Od Autora: Chciałem podziękować wszystkim osobą, które komentują, ale w
szczególności tym, które poświęcają czas co rozdział. Naprawdę to doceniam ;).
I oczywiście bardzo, bardzo dziękuje za 20 000 tysięcy wejść! Kiedy to się stało?
Nie mam pojęcia.
+ dzisiejszy rozdział pierwszy raz z perspektywy nie tylko
Louisa, ale i Harry’ego jeeej.
++postanowiłem wrócić do dawania piosenek do rozdziałów :). Kiedy pojawi się w którymś momencie piosenka to kliknijcie tylko na link i was przekieruje. Otworzy się inne
okno, nie w tym samym, dla wygody.
Pisało mi się ten rozdział wyjątkowo ciężko, dlatego
przepraszam za opóźnienie. Następny postaram się napisać szybciej! Ale nie
poganiajcie mnie. W zamian komentujcie bo to poprawia humor i daje kopa do
pisania! Nie pytania o rozdział, wbrew pozorom.
Boże jaki ten rozdział jest ckliwy, haha.
Boże jaki ten rozdział jest ckliwy, haha.
Enjoy x
Stałem przy
oknie i obserwowałem ulicę. Od paru godzin nie ruszyłem się z miejsca. Liam
proponował coś do picia, zjedzenia, jednak ja odmawiałem. Nie wiem czy Harry
był zaskoczony kiedy zobaczył, że spakowałem swoje rzeczy i się wyniosłem.
Pewnie się tego spodziewał. Wyłączyłem telefon, ponieważ wiedziałem, że będzie
dzwonił, a nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę z nim. Nie wiedział gdzie
mieszka Liam, więc nie będzie mnie nachodził. Mogę w spokoju pomyśleć i
zastanowić się nad tym wszystkim. Czułem się jakbym to ja był jedyny w tym
wszystkim, który ma złamane serce. Wątpię aby Harry się mną przejmował. Zawsze
dbał tylko o siebie. Teraz chociaż nie musi udawać, że mu na mnie zależy. Gdy
przypomnę sobie wzrok panny Isabelle, kiedy zdała sobie sprawę, że jestem
kompletnie w nim zakochany to aż mi się nie dobrze robi. Była zadowolona,
podobało to jej się. Ona ma jakąś chorą satysfakcję z dręczenia innych. To
manipulatorka.
- Połóż się
spać. Powinieneś odpocząć. – powiedział Liam stając za mną. Potrzasnąłem głową
i usłyszałem jego głośne westchnięcie.
- Nie zasnę.
- Skąd wiesz?
Nawet nie próbowałeś.
Wzruszyłem
ramionami w odpowiedzi.
- Wiesz, że
czeka cię trudna decyzja? – spytał Li. Odwróciłem się w jego stronę,
spoglądając na niego.
- Jaka
decyzja?
- Czy jesteś
w stanie mu wybaczyć. – odpowiedział tak jakby to było oczywiste. Roześmiałem
się gorzko.
- Widziałeś
co mi zrobił. On udawał. To wszystko było ustawione. Zabawił się moim kosztem.
Nigdy mnie nie kochał. Może przez moment poczuł wyrzuty sumienia gdy mi to
robił, ale to jeszcze daleko do miłości. – powiedziałem wściekłym tonem.
- Louis, ja…
widziałem was razem. Widziałem jak na
ciebie patrzył, jak się o ciebie troszczył. – powiedział zakładając ręce na
klatkę piersiową. – Tego nie da się udawać.
- Jest
świetnym kłamcą. Ma wprawę. – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. – Nie
powinienem w ogóle tu przyjeżdżać. Zostałem oskarżony o gwałt, a jedyna osoba
której ufałem na tym pieprzonym świecie udostępniła moje zdjęcia.
- To prawda,
to było nie fair. – kiwnął głową. – Ale nie widziałeś jaki był wściekły na
panne Isabelle? Nie planował pokazania tych zdjęć wszystkim.
- Nie
obchodzi mnie czy wiedział o tym czy nie! – krzyknąłem, tracąc kontrolę. – Dał
je pannie Isabelle. Gdyby ich nie dawał, nie miałaby ich i uniknąłbym totalnego
upokorzenia. Nie wrócę na zajęcia. Nigdy. Nie chce mieć nic wspólnego z tym
całym chorym czymś. – osunąłem się na podłogę. Byłem zmęczony i głodny. Nagle
poczułem się senny. Powinienem pójść spać.
- Może
musiał? Może coś ważnego nim kierowało.
- Przestań
go usprawiedliwiać. – powiedziałem resztkami sił. – Kierował nim egoizm. Jest
tak samolubny, że to aż boli. Gdyby mnie kochał tak bardzo jak mówił nie
pozwoliłby aby te zdjęcia ujrzały światło dziennie. Nie pokazywałby ich nikomu.
- Tak masz
rację, ale…
- Powinienem
iść spać. – wstałem z podłogi i ruszyłem na górę do pokoju gościnnego.
*Harry*
Wróciłem do
pustego mieszkania. Czemu mnie nie zdziwiło, że jest puste? Z westchnięciem
rzuciłem torbę na kanapę. Nigdy nie zapomnę łez w jego oczach, kiedy tak cholernie
zawiódł się na mnie. Uciekł, zostawiając mnie samego, podczas gdy miałem mu
tyle rzeczy do wyjaśnienia. Poszedłem do kuchni i otworzyłem lodówkę, a po
chwili znów ją zamknąłem. Potem stanąłem do niej tyłem, opierając się o nią.
Nienawidzę siebie z całego serca. Zayn mnie ostrzegał, on wiedział jak to się
skończy, a ja głupi nie posłuchałem. Byłem zbyt pewny siebie, zbyt pewny, że to
się uda. Cholera! Nie powinienem w ogóle się na to zgadzać, byłem idiotą.
Jeszcze nigdy w życiu nie czułem tak wielkich wyrzutów sumienia jak wtedy gdy
oddawałem pannie Isabelle jego zdjęcia w kopercie. Gdy uchwyciła w dłoń
kopertę, jeszcze na moment zatrzymałem się, myśląc czy na pewno chce mu to
zrobić? Jednak ona ją wyrwała, mówiąc że jeśli już się zdecydowałem, to to jest
nie odwołalne.
Odpychając
się od zimnej lodówki skierowałem się w stronę salonu, przy wyjściu z
pomieszczenia kopiąc mocno ścianę. Zasyczałem z bólu, ale zasługiwałem na to.
Na początku go nie znałem, a nie mogłem ryzykować pisaniem
egzaminów poprawkowych na które nie mam pieniędzy. To mnie nie upoważniało do
okłamywania go, nawet nie wiedząc kim jest, wiem to. Teraz byłem taki wściekły,
że miałem ochotę kogoś zabić, a najbardziej siebie. Jak mogłem pozwolić mu
odejść? Jak mogłem go tak okłamać? Mieliśmy wzloty i upadki, ale w końcu Louis
powiedział mi całą prawdę, a ja? Kłamałem, że nie mam sekretów. Miałem.
Podejrzewałem gdzie jest, ale nie miałem niestety adresu
Liama. Z jednej strony cieszyłem się, ze miał gdzie pójść, a z drugiej… może
gdyby nie miał wyboru to zostałby tutaj? Chciałem mu wszystko wyjaśnić,
ponieważ wtedy nie dał mi dojść do słowa. Tak bardzo chciałem uklęknąć przed
nim i błagać o wybaczenie, łkając w rękaw jego koszuli jak małe dziecko.
Teraz uderzyłem ręką złożoną w pięść w ścianę, starając się
zrobić to jak najmocniej. Zasyczałem z bólu, machając ręką. Cholera, boli. Nie
oczekiwanie moje oczy zaczęły piec. Zagryzłem wargę tak bardzo starając się nie
pęknąć. Jednak – stało się. Po moich policzkach poleciały słone łzy, tworząc strużkę
aż do mojej brody. Przetarłem je szybko ręką. Nie, nie będę płakać. Nie jestem
mięczakiem. Życie nauczyło mnie aby być twardym. Nie będę się załamywać przez
jednego chłopaka. Nie ten to następny…
W tym momencie kolejne łzy zaczęły lecieć, aż w końcu
przestałem je kontrolować. Usiadłem na podłodze i schowałem twarz w dłoniach,
łkając i pochlipując. Musiałem wyglądać okropnie, zaczerwieniony nos,
podpuchnięte oczy…Co by powiedział Louis gdyby zobaczył mnie w takim stanie?
Śmiałby się mówiąc, że zostawienie mnie to była najlepsza decyzja jego życia.
Och Harry, jesteś taki żałosny.
*Louis*
- Dzień dobry. – powiedział Liam, podczas gdy ja przecierałem
ze zmęczenia oczy. W ogóle nie mogłem zasnąć. Całą noc rzucałem się i myślałem
czy powinienem wybaczyć Harry’emu. Jedna strona chciała, a druga nie. Ta jedna
mówiła, że powinienem to zrobić bo on w gruncie rzeczy mnie kocha, a druga, że
nigdy nic do mnie nie czuł i to wszystko było jednym wielkim kłamstwem. Nigdy w
życiu nie byłem tak bardzo rozdarty jak teraz. To było tak jakby na twoich
ramionach siedział anioł i diabeł. Tylko od ciebie zależy komu uwierzysz.
- Dzień dobry. – odpowiedziałem z ziewnięciem.
- Dobrze spałeś? – starał się uśmiechnąć. Wzruszyłem
ramionami i usiadłem przy stole.
- W porządku. Idziesz na uczelnie, prawda? – spojrzałem na
niego.
- Prawda. – odpowiedział bez entuzjazmu. – Możesz… iść ze
mną. – dodał, chodź znał moje zdanie na ten temat.
- Zostanę tutaj. Muszę to sobie wszystko przemyśleć. –
westchnąłem. – Jezu, to najtrudniejsza decyzja mojego życia. Co ty byś zrobił
na moim miejscu?
Liam przygryzł wargę.
- Myślę… myślę, że poszedłbym do nocnego klubu, upił się i
zrobił z siebie kompletnego idiotę tańcząc na stolę bez koszulki, aż te nagie
zdjęcia nie byłby tak kompromitujące jak to. – zażartował chcąc rozładować
jakoś atmosferę. Uśmiechnąłem się szczerze.
- Nie zły plan. – powiedziałem w zamyśleniu. – Jednak pozwól,
że wymyślę coś swojego.
- Pierwszy raz stoisz przed taką decyzją? – zapytał.
- Szczerze mówiąc to nie. – potrzasnąłem głową wsypując do
szklanki cukier, a potem mieszając herbatę łyżeczką. – Przed wyjazdem do Francji… wydarzyło
się coś o czym chciałem zapomnieć, a właściwie uciec.
- I żałujesz tego? – spojrzał mi prosto w oczy. Moje serce
przyśpieszyło. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale znałem doskonale
odpowiedź.
- Nie. – powiedziałem cicho. – Bo gdybym wtedy nie wyjechał
nie poznałbym ciebie. – dodałem.
- Lizus. – skomentował śmiejąc się. – Ale myślę, że powód
jest inny. Dobra muszę się zbierać. Na razie. – wstał od stołu i powędrował w
stronę drzwi.
- Na razie. – mruknąłem prawie nie słyszalnie.
Stan, och Stan.. Może czas stawić ci czoła?
*Harry*
Obudziłem się na zimnej i brudnej podłodze we własnej kuchni
z ogromnym bólem pleców. Ledwo mogłem wstać. Czułem się jak po całonocnej
imprezie, chodź spałem jak zabity. Tak długo płakałem, że aż zasnąłem ze
zmęczenia. Muszę wziąć tabletkę. Głowa mi pęka. Podszedłem do szafki i
otwierając ją wyjąłem aspirynę w proszku. Potrzasnąłem saszetką i otworzyłem,
przedzierając papier. Potem nalałem wody do szklanki starając się nie myśleć
jak beznadziejnie od teraz będzie moje życie. Straciłem wszystko co miałem.
Jestem skończony. wsypałem lek do wody i czekałem aż się rozpuści, opierając
dłonie o blat. Wyobraziłem sobie, że do kuchni wchodzi on jeszcze zaspany i z rozczochranymi włosami, w samych bokserkach.
Staje za mną przytula, tak jakbym był jego własnością. Nie chciałem być niczyją
własnością, nigdy. Nie chciałem być tak traktowany, ale on mógł to robić. Mogłem być jego
własnością i tylko jego.
Moje wargi niebezpiecznie zadrżały. W panice przed kolejnym
wybuchem płaczu, zrzuciłem z blatu szklankę, wlewając w to całą moją złość.
Przedmiot roztłukł się na kawałeczki, ale nie obchodziło mnie to. Miałem ochotę
krzyczeć.
On był mój, a ja byłem jego. Byliśmy
swoi nawzajem.
A teraz jest nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim i nie
wiadomo czy cały i zdrowy. Tak cholernie się martwiłem. I tak cholernie
chciałem mieć go u swego boku.
*Louis*
*Wspomnienie*
Obudziłem się w ciepłym
pokoju otulony ciepłą kołdrą, ale nie tylko ona mnie grzała. Dostawałem ciepło
również od osoby, która trzymała mnie mocno w pasie i przyciskała do siebie.
Było mi tak dobrze, że dotknąłem ręki tej osoby i zacisnąłem na niej palce.
Mogłem pozostać w tym błogim stanie na wieki. Przymknąłem jeszcze na moment
oczy, nie odwracając się, nie chcąc aby to był sen. Nie wiedziałem jeszcze
gdzie jestem. Może gdybym wiedział gdzie i co się wydarzyło nie zareagowałbym z
takim spokojem? W końcu zainteresowany co się właściwie stało, otworzyłem oczy
i zobaczyłem, że znajdę się w pokoju. Ale nie jakimś pokoju. Doskonale znałem
to pomieszczenie. To pokój mojego najlepszego przyjaciela. Zmarszczyłem brwi.
Co ja tu właściwie robię? I jak się tu znalazłem? Odwróciłem się przodem do
osoby, która mnie obejmowała i otworzyłem szeroko oczy. Przerażony tym co
zobaczyłem, przestałem dotykać owej osoby i wyswobodziłem się z jego objęć.
Potem odsunąłem się na kilka centymetrów, starając się uregulować oddech, który
z każdą sekundą przyśpieszał. Głowa mi pękała i to dało mi do zrozumienia, że
wczoraj zdecydowanie za dużo wypiłem. Cholera, cholera, cholera.
- Stan, Stan obudź się.
– szturchnąłem w końcu przyjaciela. – Stan, do jasnej cholery, budź się. –
szturchnąłem go mocniej.
- Co? – wydukał
zaspanym głosem. Otworzył oczy, ledwo kojarząc, że znajduje się w swoim pokoju,
a ja śpię obok niego. – Louis? Cześć. – uśmiechnął się lekko i znów chciał
zapaść w sen, ale mu nie mogłem pozwolić. Musiałem sięgnąć po środek ostateczny
więc ściągnąłem z niego kołdrę i natychmiast go znów przykryłem, bowiem mój
przyjaciel był nagi! Zdałem sobie w tym momencie sprawę, że ja również nie
miałem na sobie ubrań. Chciało mi się płakać gdy pomyślałem sobie do czego
mogło wczoraj dojść. To był mój przyjaciel do kurwy nędzy, a w dodatku chłopak.
Gdyby był dziewczyną wręcz skakałbym z radości, że w końcu straciłem
dziewictwo. Ale w tym wypadku mam ochotę się zabić.
- Dlaczego do chuja
jesteś nagi? – warknąłem. Wtedy Stan na dobre się przebudził.
- Wróciliśmy pijani z
imprezy, pewnie się rozebrałem jak zwykle i poszedłem spać, a ty ze mną. Nie ma
co robić dramatu, Louis. – starał się mnie pocieszyć.
- Ja też jestem nagi.
- Przyznaję, to trochę
bardziej dziwne, ale wszystko da się jakoś logicznie wyjaśnić, prawda?
Kiwnąłem głową, usilnie
starając się przypomnieć sobie wczorajszą noc. Nic. Pustka.
- Pamiętasz coś z
wczoraj?
- Pamiętam jak
wróciliśmy do domu, a ty się śmiałeś, dużo się śmiałeś. Mówiłeś, że jestem
zabawny i żebym przestał bo boli cię brzuch ze śmiechu…
- Musiałem być bardzo
pijany skoro tak powiedziałem. – odparłem, a gdy ujrzałem minę Stana
dorzuciłem: - Bez urazy, oczywiście. A potem?
- Potem obraz mi się
rozmazuje. – westchnął. – Ale to nic. Nie jesteśmy pijani pierwszy raz, racja?
– uśmiechnął się.
- Nie, ale pierwszy raz
wylądowaliśmy nadzy w łóżku. – powiedziałem przerażonym tonem. Chciałem wstać,
ale przypomniało mi się, że jestem nagi, więc postanowiłem zostać w łóżku.
Dziwnie bym się czuł, paradując przed Stanem bez niczego, mimo iż to mój
przyjaciel od przedszkola.
Jednak moje przerażenie
wzrosło gdy zobaczyłem na podłodze zużytą prezerwatywę. Pisnąłem jak mała
dziewczynka i drżącymi dłońmi uniosłem ją w górę chcąc się upewnić, że to
kondom. Wiem, że to nie byłby pierwszy raz Stana i już wcześniej używał
zabezpieczeń.
- To nie jest to co
myślę, prawda? – jęknąłem.
- Louis, to
prezerwatywa. – odpowiedział spokojnym tonem.
- Boże… ty, ja… my… -
nie mogłem dojść do siebie. To był jak cios nożem. Tylko nie to, proszę. Stan
to mój przyjaciel. To się nie mogło stać.
- Wygląda na to, ze
uprawialiśmy seks. – Stan wypowiedział na głos mój największy koszmar.
***
Stałem przy oknie uśmiechając się na samo wspomnienie mojego
przerażenia, że pomiędzy mną a chłopakiem mogło do czegoś dojść. To była jak
ironia w porównaniu z tym co się stało tutaj, we Francji. Pokręciłem jednak
głową na myśl, że zostawiłem Stana w Londynie bez słowa wyjaśnienia, a potem
nie odbierałem od niego telefonów. Byłem takim tchórzem. Dzwonił do mnie
dziesiątki razy. Nawet nie napisałem głupiego sms gdzie jestem i aby się nie
martwił. Muszę go znaleźć i przeprosić. Tak się nie zachowują przyjaciele.
Po za tym między mną, a Harrym to wszystko skończone. Ja i
on… my… nie istniejmy. Nigdy nie istnieliśmy. To był wytwór mojej wyobraźni, a
przynajmniej nasze uczucie. Byliśmy razem, ale tak naprawdę osobno.
- Wróciłem! – krzyknął Liam zamykając drzwi mieszkania. – Jak
ci minął dzień?
Moje oczy dziwnie piekły. Zawsze Harry jak wracał do domu,
chciał wiedzieć co robiłem i słuchał tego z zainteresowaniem, nawet jeśli to
było zwykłe oglądanie telewizji. Nie, on udawał. To wszystko było grą. To nie
mogło być prawdziwe.
- Dobrze. – odparłem drżącym głosem.
- Dobrze się czujesz? – zapytał Liam wchodząc do
pomieszczenia w którym się znajdowałem. – Twój głos…
- Podjąłem decyzję. – przerwałem mu, odwracając się w jego
stronę. – Wracam do Londynu.
- Co? – w głosie Liama słyszałem czyste zdziwienie.
Najwyraźniej nie spodziewał się tego. Myślał, ze do niego wrócę? Że mu wybaczę?
Albo, że sprawię, że się we mnie zakocha jeśli tego dotąd nie zrobił? –
Dlaczego?
- Mam tam parę nie pozałatwianych spraw. – odpowiedziałem. –
A tutaj… tutaj mam złe wspomnienia. Francja już nigdy nie będzie dla mnie taka
jak wcześniej. Przyjechałem tutaj bo… chciałem studiować, poznawać nowych
ludzi, pokonać moją nieśmiałość. A w zamian będę wracał ze złamanym sercem, a
nie wspaniałymi wspomnieniami. Zresztą… nie wrócę na uczelnie po tym wszystkim.
- Jeśli chodzi o Pannę Isabelle to wyrzucili ją. – powiedział
mój przyjaciel, czym muszę się przyznać poprawił mój humor.
- Zasłużyła na to.
- Louis, proszę, przemyśl to jeszcze. Masz mnie. Możesz tu
mieszkać ile ci się podoba. A wrócisz na uczelnie z czasem, zobaczysz. Nie
zaprzepaszczaj swoich marzeń przez jedną osobę.
- Liam, to nie była jedna osoba. – westchnąłem. – Horanowie,
panna Isabelle, Harry, Zayn… Tylko ty mi zostałeś, ale… nie mogę zostać tutaj
dla ciebie. Nie mam tu perspektyw. A nie chcę siedzieć cały dzień w domu nic
nie robiąc. Mam 20 lat. Powinienem się rozwijać.
- Czyli to decyzja nie odwołalna?
- Tak. – potwierdziłem stanowczo.
***
- Pamiętaj, że możesz zawsze tu wrócić. Przyjmę cię z
otwartymi ramionami. – powiedział Liam, gdy następnego dnia pakowałem walizki.
Uśmiechnąłem się kiwając głową.
- Pamiętam.
- Ale proszę, zastanów się jeszcze nad tym. – prosił, jednak
ja byłem nie ugięty. Myślałem nad tym cały dzień. Tak, miałem wątpliwości, ale
pragnienie powrotu do Londynu było większe niż potrzeba zostania.
- Moja decyzja jest nie zmienna. – powiedziałem zasuwając
walizkę. Potem popatrzyłem prosto w oczy Liamowi, mówiąc: - Gdy będziesz kiedyś
w Londynie to… wiesz, dzwoń. – starałem się uśmiechnąć przez napływające do
moich oczu łzy. Tak bardzo polubiłem Liama. Miał takie dobre serce, chyba nawet
nie zdawał sobie sprawy jak dobre. Powinien znaleźć sobie kogoś kto to doceni.
- Na pewno zadzwonię.
Również widziałem w jego oczach łzy. Nie chciał abym je
widział więc przyciągnął mnie do uścisku i schował twarz w zagłębieniu mojej
szyi. Oboje nie mieliśmy szczęścia w miłości. Byliśmy siebie warci.
Patrzyłem na telefon, siedząc na kanapie i czekając. Sam nie
widziałem na co. Ale tak bardzo pragnąłem aby zadzwonił, napisał… cokolwiek. W
głębi duszy chciałem aby mi wybaczył i było tak jak dawniej. Jestem dobrym
człowiekiem, tylko trochę zagubionym. Stop, cofnij. Pieprzyć to. Jestem złym
człowiekiem i nie zasługuje na miłość. Gdyby tak było już dawno by zadzwonił.
Oparłem głowę o rękę i czekałem. Prawie przysypiałem gdy
usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Poderwałem się gwałtownie z kanapy i niemal
natychmiast włączyłem zieloną słuchawkę, przystawiając telefon do ucha. Moje
serce biło niemiłosiernie i byłem pełen nadziei. Może jeszcze nie wszystko
stracone.
- Tak? – zapytałem.
- Cześć Harry tu Liam. – powiedział głos w słuchawce. – Nie
pochwalam tego co zrobiłeś, wręcz to potępiam, ale wiem, że mimo wszystko go
kochasz, dlatego słuchaj uważnie: Louis chce wrócić do Londynu, aktualnie
jesteśmy na lotnisku Carcassonne, a Louis czeka w kolejce po bilet. Samolot odlatuje za pół godziny.
Wiem, że nie muszę cię błagać abyś do kurwy nędzy tu przyjechał, bo wiem, że to
zrobisz. Ale mimo wszystko: przyjedź tu do kurwy nędzy!
Moje serce na moment przestało bić. Jak to Louis chce wrócić
do Londynu? Przecież jeżeli to zrobi to już nigdy więcej go nie zobaczę. Nie
może tego zrobić… nie może.
- Przyjadę. – zapewniłem
go i rozłączyłem się. Wziąłem głęboki oddech. Tylko nie panikuj, Styles.
Wszystko będzie dobrze. Pojedziesz na to lotnisko, wyznasz mu miłość, on
zostanie i wszystko będzie dobrze. Tak będzie… kurwa! Nie mam samochodu, a na
pieszo w życiu nie zdążę. Co robić? Co robić?
Chyba pozostaje mi tylko jedna opcja…
- Cześć Zayn. – powiedziałem przymykając na moment oczy gdy
usłyszałem jego zdziwiony glos. – Wiem, ze między nami różnie się układało, raz
lepiej, raz gorzej. Ale… jesteś moim przyjacielem. Czy to ci się podoba czy
nie. I zawsze nim będziesz. Nawet gdybyś miał się do mnie nie odezwać do końca
życia to i tak dla mnie zawsze będziesz… nie, wiesz co? Nie jesteś dla mnie
przyjacielem... Jesteś dla mnie jak brat. – zakończyłem mówić i słyszałem tylko
ciszę po drugiej stronie słuchawki. Pomyślałem, że się rozłączył.
- Czego chcesz? – powiedział spokojnym tonem, wzdychając.
- Słuchaj, Louis wyjeżdża za pół godziny do Londynu, a ja nie
mam samochodu, żeby tam dotrzeć. Jesteś moją jedyną deską ratunku. Już cię
nawet nie proszę, ja cię błagam, zgódź się.
Czekałem cierpliwie na odpowiedź, która się nie pojawiała
przez chwilę. Ciągle spoglądałem na zegarek, przeklinając w duchu na Zayna.
Przecież jeżeli nie zdążę to stracę go… możliwe, że już na zawsze. Nie przeżyje
tego.
- Dobrze. Ale tylko dlatego, że widzę jak ci na nim zależy. W
innym wypadku bym się nie zgodził, wiedz o tym.
- Wiem to. – odparłem i starałem się mówić poważnym tonem,
chodź na moje usta wkradł się mały uśmieszek. Wiedziałem, że kłamał. Zgodziłby
się. O cokolwiek bym go poprosił. Bo to Zayn. Mój Zayn.
***
- Jeszcze raz, jakie to lotnisko? – zapytał Zayn gdy odpalił
samochód.
- Carcassonne. – odpowiedziałem, chodź mówiłem mu o tym
dziesięć razy. – I jeszcze raz dziękuje, że przyjechałeś.
- Taki obowiązek braci, prawda? Muszą pomagać rodzinie w
potrzebie.
Uśmiechnąłem się na to pod nosem. Nie doceniałem jakiego
dobrego przyjaciela miałem przy sobie. Zrozumiałem to za…. Ale zaraz, przecież
nigdy nie jest za późno aby coś naprawić. Nauczyłem się tego w ostatnim czasie.
- Cieszę się, że jesteś ale… błagam, jedź szybciej.
Zayn rzucił mi rozbawione spojrzenie i nacisnął pedał gazu.
Mknęliśmy coraz szybciej. Obraz za szybą był rozmazany. Nawet nie zauważyłem
jak przejechaliśmy na czerwonym świetle. Modliłem się abyśmy zdążyli. Jeżeli
samolot odleci… nie wiem co zrobię. Jeśli jednak Louis jest zdecydowany wrócić
do Londynu to chciałbym się z nim chociaż pożegnać. Tylko tyle. Mam nadzieje,
że nie proszę o zbyt wiele, chociaż… po tym co mu zrobiłem to i tak aż nad.
*Louis*
- Jesteś tego pewien? – spytał Liam, gdy siedziałem na ławce
trzymając w prawej dłoni bilet i czekając na samolot. Przełknąłem głośno ślinę
kiwając głową. Mój przyjaciel siedział obok mnie trzymając ręce na kolanach. –
To jest naprawdę to czego chcesz? – posłał mi nie dowierzające spojrzenie.
Westchnąłem. Dlaczego mnie po prostu nie puści? Aż tak bardzo mu zależy abym
się dusił tutaj? Bo tak jest. Duszę się tutaj.
- To nie ma znaczenia. – odpowiedziałem nie patrząc na niego.
– Wiem jednak, ze to jest to co powinienem zrobić.
- To nie jest u satysfakcjonująca mnie odpowiedź. – mruknął
nie zadowolony.
- Myślałem, że będziesz mnie wspierał w moich wyborach. –
rzuciłem mu krótkie spojrzenie.
- Bo tak jest. Wspieram cię. Ale wspieranie nie polega na
zgadzaniu się z każdą decyzją. Uważam, że popełniasz błąd jeśli chodzi o mnie.
Nie mogłem tego słuchać. Wstałem gwałtownie z siedzenia i
zacząłem chodzić w te i we w te. On chyba nie mówi tego poważnie.
- Popełniłem go w ogóle tu przyjeżdżając. – powiedziałem w
złości po czym ugryzłem się w język. To nie to co powinienem powiedzieć. –
Przepraszam. – westchnąłem. – Czasem mówię, a potem myślę.
- Nie ma sprawy. – Liam starał się uśmiechnąć, ale widziałem,
że nie było w porządku.
*Harry*
Jestem pewien, że złamaliśmy kilka przepisów drogowych, ale
to nie miało w tym momencie dla mnie znaczenia. Najważniejsze było aby
zatrzymać Louisa. Nie mógł wrócić do tego pieprzonego Londynu. Nie ważne co
czuje, nie ważne co mu zrobiłem kocham go. Kocham go i będę o niego walczył. On
musi to wiedzieć. Bardzo go zraniłem, ale wierzę, że z czasem mi to wybaczy. Bo
ja sam sobie na razie nie potrafię. Wyobraziłem sobie jak wbiegam na lotnisko
podczas gdy Louis ma już wsiadać do samolotu i wykrzykuje jego imię, a on się
odwraca. I chodź nie chce tego przyznać poczuł ulgę, że starałem się go
powstrzymać, bo właśnie na to czekał.
Ile jednak moje wyobrażenia będą miały wspólnego z
rzeczywistością? Tego nie wiem. Ale mam nadzieje, że nie będą się dużo różnić.
Chciałbym mu kiedyś wynagrodzić wszystkie krzywdy, które go spotkały z mojej
strony. Nie wiedziałem tylko czy chciałem uśpić w ten sposób moje wyrzuty
sumienia czy rzeczywiście go tak kochałem, że chciałem aby miał wszystko czego
tylko zapragnie. To wszystko jest takie skomplikowane. Zerknąłem na Zayna,
który jechał skupiony na drodze. Przygryzłem wargę, cholera. Teraz nie jestem
pewien czy moja decyzja była słuszna. Może popełniłem błąd?
Gdyby Louis chciał – zostałby. A ja zachowuje się jak egoista
chcąc go powstrzymać. Robię to w gruncie rzeczy dla siebie, nie dla niego. Może
najlepsza droga to… pozwolić mu odejść? Może z wszystkich złych podjętych
decyzji ta byłaby w końcu dobra?
Samotna łza spłynęła po moim policzku w chwili gdy Zayn
zatrzymał samochód i powiedział pośpiesznym tonem:
- Jesteśmy na miejscu. Szybko, wysiadaj! No już! Nie po to
pędziłem 150 na godzinę byś ty teraz się obijał.
Ja jednak patrzyłem w szybę obok siebie, nie na mojego
przyjaciela.
- Nie mogę. – wyszeptałem. – Po prostu nie mogę. Przykro mi.
- Ale… ale dlaczego? – zapytał zdziwiony. – Przecież go
kochasz.
- Właśnie dlatego, że go kocham powinienem pozwolić mu wrócić
do Londynu. Nie rozumiesz tego Zayn? Zachowywałem się jak egoista. Myślałem
cały czas tylko o sobie. Może w jakimś stopniu o mnie i o nim ale głównie o
sobie. Jeśli teraz dam mu odejść, udowodnię i sobie i w jakimś sensie jemu, że naprawdę
go kocham. Może z czasem zrozumiesz, że to jedyna słuszna decyzja. – wydukałem.
- Nie Harry, nie. Kurwa nie rozumiem! – uniósł się Zayn. –
Jechaliśmy tutaj na złamanie karku. Nie możesz się wycofać. Kurwa, idź się
chociaż z nim pożegnać.
Potrząsnąłem jednak głową, a kolejna łza spłynęła po moim
policzku.
- Nie Zayn. Będzie nam trudniej. I jemu i mnie. On nagle
poczuje wyrzuty sumienia, że wyjeżdża. Teraz jest na mnie wściekły i niech tak
zostanie. Obojgu nam będzie łatwiej jeśli rozstaniemy się bez pożegnania. –
wziąłem drżący oddech. – Louis zasługuje na kogoś kto pokocha go za to jakim
dobrym jest człowiekiem i może też trochę za to jak piękny jest. Bo ktoś powinien
i to zrobi prawda? – spojrzałem na mojego przyjaciela. Nie kontrolowałem już
swoich łez. Płynęły bez opamiętania. – Nacierpiał się już tyle, że teraz
czekają go tylko dobre zdarzenia. I ja to wiem. Czuje to. Dlatego pozwalam mu
odejść. Ja musze się zmienić. A na to potrzeba czasu. Zostałem kiedyś bardzo
zraniony i chyba podświadomie chciałem to samo zrobić drugiej osobie. Czuje się
jak skończony dupek, że padło to na Louisa. Nie wiem czy zasługuje aby być
szczęśliwy, ale wiem jedno: Lou na to zasługuje jak nikt inny. I wiem, że ze
mną nie będzie szczęśliwy. Boje się, że kiedyś go znowu skrzywdzę. A nie chcę
tego. Nie chce aby znowu przeze mnie płakał. Nie będę mógł na to patrzeć. Mam
nadzieje, Zayn, że teraz mnie chociaż trochę rozumiesz.
Zapadła pomiędzy nami cisza, którą przerywało moje pochlipywanie
co jakiś czas. Zayn co jakiś czas otwierał usta aby coś powiedzieć, ale po
chwili je zamykał. W końcu rzekł:
- Mam nadzieje, że Louis znajdzie kiedyś tak wspaniałego
chłopaka jakim jesteś ty. – powiedział dotykając mojego ramienia.
*Louis*
Siedziałem w samolocie z zapiętymi już pasami, ponieważ
samolot właśnie startował. Patrzyłem za okno, przypominając sobie moje
pożegnanie z Liamem kiedy obaj płakaliśmy jak małe dzieci, a potem chłopak
machał mi tak długo nim nie zniknąłem za drzwiami pokładu. Przetarłem rękawem
oczy, które miałem i tak dość zapuchnięte od nadmiernego płaczu. Nie sądziłem,
ze moja decyzja będzie tak trudna. Przez moment nawet przeszła mi myśl czy
Harry wie o tym, że wyjeżdżam? To i tak nie ma znaczenia. Przecież wszystko mu jedno. Ale mnie nie.
Siedziałem w samolocie od dziesięciu minut, a tak cholernie
za nim tęskniłem. Jak ja wytrzymam bez niego całe życie, skoro już teraz czuje
jakby ktoś zabrał mi cząstkę mnie?
Harry był moją drugą połówką.
*
Planuje jeszcze jeden rozdział + epilog ;). Zobaczymy jak
wyjdzie.
Czemu?!?!?!?! Czekam na następny i pisz szybko bo w moim szpitalu jest nudno!!!
OdpowiedzUsuńJAKI EPILOG?! ktoś ci pozwolił? xd. Zaczęłam czytać to chyba w tą niedziele. Całe przeczytałam ! Dostałam wiadomość od koleżanki że napisałeś, a tu takie zaskoczenie że jeszcze jeden rozdział i epilog ;--; mam chociaż nadzieję że będzie on SZCZĘŚLIWY (tł. Harry i Lou są razem na wieki wieków)
OdpowiedzUsuńFaken sziten kuźwa mać :o mam nadzieje, ze Harry razem z Liam'em do niego przyjadą :(
OdpowiedzUsuńJak ty kurwa ich nie zejdziesz to wypruje ci flaki na tym fajsbuku ! Pozdrawiaam -H
OdpowiedzUsuńEj, a Harry będzie w samolocie nie??????????????!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńmyślałam, że pójdzie na to lotnisko :( zawiodłam się bo mam niedosyt w chuj xd
OdpowiedzUsuńproszę nie!!!! *zaczyna płakać*
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, jak skomentować ten rozdział. Domyślałam się, że Louis wyjedzie, ale co z tego, skoro to urzeczywistniłeś i po stokroć mocniej jest mi ich żal?
OdpowiedzUsuńLouis i Harry zasługują na na coś więcej, niż rozstanie, do cholery. Nie wyobrażam sobie, by Larry miał już się nie spotkać, żeby tak zakończył się ich związek.
Nie wiem, która strona pierwsza zrobi krok wprzód, ale ważne, by którakolwiek to zrobiła.
A.
Ja... Pierdole, za przeproszeniem.
OdpowiedzUsuńO Jezu, stało sie mało i dużo a mnie mdli na myśl, że pewnie w tym roku jeszcze skończysz to opowiadanie.
Ale jeny, na stos Cie jak nie zrobisz 2 części.
Tak bardziej o rozdziale... Myle się lub nie, Louis wróci. Skoro Harry jest częścią jego, oznacza, że wróci. Loueh naprawdę kocha Harrego.
No i nie wiem, w pewnym momencie miałam wyrzuty co do Louiego, ale on nie chciał źle. A z pewnością będzie jeszcze dobrze.
Harry.. Harry. I tak go kocham mimo tego że ośmieszał LouLou, mimo że był bandytą, mimo tego że udostępnił te zdjęcia Isabelle, mimo tego wiem, że on naprawdę kocha Tommo. JEŻELI NAPRAWDE KOCHASZ TO POZWÓL ODEJŚĆ.
No i nie wiem, moja miłość do Zayna dzięki temu fanficowi się potroiła.
Jest po prostu idealnie. Perf.
"JEŻELI NAPRAWDE KOCHASZ TO POZWÓL ODEJŚĆ."
UsuńCo tu więcej napisać jak masz: MASZ ABSOLUTNĄ RACJĘ KOBIETO!
Ale jeszcze cię Loueh zaskoczy, hehs.
oooo czemu Harry nie poszedł do Louisa??!!?!! przecież oni nie mogą w ten sposób zakończyć miłości, oni muszą być razem!!!
OdpowiedzUsuńo nie
OdpowiedzUsuńpłacze jak głupia
boże dlaczego
ręce mi sie trzęsą
dlaczego harry go nie zatrzymał
Robert
boże
:(((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((
Mery Sz.
Dwa rozdziały i koniec mojego życia
O boże to jest mega. Przepraszam że mało komentuje a w zasadzie wcale. ;) Co do rozdziału to hmm jestem zaskoczona. Błagam niech Lou wybaczy Harry'emu proszę ! ;) Ten rozdział jest wspaniały a ty masz wielki talent do pisania aż cię podziwiam. Szkoda że tylko jeszcze jeden rozdział i epilog. No ale cóż to nie zależy ode mnie. WIĘC ŻYCZĘ WENY ;)
OdpowiedzUsuńO co harry powiedzial o louisie jesy piękne
OdpowiedzUsuńNaprawdę
Nie moge uwierzyć ze7powoli zblizamy sie do konca...
Jezu ryczę :'( Robert no :'( Cudowny roźdzał, ale koniec taki smutny :c No aż nie mogę napisać no... kurwa! :'( Ryczę :c Kocham to! I Ciebie też <333 No to nie wiem już jak to się skończy :( No to ten.. chyba wszystko ;* -Julciak x (teraz bd sie tak podpisywać ;) Już nie Juleczka xx)
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie jest take niesamowite. Płakałam jak głupia. To że pozwolił mu odejśc... może i lepiej dla oby dwóch bo kto lubi porzegnania ale ja jednak bym się dziwnie czuła nie żegnając się z osobą którą kocham nie wiem co pisac był to cudowny rozdział zresztą jak wszystkie ogólnie przeczytałam już go dawno w ten sam dziec co go dodałeś ale na telefonie, a na telefonie nie mogę dodawać komentarzy czekam z niecierpliwością na następny rozdział :*
OdpowiedzUsuńSuper!!!!!
OdpowiedzUsuńKiedy nn? <33
Podalbys aska? Może zadalabym jakieś pytanka :DD
Iz.
Trafiłam na Twojego bloga dopiero dzisiaj i spędziłam cały wieczór żeby przeczytać wszystkie rozdziały:)Masz talent:)Uwielbiam styl w jakim piszesz ale zaklinam Cię na wszystko!-proszę Cię niech Lou i Harry będą razem bo tego nie przeżyję!:)Czekam niecierpliwe na ciąg dalszy i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń