czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 23 "Mój kochany Lou"

Od Autora: Przedstawiam ostatni rozdział mojego ff ;). Ale nie załamujcie się bo jest jeszcze EPILOG który dodam za jakiś tydzień, tak myślę, a może wcześniej? Bo nie planuje długiego jak na przykład tego rozdziału, tylko ciut krótszy, ale naprawdę warto bo tam dużo się wyjaśni. Chodzi mi o epilog, chociaż w tym rozdziale też kilka spraw się wyjaśni.
Czuje, ze mnie zabijecie haha. Ale miałem zamysł na taką końcówkę już od 5 – 6 rozdziału tego ff haha. Dlatego cały czas powtarzałem abyście nie byli na mnie źli i zaczekali na epilog. Mam nadzieje, że chociaż trochę się wzruszycie bo 4 godziny pisałem ten rozdział, także ;). 2 godziny jakiś czas temu i 2 godziny dzisiaj haha. Ten list który pojawi się w którymś momencie rozdziału napisałem już w SIERPNIU. Naprawdę.
Także to tylko potwierdza, że końcówkę sobie starannie obmyśliłem.
+ nie płaczcie skarbki.



Stałem co najmniej od dziesięciu minut przed drzwiami oszołomionego Stana, który patrzył na mnie tak, jakby zobaczył ducha. Był ubrany w spodnie od piżamy i długą białą bluzkę, również pewnie z kompletu. Włosy jego były w nie ladzie, pewnie dopiero wstał. Przetarł dłonią oczy, zapewne się zastanawiając czy jestem prawdziwy, a może śni? Ja jednak starałem się lekko uśmiechnąć, chodź wyszło pewnie z tego coś na kształt głupiego grymasu. Byłem zmęczony po podróży i w dodatku nie jadłem nic od kilku godzin. Mój żołądek aż prosił się o nakarmienie go, a ciało o długi prysznic. Trzymałem w prawej ręce walizkę, która zaczynała mi nieco ciążyć, ale nie chciałem poganiać mojego przyjaciela. Zostawiłem go bez słowa wyjaśnienia, więc ja bym na jego miejscu dał sobie w twarz z liścia. Dziwiłem się, że Stan tego nie zrobił.

- Jestem prawdziwy. No przytul mnie w końcu. – powiedziałem nieco zmęczony tym staniem w milczeniu. Kąciki ust Stana zaczęły się unosić ku górze, aż w końcu rozpostarł swoje ramiona i zamknął mnie w żelaznym uścisku.
- Nie wierzę. Louis Pieprzony Tomlinson w moim domu. – powiedział wesołym tonem, na co się roześmiałem.
- Chyba nie myślałeś, że mnie więcej nie zobaczysz, co? – uniosłem do góry jedną brew. – Tak dobrze to nie ma. – dodałem gdy przestał mnie ściskać.
- Dlaczego wróciłeś? – spytał. – Twoja mama mówiła, że jedziesz do Francji na studia. Pewnie tęskniłeś, co?
Otworzyłem usta aby zaprzeczyć i podać prawdziwy powód, ale równie szybko je zamknąłem. To nie był dobry pomysł. Stan mógłby poczuć się urażony. I tak byłem wdzięczny, że nie pytał dlaczego nie odbierałem telefonów.
- Pewnie. – odpowiedziałem. – Zawsze będę za tobą tęsknił.
Mój przyjaciel stał, patrząc mi prosto w oczy i nic nie mówił. Najwyraźniej moje słowa tak na niego podziałały.
- To tak jak ja za tobą. – powiedział w końcu i gestem ręki zaprosił mnie do mieszkania, zamykając za mną drzwi. W środku nic się nie zmieniło. Wszystko było po staremu. Te same okropne zielone ściany w salonie z których śmiałem się, że w końcu trzeba je zmienić, ta sama brązowa kanapa w którą zawsze wpadałem, gdyż była tak głęboka, ten sam pomarańczowy dywan, który Stan tak kochał i… nasze zdjęcie na komodzie, gdzie stoimy obok siebie, a Stan obejmuje mnie ramieniem z szerokim uśmiechem, podczas gdy ja robię zeza. Moja typowa mina.
- Nie masz pojęcia jak tęskniłem. – wydukałem rozglądając się po pomieszczeniu. W tym momencie naprawdę poczułem ile mógłbym stracić gdybym został we Francji. Stan przecież mógł poznać nowego chłopaka i to on mógłby zostać jego najlepszym przyjacielem, racja? Na szczęście wyglądało na to, że moje miejsce grzecznie na mnie czekało. Byłem wdzięczny Stanowi.
- Nie prawda. To ty nie masz pojęcia jak ja tęskniłem.
Spojrzałem na niego z iskierkami w oczach. Ponownie miałem ochotę go uściskać. Nagle mój brzuch głośno zaburczał. Złapałem się za niego, przeklinając pod nosem. Stan głośno się zaśmiał i powiedział, ze zrobi mi coś do jedzenia lepiej. Kiwnąłem głową, chodź nie chciałem aby robił sobie przeze mnie problem. Jednak ochota jedzenia była silniejsza niż moje morały. Poszedłem za nim do kuchni. W tym momencie przypomniało mi się jak zawsze szedłem do kuchni, a tam Harry stał nad patelnią bądź garczkiem i coś mieszał. Przyglądałem mu się zawsze z czułością, prze okazji lustrując wzrokiem jego umięśnione ciało. Nie mogłem się wtedy powstrzymać przed nie objęciem go od tyłu.
Stop. Louis. Przestań. O nim. Myśleć. To przeszłość. On został we Francji, a ty teraz jesteś w Londynie, gdzie zaczniesz nowe życie u boku kogoś kto tak cię nie zrani.
Tak próbowałem sobie wmawiać.
- To może grzanki z serem? – zaproponował Stan wyrywając mnie z zamyślenia.
- Tak, mogą być, dzięki. – mruknąłem.
- Może mi opowiesz co się wydarzyło we Francji, co? – zagadał mój przyjaciel krzątając się po kuchni. – Poznałeś tam kogoś?
- Um, tak, parę osób. – powiedziałem cicho.
- A… kogoś szczególnego?
Wiedziałem co miał na myśli. Nie wiedziałem jednak czy chcę o tym mówić.
- Tak mi się wydaje.
Stan zmarszczył brwi i stanął w pół kroku.
- To znaczy?
- Może porozmawiamy o tym kiedy indziej, co? Umieram z głodu.
Mój przyjaciel kiwnął głową i zajął się przygotowywaniem mi śniadania.                                        
                                                             ***
Najtrudniejszą rzeczą z którą przyszło mi się zmierzyć nie było wbrew pozorom spotkanie ze Stanem, ale zobaczenie się ponownie z moją rodziną. Naprawdę nie wiedziałem jak zareagują na mój powrót, gdyż nikogo o tym nie poinformowałem. Miałem nadzieje, że ucieszą się chodź trochę. Jednocześnie czułem ogromny żal do mojej mamy, za to jak mnie traktowała w dzieciństwie i do czego doprowadziło brak wsparcia z jej strony. To co przeżyłem kiedyś było straszne i nigdy nie lubiłem o tym mówić. Nawet Stan żył w słodkiej nie wiedzy. Tylko moja mama i Harry. To dwie osoby, które znały prawdę. Mama bo była moją mamą, a Harry bo… był Harrym. Po prostu. Jakkolwiek sentymentalnie to brzmi.
Stałem teraz przed drzwiami domu rodzicielki i czułem ogarniającą mnie panikę z każdą kolejną sekundą. Najbardziej bałem się, że stchórzę i po prostu ucieknę, a moja rodzina nigdy się nie dowie, że wróciłem do Londynu. Chociaż wiem, że i tak bym ich odwiedził, bo w gruncie rzeczy stęskniłem się. W końcu to moja rodzina. Kocham moją mamę i siostry. Chcę aby uczestniczyły w moim życiu i od teraz nadrobili wszystkie zaległości. Westchnąłem. Ale czy moje marzenia się spełnią? Czy rzeczywiście tak będzie? Tego nie wiedziałem, ale takie jest życie. Wszystko wychodzi w praniu. Wziąłem głęboki oddech i zapukałem do drzwi. Cholera, chcę uciec jak najdalej stąd. Moje serce biło niemiłosiernie, a w głowie mi się kręciło. Czułem się jakbym robił coś złego. Dlaczego tak się czułem? Nie wiedziałem, ale jak najszybciej chciałem się pozbyć tego uczucia.
Słyszałem zbliżające się kroki. Jeszcze chwila, a… drzwi się otworzyły i ujrzałem w nich… ją.
- Louis? – uniosła obie brwi do góry.
- Witaj mamo. – powiedziałem oschłym tonem.
- Wróciłeś? Miałeś jechać na rok do Francji.
Stała w progu, kompletnie zaskoczona, że przyjechałem tak wcześnie. Nie ruszyła się nawet na krok, nie wpuściła mnie do środka, nie uśmiechnęła się na mój widok, nie przytuliła…poczułem w tym momencie tak jakbym nie był jej synem tylko obcym, który zakłóca jej spokój.
- Wolałabyś, co? – powiedziałem sarkastycznym tonem.
- O co ci chodzi, synku? – spytała.
- Synku. – powtórzyłem prychając. – Teraz jestem synkiem. – przełknąłem z trudem ślinę, patrząc w jeden punkt.
- Zawsze byłeś moim synem.
- Tak? – uniosłem do góry jedną brew. – Zdumiewające. – nie miałem pojęcia skąd tyle w moim tonie ironii? To była wina Harry’ego, a może całkiem przeciwnie. To dzięki Harry’emu?
- Wejdź do środka. – wreszcie przestała zagradzać mi wejście i ustąpiła. Nie chętnie wszedłem do mieszkania. – Sąsiedzi jeszcze coś usłyszą. – dodała zamykając drzwi.  Nie mogłem w to uwierzyć! Zawsze zdanie innych się liczy, nie to co ja czuje. A może ja bym chciał aby sąsiedzi to usłyszeli? Tyle niewypowiedzianych pretensji, tyle ukrytych żali. To gdzieś cały czas się we mnie kumulowało i to była właściwie kwestia czasu póki nie wybuchnę. Spodziewałem się tego.
- Nic mnie to nie obchodzi. – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Straciłem ochotę na jakąkolwiek rozmowę z nią. Chciałem wrócić do mieszkania Stana. Tylko tam czułem się jak w domu. I on okazał się moim prawdziwym przyjacielem. Moja mama była taka fałszywa, że to aż bolało. Przed sąsiadami zgrywała idealną istotę bez problemów, która ma życie jak w bajce i świetnie sobie ze wszystkim radzi, a w rzeczywistości nie radziła sobie z niczym. Nie potrafiła nawet powiedzieć, że mnie kocha. Bo może nie kochała? Wiem, że jest moją matką, ale…
- Jak ty się do mnie odzywasz? – spojrzała na mnie ze złością.
- To nic w porównaniu z tym jak mnie traktowałaś, a właściwie olewałaś w dzieciństwie. – odpowiedziałem zakładając ręce na klatkę piersiową. Nagle poczułem się pewny siebie. Tak jakbym teraz to ja rozdawał karty, nie ona.
- Masz cztery siostry. Jak samotna matka może wyrobić przy tylu dzieciach? W dodatku z tobą były wieczne problemy. Nie wyrabiałam już, ani fizycznie ani psychicznie.
Pokręciłem głowę z ironicznym uśmieszkiem.
- Ty nie wyrabiałaś psychicznie? To ja musiałem znosić codziennie w szkole plotki na mój temat. To ja słuchałem jakim jestem bezwartościowym śmieciem i grubasem i to ja musiałem chodzić do tej pieprzonej szkoły gdzie wszyscy mnie nienawidzili! Więc kurwa mi nie mów jak miałaś ciężko! Miałaś mnie gdzieś. Zawsze ważniejsza była Lottie. Lottie chce nowy telefon, będzie go miała, Lottie chce nowe ubrania będzie je miała i tak było cały czas. Zresztą Felicity, Daisy i Phobe też traktowałaś lepiej ode mnie. Ja byłem jak piąte koło u wozu. A właściwie czułem się tak. Codziennie w  nocy… - tutaj głos mi się załamał. Straciłem początkową pewność siebie. – Codziennie w nocy zastanawiałem się czy lepiej by było gdybyś mnie nigdy nie urodziła. Może byłabyś szczęśliwsza? Nie wiem. Naprawdę nie wiem. – powiedziałem ze spokojem, chodź w środku miałem ochotę krzyczeć. Moja mama milczała jakiś czas. Patrzyła po prostu na mnie smutnymi oczami i nic nie mówiła. Chociaż tyle potrafiła zrobić. Żadnych zbędnych słów, typu przykro mi czy coś. To nic nie zmieni. Nacierpiałem się. Swoje przeżyłem. Gorzej nie może być niż było. - Teraz jestem innym człowiekiem, mamo. – zacząłem.-  Francja mnie zmieniła, a właściwie przeżycia, których tam doświadczyłem. Nie jestem już zagubionym chłopcem, który nie umie walczyć o swoje. Czuje się pewny swoich racji i tego co czuje. Wiem, że jeszcze długa droga przede mną, ale będę się starał. Może gdy będę u kresu mojej drogi, stanę się w końcu takim synem o jakim zawsze marzyłaś. Bo chciałbym być dla ciebie idealny, jak każde dziecko dla swojej mamy. Bez względu na wszystko kocham cię. I nie ważne co ty czujesz. Nie obchodzi mnie to zresztą. – spuściłem głowę i wsadziłem dłonie do kieszeni spodni.
- Przypominasz mi twojego ojca. – powiedziała nagle, a ja podniosłem na nią wzrok. – Z charakteru. On też był bojowy, umiał walczyć o swoje i nie poddawał się, co najważniejsze. Tylko… - westchnęła. – Wiesz, czasem obwiniamy za swoje krzywdy nie tych co powinniśmy. Byłeś do niego taki podobny z wyglądu jako dziecko… codziennie gdy patrzyłam w twoje oczy widziałam jego. I to mnie dołowało. Odsunęłam się od ciebie aby nie cierpieć. Nie mogłam już tego znieść. Byłam wykończona walką o coś co i tak nie miało sensu. Ostatecznie nasze małżeństwo przegrało, chodź starałam się. Walczyłam do ostatniej chwili. – po jej policzkach spłynęły łzy. – Kocham cię, Louis. Kocham cię najbardziej na świecie. Jesteś bardzo, bardzo dobrym dzieckiem, grzecznym, miłym i uczynnym. Szkoda, że twojego charakteru nie mogę chodź w połowie przypisać mojemu wychowaniu. Tak bardzo żałuje bo miałabym się czym chwalić. Naprawdę. Ktoś powinien ci uświadomić jak wspaniałym chłopcem jesteś.
- Ktoś już to zrobił. – powiedziałem cicho. – Ktoś bardzo ważny dla mnie. – dodałem w zamyśleniu.
- Ktoś kogo poznałeś we Francji? – jej głos drżał, ponieważ wcześniej prawie się rozpłakała.
- Tak. – kiwnąłem głową.
- I dlatego wróciłeś? Przez tą osobę?
Nie musiałem odpowiadać. Moja mama doskonale znała odpowiedź.
Po prostu staliśmy w ciszy i zastanawialiśmy się nad własnymi słowami. I myślę… myślę, że nie ma nic cenniejszego od przyznania się do błędu i próby wybaczenia go.                                                                      
                   Piosenka (kliknij)                            

 ***
Wieczorem siedziałem ze Stanem przed kanapą na dywanie grając w karty. Jak zwykle mój przyjaciel musiał oszukiwać, na co tylko zacząłem głośno się śmiać, gdy zobaczyłem zarumienioną twarz Stana, kiedy odkryłem jego fałszerstwo. W tle leciał jakiś serial w telewizji, ale nie oglądaliśmy go. Byliśmy skupieni tylko i wyłącznie na sobie i grze.
- Wiesz… - zaczął nagle Stan. – Brakowało mi ciebie. Te 3 miesiące to chyba był najgorszy czas w moim życiu.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Ale teraz jestem. I zostanę. Nie zamierzam już nigdzie wyjeżdżać. – zapewniłem go, na co humor jeszcze bardziej mu się poprawił.
- Jak było? – zapytał niespodziewanie.
- Gdzie? – udałem zdziwionego, na co Stan wywrócił oczami.
- Dobrze wiesz.
Wziąłem głęboki oddech zastanawiając się. Jak było? To chyba jedno z najtrudniejszy pytań na które przyszło mi odpowiedzieć w ciągu kilku dni.
- Inspirująco. – odpowiedziałem w końcu.
- Inspirująco? Tylko tyle? – uniósł do góry jedną brew.
- Tak. – potwierdziłem kiwając głową. Stan patrzył w rozbawieniu przez jakiś czas prosto w moje oczy, aż w końcu odłożył karty na bok. Widziałem, że chciał podjąć jakiś temat, który od dawna go męczył. Zbliżył się do mnie i powiedział:
- Wyjechałeś krótko po… wiesz po czym. – spuścił głowę. – Czy to ma jakiś związek?
Przełknąłem głośno ślinę. W pokoju było praktycznie ciemno, a światło napływało tylko z włączonego telewizora. Widziałem więc w słabym świetle twarz Stana.
- Co ma jakiś związek? – dobrze wiedziałem o czym mówił.
- Fakt, że się przespaliśmy. Byłeś na mnie zły?
- Nie. – zaprzeczyłem szybko. Nie chciałem aby myślał w ten sposób. To nie on był winien tylko ja. To była wszystko moja wina. – Nie byłem na ciebie zły, ale masz rację. Byleś jednym z powodów. Ale nie w tym sensie co myślisz.
Patrzyliśmy na siebie przez krótką chwilę, aż w końcu mój przyjaciel odezwał się:
- A w jakim? – spytał szeptem.
- Po prostu… nie chciałem zniszczyć naszej przyjaźni. To co się wydarzyło… to było pod wpływem chwili. Byliśmy pijani, a ja… ja zacząłem mieć jakieś dziwne uczucia względem ciebie. Nie wiem nawet jak to wyjaśnić.  – westchnąłem. – Ale już ich nie mam. Nie martw się.  – zaprotestowałem.
- Uczucia jak nie do przyjaciela, ale… chłopaka? – upewnił się. Nie chciałem odpowiadać na to pytanie, czułem, ze nie dałbym rady, więc po prostu kiwnąłem głową. – Louis, ja… nie byłem pijany. A przynajmniej nie tak aby niczego nie pamiętać.
- Co? – spojrzałem na niego zdziwiony i w tym momencie poczułem jak jego dłoń lekko muska moją. Stan oblizał usta i powiedział:
- Louis to… to ty chciałeś się ze mną przespać. Rozebrałeś się do naga, a potem zacząłeś mnie całować, ja… ja po prostu nie protestowałem. – powiedział drżącym głosem. – Wiem, że miewałem dziewczyny z którymi sypiałem, ale z tobą… było po prostu jakoś inaczej. Byłeś, jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie wiem może dlatego. Bo tak bardzo cię lubię i traktuje cię jak cholernie kogoś ważnego dla mnie, a może po prostu dlatego, że… - urwał raptownie, patrząc na moje usta, a potem przenosząc wzrok na moje oczy, jakby oczekując reakcji, ja tymczasem czekałem aż kontynuuje. – Że cię kocham. – dodał i w tym samym czasie jego usta spotkały się z moimi muskając lekko na początku, ale z czasem nasz pocałunek stawał się gwałtowniejszy. Chciałem go w pierwszym momencie odepchnąć, bo jest moim najlepszym kumplem i nie mogę zepsuć naszej przyjaźni. Ale pozwoliłem mu objąć się za szyję  i przyciągnąć do siebie bliżej. Moje ręce powędrowały na jego koszule, powoli rozpinając guziki. Zacząłem wyobrażać sobie, że to koszulka Harry’ego i jest przy mnie w tym momencie i kocha mnie i nigdy mnie nie zawiódł i nigdy nie musiałem wylać tyle łez przez niego i mogłem idealnie udawać, że nie mam złamanego serca, chodź w środku coś we mnie pękło.
Gdy rozpiąłem ostatni guzik, dotknąłem dłońmi oba policzki Stana i najwolniej jak umiałem, nadal mając zamknięte oczy odsunąłem od siebie jego twarz. Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem zdezorientowanie wypisane na jego twarzy i rozczarowanie. Sam siebie nienawidziłem w tej chwili. Nie powinienem był. Ale tak bardzo potrzebowałem bliskości. Nie mogę jednak przespać się z nim tylko dlatego, że tak cholernie tęsknie za Harrym. To by było nie fair. Stan by cierpiał przeze mnie, a za bardzo mi na nim zależało, aby mu coś takiego zrobić.
- Ma na imię Harry. – wyszeptałem.
- Kto? – zapytał marszcząc brwi.
- Chłopak którego nie powinienem kochać. – powiedziałem czując ogromne wyrzuty sumienia, ze w ogóle to powiedziałem. – Ale kocham. – wzruszyłem ramionami, przygryzając wargę. – I najgorszy jest fakt, że nic nie mogę z tym zrobić. Ale wierzę, że pewnego dnia obudzę się i powiem „Tak, to jest ten dzień w którym przestałem kochać Harry’ego Stylesa”.
- Ja... nie wiedziałem. – wydukał zmieszany.
Pogładziłem dłonią jego policzek, a on przymknął oczy na mój nie spodziewany dotyk.
- A kiedy się obudzę tego dnia, z tą myślą czy… czy nadal będziesz na mnie czekać? – zapytałem powoli. Mój przyjaciel otworzył oczy, a kąciki jego ust uniosły się ku górze.
- Zawsze będę czekać na ciebie, Lou. Przecież wiesz.
Uśmiechnąłem się i przybliżając do niego swoją twarz dałem mu długiego całusa w policzek. Gdybym wcześniej się nie bał, gdybym nie wyjechał do Francji… możliwe, że teraz bylibyśmy szczęśliwą parą. Ale los lubi płatać figle i nie zawsze jest tak jak my chcemy.  Potem wstałem i udałem się do mojego pokoju, pozostawiając Stana samego w salonie.
Tak bardzo jak nie chciałbym kochać Harry’ego, tak bardzo go kocham.

*Harry*

Znowu ten przeklęty pies! Nienawidzę go i nienawidzę tej głupiej sąsiadki. Nienawidzę w tym momencie całego świata. Mam ochotę coś lub kogoś zabić. Wypiłem dzisiaj już całą butelkę wina. Zayn dzwonił kilka razy ale nie odbierałem telefonu. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Chce pobyć sam i zastanowić się nad tym wszystkim. Czy iść do przodu? Czy stać w miejscu i użalać się nad sobą? Na razie wybrałem tą drugą opcję i nie sądzę aby to się zmieniło w najbliższym czasie. Boże, nawet tak nie tęskniłem za Jamsem jak za… za Lou.
Siedziałem na kanapie w ręce z drugą już butelką wina, ale nie mogłem w spokoju pić bo słyszałem tylko szczekanie. Wściekły i zirytowany wstałem z kanapy i wyszedłem z mieszkania dobijając się do drzwi pani Wilson.
- Pani Wilson! – waliłem w drzwi. – Niech pani uciszy do kurwy nędzy tego cholernego psa bo kurwicy dostanę! – byłem trochę pijany i podbuzowany tym wszystkim już, także nie zwracałem uwagi na słowa, które wydobywają się z moich ust. Staruszka jednak nie otwierała. Zwykle wychodziła i kłóciła się ze mną, a teraz postanowiła mnie olać? To jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.  – Nie będziesz sobie tak ze mną pogrywać głupia starucho. – mruknąłem do siebie i nacisnąłem klamkę. W holu było pusto, żadnej żywej duszy. Przeszedłem więc korytarzem i znalazłem się w salonie, gdzie również było pusto. Słyszałem jednak szczekanie psa. Musi dochodzić ono z kuchni. Pani Wilson na pewno tam jest.
To co ujrzałem w pomieszczeniu momentalnie mną wstrząsnęło. Stałem  w bez ruchu i po prostu patrzyłem się to na psa, który nawet na moment nie mógł powstrzymać szczekania, to na panią Wilson, która leżała na zimnej podłodze, a obok niej znajdowała się rozbita szklanka. Dłonie zaczęły mi się trząść. Muszę coś zrobić! Nie mogę jej zostawić tutaj tak na śmierć. Ukląkłem obok niej i potrząsnąłem ją za ramię. Kobieta jednak nie reagowała. Przyłożyłem policzek do jej twarzy, nie czułem nawet oddechu. To sprawiło, że jeszcze bardziej zaczynałem panikować.
Wyjąłem więc z kieszeni telefon i szybko zatelefonowałem po karetkę. Boże, żeby ona jeszcze żyła. Modliłem się o to w duchu.
                                                                           ***
Obudziłem się następnego dnia w szpitalu. Okazało się, że zasnąłem na szpitalnym krzesełku obok łóżka pani Wilson. Lekarze zapytali się mnie o jej rodzinę. Musiałem przyznać, ze nie posiadała za dużo krewnych, a tym bardziej nie takich, którzy odwiedziliby ją w szpitalu. Postanowiłem wiec, że ja z nią zostanę, aby nie czuła się samotna. Wiedziałem, że nie byłem jej nic winien i jej pies upierniczał mi życie, ale… nie jestem bez serca. Louis nauczył mnie aby być dobrym dla innych, bo karma kiedyś wróci i to my będziemy szczęśliwi.
Nawet nie zauważyłem gdy staruszka przebudziła się i dotykając mojego ramienia, zapytała:
- Gdzie ja jestem?
- W szpitalu. – odpowiedziałem. – Zemdlała pani wczoraj. Znalazłem panią w kuchni. Wszystko będzie dobrze. Najpóźniej jutro wróci pani do domu. – starałem się ją pocieszyć, chodź wyniki badań jeszcze nie przyszły.
- Nie. – pokręciła głową. – Nie wrócę tam. Muszę tu zostać.
- Co? – spojrzałem na nią zdziwiony. Czy jest coś o czym nie wiem? – Jak to? Woli pani siedzieć w szpitalu?
- Czasem sytuacja nas do tego zmusza. – odparła. – Wiesz… nie jesteś osobą, która powinna o tym wiedzieć, ale skoro uratowałeś mi życie, które i tak się nie długo skończy to myślę, że…
- Jak to się nie długo skończy? – nic z tego nie rozumiałem. Patrzyłem tylko na nią zdezorientowanym wzrokiem.
- Umieram. – powiedziała ze spokojem, tak jakby pogodziła się już z tym. – Cierpię na nie uleczalną chorobę, ale nie przyjmowałam do tego przez długi czas do wiadomości. Mam raka. I to w takim stadium, że… nic nie można z tym zrobić. Lekarze nie dają mi wielkich nadziei. Powiedzieli żebym została w szpitalu, ale ja nie chciałam… dlatego zemdlałam. Teraz jednak zrozumiałam, ze mieli rację. Nie wrócę do domu. Jeśli… jeśli coś by mi się stało nie miałby mi kto pomóc. A nie chcę obarczać chorobą nikogo.
- A pani rodzina?
- Nie mam rodziny. – powiedziała smutno.
- Ma pani wnuczka.
- Który nie chce mnie znać. Nie powiem mu o chorobie. Nie chce jego współczucia. Może by mi pomógł, a może nie. Nie wiem. Nie chcę wiedzieć czy zaopiekowałby się mną z litości czy miał mnie gdzieś i pokazał jak bardzo mnie nie kocha.
Byłem w szoku po tym co usłyszałem. Pani Wilson chora… na raka. A ja byłem dla niej taki wredny. Nie mogłem sobie w tym momencie tego wybaczyć. Nie powinienem był jej pochopnie oceniać. Miała prawo być momentami zła, a ja…. Cóż, niestety nie wiedziałem, ze była taka bo i tak jej życie wisiało na włosku. Czasem oceniamy kogoś zbyt szybko, a potem możemy tylko żałować.
- Nie miałem pojęcia… - wydukałem. Staruszka jednak machnęła dłonią.
- Jest tylko jedna sprawa…
- Tak?
- Mój pies. – westchnęła. – To moja jedyna rodzina. Gdy nie miałam nikogo on był przy mnie. A teraz… szkoda, że nie mogę własnemu zwierzakowi odwdzięczyć się tym samym. Będę zmuszona go oddać do schroniska i… sama nie dam rady. Możesz to dla mnie zrobić? Zresztą, nawet bym nie miała serca tego zrobić. Patrzeć w biedne oczy tego psiaka, który zostanie zamknięty w klatce prawdopodobnie na całe życie już. Nie mam go komu oddać, a bardzo tego żałuje. Zrobisz to dla mnie, Harry? – popatrzyła na mnie, a ja kiwnąłem głową. Jak mogłem odmówić? Jednak po chwili powiedziałem:
- Nie.
- Słucham?
- Nie zrobię tego. Nie oddam go do schroniska. – powiedziałem stanowczym tonem. – Tylko go przygarnę.
Panią Wilson dosłownie zatkało. Bez słowa patrzyła na mnie, a potem ścisnęła mocno moją dłoń, mówiąc ze wzruszeniem:
- Dziękuje ci. Jesteś w gruncie rzeczy dobrym dzieciakiem. I przykro mi, że mój pies…
Teraz to ja machnąłem ręką.
- Nie ma o czym mówić, pani Wilson. – uśmiechnąłem się lekko.




*Louis*

Tydzień później dostałem przysyłkę, a właściwie kopertę. Podał mi ją Stan mówiąc, że zostawił ją listonosz. Marszcząc brwi, ponieważ nie było na niej napisane imię i nazwisko nadawcy, otworzyłem ją. Momentalnie mnie zatkało kiedy okazało się, że w środku na białej kartce widnieje portret. Portret, który znalazłem w pokoju Harry’ego i wypierał się, że to nie ja, chodź byłem pewien swoich racji. Patrzyłem się po prostu na rysunek przez kilka minut. Dopiero po tym czasie ujrzałem na dole napis o treści:
„Miałeś rację, to byłeś ty”.
Moje serce zaczęło szybciej bić. Boże, to od Harry’ego… wysłał mi to po takim czasie. Ale dlaczego akurat teraz? Co się zmieniło, że postanowił to zrobić? Byłem jednak wzruszony, że wysłał mi mój portret i wdzięczny w jakimś sensie. Nie chciałem do tego wszystkiego wracać, ale… to sprawiło, że miałem pewność, że Harry o mnie nie zapomniał. Nie znalazł sobie tak szybko innego. To w jakiś sposób dawało mi nadzieje.
Na odwrocie portretu był list o treści:
Mój kochany Lou
Proszę, pozwól mi się tak do ciebie zwrócić po raz ostatni. Wiem, że bardzo cię zraniłem i uwierz mi, wiem jak się czujesz. Wiem też, że już nigdy więcej mi nie zaufasz i pewnie teraz zastanawiasz się dlaczego do ciebie piszę, skoro wszystko doskonale sam rozumiem. Ale proszę, pozwól mi napisać to, czego nie zdążyłem ci powiedzieć, gdy miałem okazję. 
Wiesz dlaczego zwróciłem na ciebie uwagę? Nie, nie dlatego, że panna Isabelle dała jakieś głupie zadanie. Wcześniej zrozumiałem, że jesteś tym wszystkim czego szukam. Gdy wszedłem do Sali, a ty siedziałeś na krzesełku jak małe przerażone dziecko i okropnie się rumieniłeś. Byłeś inny niż mój były chłopak, James. I to mi się w tobie spodobało. Wiedziałem, ze nigdy nie zrobisz nic na co nie mam ochoty i będziesz mnie szanować. Byłeś taki kruchy i bezbronny. I chodź nienawidziłeś siebie takiego, miałem nadzieje, że z czasem zobaczysz siebie takiego jakiego ja cię widziałem. Bo wtedy zdałbyś sobie sprawę, że jesteś wyjątkowy i pokochałbyś te wszystkie swoje nie doskonałości, które czyniły cię Louisem. Jedynym i nie powtarzalnym. 
I jeśli uważasz, że to wszystko było kłamstwem bo miałem zadanie do wykonania i byłem dla ciebie miły bo musiałem, zdradzę ci tajemnicę. Byłem miły bo chciałem. Bo gdy pierwszy raz cię ujrzałem pomyślałem „Tak, to on. Chcę go mieć” i przepraszam za to, że brzmi to jakbyś był zabawką, którą można zabrać do domu. Ale tak było. Wykonanie ci nago zdjęć było tylko dodatkiem na który się zgodziłem bo i tak wiedziałem, że nawiążę z tobą kontakt. Chciałem tego. Nie wiedziałem tylko jak przekonać cię do mnie. Bo nasze charaktery zupełnie się różniły od siebie. 
Panna Isabelle była na swój sposób wybawieniem. Zmusiła nas do przebywania w swoim towarzystwie. I gdy ty często narzekałeś i byłeś zły. Mnie to w zupełności odpowiadało. Bo ja już wiedziałem. To było jak nawiązanie połączenia. Tak jakbym słyszał bicie twojego serca zanim cię poznałem, tak jakbym całe życie cię szukał a gdy w końcu się pojawiłeś ja już wiedziałem, że to to. Byłeś cząstką, której szukałem. Moim sercem. Bo tylko przy tobie biło. 
Przepraszam, że nie powiedziałem ci tego wszystkiego wcześniej, ale nie dałeś mi dojść do słowa. Boże, tak bardzo cię kocham Lou, że piszę już piąty raz, ponieważ moje łzy zamazywały cały tusz w długopisie. 
Gdybym miał możliwość cofnięcia czasu, wiesz do którego momentu bym się cofnął? Gdy leżeliśmy w łóżku w nocy, objęci, nadzy i przykryci tylko kołdrą. W momencie gdy  opowiedziałem ci o Jamesie. Wiesz co bym wtedy zrobił? Nie mówił ci o nim. To było bez znaczenia i nic nie zmieniło w twoim życiu. Powiedziałbym ci za to jak bardzo cię kocham i jaki jesteś piękny. Ale nie kocham tylko twojej urody. Kocham to jak jesteś uroczo niezdarny i nieświadomy nawet najbardziej oczywistych spraw, kocham twoją naiwność i to, że nie potrafisz śpiewać, kocham twój mocny angielski akcent i sposób w jaki działa na ciebie mój dotyk, kocham twoją ekscytację różnymi nawet mało ważnymi sprawami, kocham smak twoich ust i kocham twój dotyk. A najbardziej kocham cię za to, że pokochałeś mnie. 
Najbardziej żałuję tylko tego, że gdy ty czytasz te słowa – ja nie zobaczę twojej miny. Więc proszę uśmiechnij się. Wiem, że tego nie zobaczę. Ale chce wiedzieć, że na końcu tego listu nie byłeś smutny lub zły, ale po prostu… uśmiechnąłeś się. 
Twój na zawsze Harry
I zrobiłem to. Uśmiechnąłem się. Mimo, że miałem ochotę rozpłakać się, podrzeć ten list i zacząć krzyczeć jak bardzo go nienawidzę za to jak zniszczył naszą miłość. Łzy spłynęły po moim policzku tworząc strużkę aż do brody.
To prawda kochałem tylko raz ale prawdziwie.
- Dziękuje. – wyszeptałem do Harry’ego, chodź wiedziałem, ze tego nie usłyszy. – Dziękuje, że pozwoliłeś mi ruszyć naprzód, ale… zawsze będę na ciebie czekał w jakiś sposób. – kolejne łzy spłynęły. Może to nowy początek czegoś… nowego.
Harry zawsze mówił abym spełniał marzenia. Wstałem więc gwałtownie z kanapy z nowym pomysłem. Marzyłem aby otworzyć własną galerię sztuki. Zrobię to. Tutaj w Londynie. Rodzina i przyjaciele na pewno mi pomogą. Nie jestem już nie pozornym Louisem, który wszystkiego się boi. Oto nowy ja. I za to ci dziękuje Harry Stylesie.

18 komentarzy:

  1. :') Pinkne, po prostu pinkne :"")

    OdpowiedzUsuń
  2. I jak niby mam nie płakać?! Ten list mnie rozwalił emocjonalnie i czytając go uśmiechałam się przez łzy. Rozdział zawiera tyle smutku i jest tak prawdziwy, że już cię nie lubię, serio. Dlaczego mi to zrobiłeś?
    Już ci mówiłam że będzie mi bardzo smutno rozstawać się z tym ff, a już w ogóle jeżeli epilog będzie takim smutem jak ten rozdział. Tak na prawdę sama nie wiem czy liczę na happy end czy nie, bo larry zasługuje na szczęście, ale ja tak bardzo kocham płakać na ff's. Wszystko w twoich rękach.
    I znowu przez ciebie nie będę mogła wstać rano... Narażasz mi się mój drogi 😂

    OdpowiedzUsuń
  3. Och wow

    Nie mogę uwierzyć, że tak to się konczy

    Teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekac na epilog

    OdpowiedzUsuń
  4. Rycze !! A ja nigdy nie ryczę na ff :( czekam na ten niestety epilog :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, nawet jak Lou umierał, to Nela się śmiała xD

      Usuń
    2. Weź się nie śmiej :( wiem że jestem nieczuła 😭 . No ale nie raz. Odpowiem ten ff tak mnie obudził (wft?!) no nie wiem jak to napisać. Pierwszy raz nie śmiałam się. Jeju 😭

      Usuń
  5. Rycze, jejku, chodziłam po domu, czytałam na głos i płakałam. Błagam napisz coś jeszcze. Wiem, że jeszcze epilog, ale ty musisz coś jeszcze napisać. Jesteś genialny. Ten ff jest całkiem inny od reszty. Na koniec tylko napisze : cudowne :')

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest piękny, ale ja chcę happy end w epilogu, bo inaczej prawdopodobnie będę zawiedziona :(
    Nie lubię, kiedy fanfictions kończą się smutno :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten list jest tak. cholernie. piękny.
    Nawet nie wiem, jak opisać to wszystko, co teraz czuję.
    To, że Louis wyjechał do Londynu - oraz to, że powiedział Stanowi o swojej miłości.
    To, że pani Wilson ma raka - oraz pomoc Harry'ego.
    HARRY I LOUIS NIE MOGĄ NIE BYĆ RAZEM, kropka :)
    Nie mogę uwierzyć, że to już ostatni rozdział. Tak, jak Ci wcześniej napisałam, bardzo związałam się z Twoją historią. Na epilogu będę płakać, jestem pewna... :')
    dziękuję, Robert
    anita

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochany...
    Tak jak już mówiłam... robisz błędy, które strasznie drażnią moje oczy(w sumie wszystko je drażni, więc... olej to). Dajesz komuś swoje teksty do sprawdzania przed opublikowaniem? Jeśli nie, to mogę pomóc.
    Ale teraz do rzeczy... Nie komentuję po to, by robić Ci wywody na temat niedoskonałości w tekście, lecz po to, by Cię pochwalić i pogratulować. Dobrnąłeś do końca opowiadania i bardzo Ci tego gratuluję. Gratuluję Ci wszystkich czytelników, których zgromadziłeś i utrzymałeś przy sobie. To wbrew pozorom nie jest takie łatwe. Coś o tym wiem.
    Gratuluję Ci tego, że wpadłeś na taki... dosyć ciekawy pomysł, zarys na opowiadanie. Takiego jeszcze nigdy nie czytałam. Jest jedyne w swoim rodzaju i to Twoja zasługa.
    Losy bohaterów i sposób w jaki je przedstawiłeś naprawdę z rozdziału na rozdział zachęcały, by pozostać z nimi do końca. I-jak widać- pozostałam.
    Obiecałam Ci długi komentarz, ale niestety coś mi nie wyszło. Wybacz.
    Powiem jeszcze tylko tyle, że uwielbiam opowiadania, które zaskakują, czyli takie, w których na koniec nie wszystko kończy się dobrze. Twoje takie jest, więc spełniłeś moje oczekiwania. Nie żałuję, że zdecydowałam się tu wpaść.
    Oczywiście, został epilog, więc pewnie jeszcze czymś mnie zaskoczysz. Na pewno pozytywnie.
    Pewnie oczekiwałeś czegoś sensowniejszego, ale naprawdę, mój mózg już dziś nie stać na nic więcej... Przepraszam.
    Podsumowując...
    Opowiadanie jest dla mnie naprawdę fajne, więc z niecierpliwością czekam na epilog.
    Powodzenia w pisaniu.
    Weny.

    ~Upierdliwa dziewczyna z ask'a. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie jesteś upierdliwą dziewczyną z aska haha :)
      dziękuje za komentarz, był bardzo miły i przyjemny :*
      Epilog ci się nie spodoba, tak czuje a przynajmniej pewnie będziesz rozczarowania, nie wiem, takie mam wrażenie. W każdym razie do zobaczenia! :)

      Usuń
  9. Jakoś nie jestem przekonana do tego rozdziału
    Gadałam z kokeżanką i ona powiedxiała że ryczała jak najęta :')
    A mi poleciała dłuuuga strużka łez i tyle bo jestem odporna na smutne rzeczy
    On był zdecydowanie za krótki. Rozdział.
    No i ten list.. pełno w nim miłości.
    A ja wciąż nienajedzona Larrym:)
    Chyba sie rozrycze na myśl, że już to kończysz..
    Przed chwilą czytałam 1 rozdział.
    10.
    20.
    I będę czytać Epilog :)
    Serce mi sie kraja na te myśl..

    Teraz sie nie rozpisuje, czeka Cie to w epilogu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. JAKO OSOBA CHOLERNIE PŁYTKA, ZAMORDUJE CIE JEŚLI NIE BĘDZIE HAPPY ENDU!!!!!!
    Jeśli taki Lou w jakimś stopniu odzwierciedla ciebie to musisz mieć wielkie wymagania co do miłości.
    TO JEST HARRY PIEPRZONY STYLES, HELLOOOOO


    Dobra, kocham rozdział, kocham opowiadanie, kocham autora
    Mery Sz. aka @im_little_mary

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam Cię. Jestem okropna, wiem. Dlatego teraz, żeby nie było znów "poślizgu", piszę ten komentarz na bieżąco, przy czytaniu.
    22:57 Widzę "nie płaczcie, skarbki", więc, jak to ja, z wrodzonej głupoty, włączam w słuchawkach "Hero", bo zawsze chce mi się przy tym ryczeć
    22:59 Zaczynam czytać.
    23:00 "- Jestem prawdziwy. No przytul mnie w końcu. – powiedziałem nieco zmęczony tym staniem w milczeniu. Kąciki ust Stana zaczęły się unosić ku górze, aż w końcu rozpostarł swoje ramiona i zamknął mnie w żelaznym uścisku." Taka ja, wiesz? mówiłam Ci kiedyś, że jestem takim misiem-przytulaczem?
    23:01 Jestem głupia i zablokowałam sobie tablet w trakcie pisania XD
    23:02 O nie, włączyła mi się jakaś hiszpańska piosenka. moment. wracamy do Chada Kroegera.
    23:03 Okej, więc kontynuując: kocham się przytulać. Dzisiaj miałam Wigilię klasową, więc naprzytulałam wszystkich jak nie wiem. Awwh. To był dobry dzień. Jeśli kiedyś spotkasz dziewczynę, która chciałaby przytulić każdego przechodnia, to to pewnie będę ja. Dobra rada: daj się wtedy przytulić, a uczynisz mnie szczęśliwą ;p
    23:06 ''Nie prawda. To ty nie masz pojęcia jak ja tęskniłem.'' Powiem Ci, że normalnie nie lubię Stana w ff's (jakoś tak zawsze jest negatywnie prezentowany), ale tutaj wydaje mi się strasznie słodki i mówię to w dobrym sensie. No, ale dopiero zaczęłam czytać rozdział. Zobaczymy, co to będzie (oprócz tego, że gość jest niezaprzeczalnie zakochany w Lou).
    23:10 Dobra, zmieniam piosenkę. Przy tej wcale nie chce mi się płakać, a mam ochotę poryczeć (#onlyme). hmm co my tu mamy...
    23:11 Adam Lambert idealny.
    23:14 Lou pojednany z mamą :) Cieszy mnie to. Może ze względu na to, że moja mama jest najważniejszą osobą w moim życiu, hmm. W każdym razie... Może metoda Jay radzenia sobie z bólem była krzywdząca, ale hej, wobec bólu wszyscy jesteśmy bezradni... To taka czarna dziura, która pożera logikę i rozsądek, a zostawia... Właśnie, co? Spustoszenie...
    23:18 HA! Wiedziałam, że jest w nim zakochany! Call me fucking Sherlock, kreciczku!
    23:20 "Nie mogę jednak przespać się z nim tylko dlatego, że tak cholernie tęsknie za Harrym. To by było nie fair." Popieram. Chyba bym się poryczała, gdybyś się z nim przespał, Lou. Wiem, że odszedłeś i te sprawy, ale jednak...
    23:21 ''Tak bardzo jak nie chciałbym kochać Harry’ego, tak bardzo go kocham'', yep, gówniane uczucie. Ale ja to wiesz. Larry shipper everywhere, every time. Także mnie to tam grzeje :)
    23:24 Harry pijaku
    23:24 Boję się o panią Wilson. Nie zabiłeś jej, co?
    23:25 Kochany pies, gdyby nie on, Harold by tam nie wlazł i babinka by umarła. Kolejny powód do ubóstwiania tych zwierząt :))
    23:27 "Louis nauczył mnie aby być dobrym dla innych, bo karma kiedyś wróci i to my będziemy szczęśliwi." Nie, ja nie płaczę. Tak może Ci się wydawać, ale to nieprawda. Wcale.
    23:29 A więc jedna ją zabiłeś. To znaczy, niby jeszcze nie, ale rak to wyrok śmierci, morderco.... (spoko, i tak Cię kocham, brat)
    23:31 A wiesz, że moją pierwszą myślą po tym, jak pani Wilson powiedziała, ze umiera, było: co będzie z psem? i: ciekawe, czy Harry go przygarnie? Hah, spełniło się.
    23:35 Harry pieprzony Stylesie, ty rozdzierający romantyku. Nie, ja nie płaczę.
    23:38 Nie płaczę.

    Okej. Wiem, że ten komentarz jest zapewne do dupy i ja też, ale generalnie jest chyba... najprawdziwszy. Wcześniej zawsze miałam czas, żeby przespać się z tym wszystkim, a teraz pisałam na bieżąco...
    Dziwnie rozstawać się z tym fanfikiem. Przyznaję bez bicia, że to pierwszy, który przeczytałam na bieżąco od samego prologu. normalnie nawet nie tykam nie skończonych, a tu proszę... Chwilowo mam kompletnie złamane serce przez to rozstanie Larry'ego, ale to twoje dzieło, więc jakkolwiek by się nie skończyło, będzie wyrażało Ciebie i to jest dobre, tak właśnie powinno być.
    Także no. Kocham i dziękuję. Nie tylko za to, że piszesz, ale po prostu za to, ze jesteś. i że stałeś się bratem, którego nigdy nie miałam.
    ''Tell me where to find a shelter..."

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeśli oni się nie zejdą, to obiecuję że urwe ci jaja ughhh oni muszą być razem bo mnie jasna cholera strzeli no jprdl -. - i płakać mi się chce :')

    OdpowiedzUsuń
  13. Jezu Robert! Nienawidzę Cię. Nienawidzę cię za to jak zajebiście piszesz i za to, że się przez ciebie poryczałam już na pierwszym zdaniu. Oni mają się zejść! Grr...

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziękuję za ten roździał :) na prawde :) jestem szczęśliwa kończąc czytać to ff :* Cudowny roździał i dziękuję <3 KOCHAM CIĘ ANIOŁKUUUU TY MÓJ!!! <333 -Julciak x

    OdpowiedzUsuń
  15. wiem, że pisałeś to opowiadanie w 2014 roku i pewnie tego nawet nie przeczytasz ale opowiadanie bardzo mi się podoba ale pisze ten komentarz ponieważ na początku pisałeś że Louis ma siostre i brata a w tym rozdziale i jeszcze jakimś wcześniej napisałeś "siostry" może sam się pogubiłeś , rozumiem.. błędy sie zdarzają tak jak sporo gramatycznych i ortograficznych ale nikt nie jest idealny. :) zauważyłam ten błąd z rodzeństwem, ponieważ przeczytałam To opowiadanie w jeden dzień a nie tak jak pewnie innni na bieżąco więc mogli zapomnieć o tym malym ale też istotnym błędzie. Nwm czy byly juz takie komentarze dotyczące tego bo nie czytałam żadnego, jeśli były to przepraszam za kłopot. Tak czy inaczej to opowiadanie jest fantastyczne , oczywiscie chodzi o samą fabułę i charakterystykę bohaterów bo to jak opisujesz przemyślenia i uczucia Louisa i Harrego to po prostu jest genialne. To ff mogłoby być naprawde świetne bez żadnego przyczepienia się gdyby tylko te nieszczęsne błędy ale jak mówie, każdemu się zdarza, ten komentarz też nie ocieka przepiękną gramatyką ale piszę to po nieprzespanej nocy właśnie przez Twoje opowiadanie wiec oczy odmawiają posłuszeństwa. Mamy rok 2017 a właściwie jego końcówke i na bank tego nie przeczytasz a jesli już to mówie Ci, nie rezygnuj z pisania, jeśli nadal to robisz to jesteś mega i chętnie przeczytałabym kilka opowiadań w Twoim wykonaniu.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń