Zayn… Tylko ty mi zostałeś, ale… nie mogę zostać tutaj dla ciebie. Nie mam tu perspektyw. A nie chcę siedzieć cały dzień w domu nic nie robiąc. Mam 20 lat. Powinienem się rozwijać.
- Czyli to decyzja nie odwołalna?
- Tak. – potwierdziłem stanowczo.
                                                                                 ***
- Pamiętaj, że możesz zawsze tu wrócić. Przyjmę cię z otwartymi ramionami. – powiedział Liam, gdy następnego dnia pakowałem walizki. Uśmiechnąłem się kiwając głową.
- Pamiętam.
- Ale proszę, zastanów się jeszcze nad tym. – prosił, jednak ja byłem nie ugięty. Myślałem nad tym cały dzień. Tak, miałem wątpliwości, ale pragnienie powrotu do Londynu było większe niż potrzeba zostania.
- Moja decyzja jest nie zmienna. – powiedziałem zasuwając walizkę. Potem popatrzyłem prosto w oczy Liamowi, mówiąc: - Gdy będziesz kiedyś w Londynie to… wiesz, dzwoń. – starałem się uśmiechnąć przez napływające do moich oczu łzy. Tak bardzo polubiłem Liama. Miał takie dobre serce, chyba nawet nie zdawał sobie sprawy jak dobre. Powinien znaleźć sobie kogoś kto to doceni.
- Na pewno zadzwonię.
Również widziałem w jego oczach łzy. Nie chciał abym je widział więc przyciągnął mnie do uścisku i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Oboje nie mieliśmy szczęścia w miłości. Byliśmy siebie warci.
Patrzyłem na telefon, siedząc na kanapie i czekając. Sam nie widziałem na co. Ale tak bardzo pragnąłem aby zadzwonił, napisał… cokolwiek. W głębi duszy chciałem aby mi wybaczył i było tak jak dawniej. Jestem dobrym człowiekiem, tylko trochę zagubionym. Stop, cofnij. Pieprzyć to. Jestem złym człowiekiem i nie zasługuje na miłość. Gdyby tak było już dawno by zadzwonił.
Oparłem głowę o rękę i czekałem. Prawie przysypiałem gdy usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Poderwałem się gwałtownie z kanapy i niemal natychmiast włączyłem zieloną słuchawkę, przystawiając telefon do ucha. Moje serce biło niemiłosiernie i byłem pełen nadziei. Może jeszcze nie wszystko stracone.
- Tak? – zapytałem.
- Cześć Harry tu Liam. – powiedział głos w słuchawce. – Nie pochwalam tego co zrobiłeś, wręcz to potępiam, ale wiem, że mimo wszystko go kochasz, dlatego słuchaj uważnie: Louis chce wrócić do Londynu, aktualnie jesteśmy na lotnisku Carcassonne, a Louis czeka w kolejce  po bilet. Samolot odlatuje za pół godziny. Wiem, że nie muszę cię błagać abyś do kurwy nędzy tu przyjechał, bo wiem, że to zrobisz. Ale mimo wszystko: przyjedź tu do kurwy nędzy!
Moje serce na moment przestało bić. Jak to Louis chce wrócić do Londynu? Przecież jeżeli to zrobi to już nigdy więcej go nie zobaczę. Nie może tego zrobić… nie może.
 - Przyjadę. – zapewniłem go i rozłączyłem się. Wziąłem głęboki oddech. Tylko nie panikuj, Styles. Wszystko będzie dobrze. Pojedziesz na to lotnisko, wyznasz mu miłość, on zostanie i wszystko będzie dobrze. Tak będzie… kurwa! Nie mam samochodu, a na pieszo w życiu nie zdążę. Co robić? Co robić?
Chyba pozostaje mi tylko jedna opcja…
- Cześć Zayn. – powiedziałem przymykając na moment oczy gdy usłyszałem jego zdziwiony glos. – Wiem, ze między nami różnie się układało, raz lepiej, raz gorzej. Ale… jesteś moim przyjacielem. Czy to ci się podoba czy nie. I zawsze nim będziesz. Nawet gdybyś miał się do mnie nie odezwać do końca życia to i tak dla mnie zawsze będziesz… nie, wiesz co? Nie jesteś dla mnie przyjacielem... Jesteś dla mnie jak brat. – zakończyłem mówić i słyszałem tylko ciszę po drugiej stronie słuchawki. Pomyślałem, że się rozłączył.
- Czego chcesz? – powiedział spokojnym tonem, wzdychając.
- Słuchaj, Louis wyjeżdża za pół godziny do Londynu, a ja nie mam samochodu, żeby tam dotrzeć. Jesteś moją jedyną deską ratunku. Już cię nawet nie proszę, ja cię błagam, zgódź się.
Czekałem cierpliwie na odpowiedź, która się nie pojawiała przez chwilę. Ciągle spoglądałem na zegarek, przeklinając w duchu na Zayna. Przecież jeżeli nie zdążę to stracę go… możliwe, że już na zawsze. Nie przeżyje tego.
- Dobrze. Ale tylko dlatego, że widzę jak ci na nim zależy. W innym wypadku bym się nie zgodził, wiedz o tym.
- Wiem to. – odparłem i starałem się mówić poważnym tonem, chodź na moje usta wkradł się mały uśmieszek. Wiedziałem, że kłamał. Zgodziłby się. O cokolwiek bym go poprosił. Bo to Zayn. Mój Zayn.
                                                                                       ***
- Jeszcze raz, jakie to lotnisko? – zapytał Zayn gdy odpalił samochód.
- Carcassonne. – odpowiedziałem, chodź mówiłem mu o tym dziesięć razy. – I jeszcze raz dziękuje, że przyjechałeś.
- Taki obowiązek braci, prawda? Muszą pomagać rodzinie w potrzebie.
Uśmiechnąłem się na to pod nosem. Nie doceniałem jakiego dobrego przyjaciela miałem przy sobie. Zrozumiałem to za…. Ale zaraz, przecież nigdy nie jest za późno aby coś naprawić. Nauczyłem się tego w ostatnim czasie.
- Cieszę się, że jesteś ale… błagam, jedź szybciej.
Zayn rzucił mi rozbawione spojrzenie i nacisnął pedał gazu. Mknęliśmy coraz szybciej. Obraz za szybą był rozmazany. Nawet nie zauważyłem jak przejechaliśmy na czerwonym świetle. Modliłem się abyśmy zdążyli. Jeżeli samolot odleci… nie wiem co zrobię. Jeśli jednak Louis jest zdecydowany wrócić do Londynu to chciałbym się z nim chociaż pożegnać. Tylko tyle. Mam nadzieje, że nie proszę o zbyt wiele, chociaż… po tym co mu zrobiłem to i tak aż nad.
*Louis*
- Jesteś tego pewien? – spytał Liam, gdy siedziałem na ławce trzymając w prawej dłoni bilet i czekając na samolot. Przełknąłem głośno ślinę kiwając głową. Mój przyjaciel siedział obok mnie trzymając ręce na kolanach. – To jest naprawdę to czego chcesz? – posłał mi nie dowierzające spojrzenie. Westchnąłem. Dlaczego mnie po prostu nie puści? Aż tak bardzo mu zależy abym się dusił tutaj? Bo tak jest. Duszę się tutaj.
- To nie ma znaczenia. – odpowiedziałem nie patrząc na niego. – Wiem jednak, ze to jest to co powinienem zrobić.
- To nie jest u satysfakcjonująca mnie odpowiedź. – mruknął nie zadowolony.
- Myślałem, że będziesz mnie wspierał w moich wyborach. – rzuciłem mu krótkie spojrzenie.
- Bo tak jest. Wspieram cię. Ale wspieranie nie polega na zgadzaniu się z każdą decyzją. Uważam, że popełniasz błąd jeśli chodzi o mnie.
Nie mogłem tego słuchać. Wstałem gwałtownie z siedzenia i zacząłem chodzić w te i we w te. On chyba nie mówi tego poważnie.
- Popełniłem go w ogóle tu przyjeżdżając. – powiedziałem w złości po czym ugryzłem się w język. To nie to co powinienem powiedzieć. – Przepraszam. – westchnąłem. – Czasem mówię, a potem myślę.
- Nie ma sprawy. – Liam starał się uśmiechnąć, ale widziałem, że nie było w porządku.
*Harry*
Jestem pewien, że złamaliśmy kilka przepisów drogowych, ale to nie miało w tym momencie dla mnie znaczenia. Najważniejsze było aby zatrzymać Louisa. Nie mógł wrócić do tego pieprzonego Londynu. Nie ważne co czuje, nie ważne co mu zrobiłem kocham go. Kocham go i będę o niego walczył. On musi to wiedzieć. Bardzo go zraniłem, ale wierzę, że z czasem mi to wybaczy. Bo ja sam sobie na razie nie potrafię. Wyobraziłem sobie jak wbiegam na lotnisko podczas gdy Louis ma już wsiadać do samolotu i wykrzykuje jego imię, a on się odwraca. I chodź nie chce tego przyznać poczuł ulgę, że starałem się go powstrzymać, bo właśnie na to czekał.
Ile jednak moje wyobrażenia będą miały wspólnego z rzeczywistością? Tego nie wiem. Ale mam nadzieje, że nie będą się dużo różnić. Chciałbym mu kiedyś wynagrodzić wszystkie krzywdy, które go spotkały z mojej strony. Nie wiedziałem tylko czy chciałem uśpić w ten sposób moje wyrzuty sumienia czy rzeczywiście go tak kochałem, że chciałem aby miał wszystko czego tylko zapragnie. To wszystko jest takie skomplikowane. Zerknąłem na Zayna, który jechał skupiony na drodze. Przygryzłem wargę, cholera. Teraz nie jestem pewien czy moja decyzja była słuszna. Może popełniłem błąd?
Gdyby Louis chciał – zostałby. A ja zachowuje się jak egoista chcąc go powstrzymać. Robię to w gruncie rzeczy dla siebie, nie dla niego. Może najlepsza droga to… pozwolić mu odejść? Może z wszystkich złych podjętych decyzji ta byłaby w końcu dobra?
Samotna łza spłynęła po moim policzku w chwili gdy Zayn zatrzymał samochód i powiedział pośpiesznym tonem:
- Jesteśmy na miejscu. Szybko, wysiadaj! No już! Nie po to pędziłem 150 na godzinę byś ty teraz się obijał.
Ja jednak patrzyłem w szybę obok siebie, nie na mojego przyjaciela.
- Nie mogę. – wyszeptałem. – Po prostu nie mogę. Przykro mi.
- Ale… ale dlaczego? – zapytał zdziwiony. – Przecież go kochasz.
- Właśnie dlatego, że go kocham powinienem pozwolić mu wrócić do Londynu. Nie rozumiesz tego Zayn? Zachowywałem się jak egoista. Myślałem cały czas tylko o sobie. Może w jakimś stopniu o mnie i o nim ale głównie o sobie. Jeśli teraz dam mu odejść, udowodnię i sobie i w jakimś sensie jemu, że naprawdę go kocham. Może z czasem zrozumiesz, że to jedyna słuszna decyzja. – wydukałem.
- Nie Harry, nie. Kurwa nie rozumiem! – uniósł się Zayn. – Jechaliśmy tutaj na złamanie karku. Nie możesz się wycofać. Kurwa, idź się chociaż z nim pożegnać.
Potrząsnąłem jednak głową, a kolejna łza spłynęła po moim policzku.
- Nie Zayn. Będzie nam trudniej. I jemu i mnie. On nagle poczuje wyrzuty sumienia, że wyjeżdża. Teraz jest na mnie wściekły i niech tak zostanie. Obojgu nam będzie łatwiej jeśli rozstaniemy się bez pożegnania. – wziąłem drżący oddech. – Louis zasługuje na kogoś kto pokocha go za to jakim dobrym jest człowiekiem i może też trochę za to jak piękny jest. Bo ktoś powinien i to zrobi prawda? – spojrzałem na mojego przyjaciela. Nie kontrolowałem już swoich łez. Płynęły bez opamiętania. – Nacierpiał się już tyle, że teraz czekają go tylko dobre zdarzenia. I ja to wiem. Czuje to. Dlatego pozwalam mu odejść. Ja musze się zmienić. A na to potrzeba czasu. Zostałem kiedyś bardzo zraniony i chyba podświadomie chciałem to samo zrobić drugiej osobie. Czuje się jak skończony dupek, że padło to na Louisa. Nie wiem czy zasługuje aby być szczęśliwy, ale wiem jedno: Lou na to zasługuje jak nikt inny. I wiem, że ze mną nie będzie szczęśliwy. Boje się, że kiedyś go znowu skrzywdzę. A nie chcę tego. Nie chce aby znowu przeze mnie płakał. Nie będę mógł na to patrzeć. Mam nadzieje, Zayn, że teraz mnie chociaż trochę rozumiesz.
Zapadła pomiędzy nami cisza, którą przerywało moje pochlipywanie co jakiś czas. Zayn co jakiś czas otwierał usta aby coś powiedzieć, ale po chwili je zamykał. W końcu rzekł:
- Mam nadzieje, że Louis znajdzie kiedyś tak wspaniałego chłopaka jakim jesteś ty. – powiedział dotykając mojego ramienia.
*Louis*
Siedziałem w samolocie z zapiętymi już pasami, ponieważ samolot właśnie startował. Patrzyłem za okno, przypominając sobie moje pożegnanie z Liamem kiedy obaj płakaliśmy jak małe dzieci, a potem chłopak machał mi tak długo nim nie zniknąłem za drzwiami pokładu. Przetarłem rękawem oczy, które miałem i tak dość zapuchnięte od nadmiernego płaczu. Nie sądziłem, ze moja decyzja będzie tak trudna. Przez moment nawet przeszła mi myśl czy Harry wie o tym, że wyjeżdżam? To i tak nie ma znaczenia.  Przecież wszystko mu jedno. Ale mnie nie.
Siedziałem w samolocie od dziesięciu minut, a tak cholernie za nim tęskniłem. Jak ja wytrzymam bez niego całe życie, skoro już teraz czuje jakby ktoś zabrał mi cząstkę mnie?
Harry był moją drugą połówką.                        

*

Planuje jeszcze jeden rozdział + epilog ;). Zobaczymy jak wyjdzie. 

18 komentarzy:

  1. Czemu?!?!?!?! Czekam na następny i pisz szybko bo w moim szpitalu jest nudno!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. JAKI EPILOG?! ktoś ci pozwolił? xd. Zaczęłam czytać to chyba w tą niedziele. Całe przeczytałam ! Dostałam wiadomość od koleżanki że napisałeś, a tu takie zaskoczenie że jeszcze jeden rozdział i epilog ;--; mam chociaż nadzieję że będzie on SZCZĘŚLIWY (tł. Harry i Lou są razem na wieki wieków)

    OdpowiedzUsuń
  3. Faken sziten kuźwa mać :o mam nadzieje, ze Harry razem z Liam'em do niego przyjadą :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ty kurwa ich nie zejdziesz to wypruje ci flaki na tym fajsbuku ! Pozdrawiaam -H

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej, a Harry będzie w samolocie nie??????????????!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. myślałam, że pójdzie na to lotnisko :( zawiodłam się bo mam niedosyt w chuj xd

    OdpowiedzUsuń
  7. proszę nie!!!! *zaczyna płakać*

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mam pojęcia, jak skomentować ten rozdział. Domyślałam się, że Louis wyjedzie, ale co z tego, skoro to urzeczywistniłeś i po stokroć mocniej jest mi ich żal?
    Louis i Harry zasługują na na coś więcej, niż rozstanie, do cholery. Nie wyobrażam sobie, by Larry miał już się nie spotkać, żeby tak zakończył się ich związek.
    Nie wiem, która strona pierwsza zrobi krok wprzód, ale ważne, by którakolwiek to zrobiła.
    A.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja... Pierdole, za przeproszeniem.
    O Jezu, stało sie mało i dużo a mnie mdli na myśl, że pewnie w tym roku jeszcze skończysz to opowiadanie.
    Ale jeny, na stos Cie jak nie zrobisz 2 części.
    Tak bardziej o rozdziale... Myle się lub nie, Louis wróci. Skoro Harry jest częścią jego, oznacza, że wróci. Loueh naprawdę kocha Harrego.
    No i nie wiem, w pewnym momencie miałam wyrzuty co do Louiego, ale on nie chciał źle. A z pewnością będzie jeszcze dobrze.
    Harry.. Harry. I tak go kocham mimo tego że ośmieszał LouLou, mimo że był bandytą, mimo tego że udostępnił te zdjęcia Isabelle, mimo tego wiem, że on naprawdę kocha Tommo. JEŻELI NAPRAWDE KOCHASZ TO POZWÓL ODEJŚĆ.
    No i nie wiem, moja miłość do Zayna dzięki temu fanficowi się potroiła.
    Jest po prostu idealnie. Perf.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "JEŻELI NAPRAWDE KOCHASZ TO POZWÓL ODEJŚĆ."
      Co tu więcej napisać jak masz: MASZ ABSOLUTNĄ RACJĘ KOBIETO!
      Ale jeszcze cię Loueh zaskoczy, hehs.

      Usuń
  10. oooo czemu Harry nie poszedł do Louisa??!!?!! przecież oni nie mogą w ten sposób zakończyć miłości, oni muszą być razem!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. o nie
    płacze jak głupia
    boże dlaczego
    ręce mi sie trzęsą
    dlaczego harry go nie zatrzymał
    Robert
    boże
    :(((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((

    Mery Sz.
    Dwa rozdziały i koniec mojego życia

    OdpowiedzUsuń
  12. O boże to jest mega. Przepraszam że mało komentuje a w zasadzie wcale. ;) Co do rozdziału to hmm jestem zaskoczona. Błagam niech Lou wybaczy Harry'emu proszę ! ;) Ten rozdział jest wspaniały a ty masz wielki talent do pisania aż cię podziwiam. Szkoda że tylko jeszcze jeden rozdział i epilog. No ale cóż to nie zależy ode mnie. WIĘC ŻYCZĘ WENY ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. O co harry powiedzial o louisie jesy piękne
    Naprawdę


    Nie moge uwierzyć ze7powoli zblizamy sie do konca...

    OdpowiedzUsuń
  14. Jezu ryczę :'( Robert no :'( Cudowny roźdzał, ale koniec taki smutny :c No aż nie mogę napisać no... kurwa! :'( Ryczę :c Kocham to! I Ciebie też <333 No to nie wiem już jak to się skończy :( No to ten.. chyba wszystko ;* -Julciak x (teraz bd sie tak podpisywać ;) Już nie Juleczka xx)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kocham to opowiadanie jest take niesamowite. Płakałam jak głupia. To że pozwolił mu odejśc... może i lepiej dla oby dwóch bo kto lubi porzegnania ale ja jednak bym się dziwnie czuła nie żegnając się z osobą którą kocham nie wiem co pisac był to cudowny rozdział zresztą jak wszystkie ogólnie przeczytałam już go dawno w ten sam dziec co go dodałeś ale na telefonie, a na telefonie nie mogę dodawać komentarzy czekam z niecierpliwością na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Super!!!!!
    Kiedy nn? <33
    Podalbys aska? Może zadalabym jakieś pytanka :DD
    Iz.

    OdpowiedzUsuń
  17. Trafiłam na Twojego bloga dopiero dzisiaj i spędziłam cały wieczór żeby przeczytać wszystkie rozdziały:)Masz talent:)Uwielbiam styl w jakim piszesz ale zaklinam Cię na wszystko!-proszę Cię niech Lou i Harry będą razem bo tego nie przeżyję!:)Czekam niecierpliwe na ciąg dalszy i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń