To moje PIERWSZE SKOŃCZONE FAN FICTION. I po prostu czuje się mega źle z tego powodu, ale jednocześnie szczęśliwy, że doczekaliście razem ze mną do epilogu i , że tak bardzo dopytujecie się o moje nowe opowiadanie! Postanowiłem, że nowe ff również będzie o Larrym i opublikuje je na TYM BLOOGU. Nie będę zakładać nowego bo to nie ma sensu.
Tu macie spis do wszystkich rozdziałów:
http://the-story-about-larry.blogspot.com/p/accidentally-in-love.html
I jeśli macie dodatkowe pytania to na fb bądź na asku ;)
http://ask.fm/PolskaLouisTomlinson
Miałem dwa aski ale drugiego usunąłem. Może założę nowego, kto wie? ;) ale w tym momencie nie wiec podaje starego.
+ PROSZĘ KAŻDĄ OSOBĘ O SKOMENTOWANIE TEGO ROZDZIAŁU, NAPRAWDĘ MI NA TYM ZALEŻY. Chociaż coś krótkiego ale żebym wiedział ile osób dotrwało do końca ;). Byłoby mi BARDZO miło.
No i chyba tyle. Nie powiem, że jestem zadowolony z epilogu bo nie jestem haha. Ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie co do zakończenia DOSŁOWNIE. Także wiem, że jednym się spodoba a drugim nie. I rozumiem to i szanuje.
Do zobaczenia przy następnym ff, które planuje opublikować na początku stycznia! Poinformuje was tutaj bądź na grupie (wiecie jakiej hihi).
Enjoy x
*4 miesiące później*
Wczoraj odbyło się oficjalne otwarcie galerii sztuki. Mojej galerii. Co prawda nie udałoby się to bez pomocy Stana i mojej mamy, ale i tak byłem z siebie bardzo dumny. Marzenia jednak się spełniają. Zatrudniłem w rolę mojej asystentki Clary, starą przyjaciółkę z dzieciństwa, która na marginesie była od roku szczęśliwą mężatką. Pogodziłem się z mamą, która cały czas stara się naprawić naszą relację. Chodzimy razem na zakupy lub coś zjeść. Pomału, ale staramy się aby nasza relacja wyglądała znów jak mama i syn. Mimo iż przyjąłem do wiadomości, że z Harrym to ostateczny koniec, nie stworzyłem związku ze Stanem. Po prostu nie mogłem. Za bardzo go kochałem jak… brata. No i na razie chciałem odpocząć od związków z kimkolwiek.
Właśnie znajdowałem się w mojej galerii i podziwiałem obrazy, które wisiały na ścianach. Dłonie miałem schowane w kieszeni i przechadzałem się powoli, oglądając je. Zastanawiałem się co by powiedział tata gdyby mnie teraz zobaczył. Czy byłby ze mnie dumny? Nie obchodziło mnie nigdy jego zdanie, ale w tym momencie taka myśl przyszła do mojej głowy. Myślałem też nad tym jak radzi sobie Harry. Czy jest szczęśliwy? Znalazł kogoś z kim zechce spędzić resztę życia? Pogodził się z Zaynem? Miałem nadzieje, ze na wszystkie pytania odpowiedź brzmi: tak. Mimo iż chciałem z nim być, to tak samo bardzo chciałem aby kogoś sobie znalazł. Bo zasługiwał na szczęście. Chyba jak każdy z nas. Ten list dał mi dużo do myślenia. Czytałem go jeszcze przez kilka nocy codziennie, gdy tylko poczułem tęsknotę za Harrym. I dużo myślałem nad jego słowami. Doszedłem do wniosku, że chciałby mojego szczęścia. To wszystko. Z nim czy bez niego. Po prostu miałem być szczęśliwy. I tego samego chciałem dla niego. Westchnąłem gdy poczułem drżenie na całym ciele. To zamknięty rozdział Louis. Daj spokój.
- Louis, dzisiaj przyjechał na rozmowę kwalifikacyjną pewien mężczyzna. – powiedziała Clary wchodząc do pustej Sali, nie licząc mnie. – Twierdzi, że chodziliście razem na zajęcia sztuki we Francji.
Patrzyłem bez słowa na dziewczynę z lekko rozwartymi ustami. Czy to możliwe, że dowiedział się, że otworzyłem galerię i postanowił znów się do mnie zbliżyć? Nie mogłem wprost w to uwierzyć. Po tylu miesiącach… nareszcie go zobaczę. Nareszcie znów usłyszę jego głos. Ciekawe jak zmieniło się jego życie i czy chęć pracy ze mną ma związek z tym, że… za mną tęsknił. Moje serce zaczęło bić, a dłonie się spociły. Nogi miałem dosłownie jak z waty. Momentalnie poprawiłem grzywkę, aby wyglądała idealnie. Cieszyłem się, że założyłem tego dnia garnitur, a nie jakieś stare ciuchy.
- Wpuść go. – poleciłem, na co dziewczyna kiwnęła głową i wyszła. Przymknąłem na moment oczy. – Spokojnie, Louis. – powiedziałem do siebie. – Będzie dobrze. – wziąłem głęboki oddech. Ten rozdział miał być skończony dla mnie, a ja tylko gdy pomyślę o tym, że znów go zobaczę dostaje gęsiej skórki i czuje się jak zakochana nastolatka. Jak on na mnie działa? Co on w sobie takiego ma, że… szaleje na jego punkcie nawet po tak długim czasie? Wyprostowałem dłonią wgniecenia w garniturze i jeszcze raz dotknąłem ręką włosów. Gdy drzwi się uchyliły na moment wstrzymałem oddech, oczekując tego co może nastąpić. Czyżby to dzisiaj był ten dzień w którym…
- Witaj Louis. – powiedział Liam wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Patrzyłem na niego bez słowa. Nigdy przenigdy w całym moim życiu nie czułem takiego rozczarowania i rozgoryczenia jak w tej właśnie chwili. Nasze nadzieje i pragnienia czasem zostają zastąpione przez ponurą rzeczywistość, która sprowadza nas na ziemie. Przełknąłem ślinę i starałem się uśmiechnąć, chodź w środku moje serce rozsypywało się na kawałki. Jak mogłem pomyśleć, że on tu przyjedzie? Że zacznie mnie błagać abym do niego wrócił? Że zależy mu na tyle aby zrobić wszystko co w jego mocy aby uratować to co jeszcze zostało… z nas?
- Cześć. Nie spodziewałem się ciebie tutaj. – powiedziałem podchodząc do Liama i zamykając go w uścisku.
- Zauważyłem. Wydajesz się być zaskoczony i… rozczarowany moim pojawieniem się.
- Nie. Wydaje ci się. – odparłem odsuwając się od niego. – Naprawdę jestem szczęśliwy, że będziemy razem pracować. – teraz mój uśmiech był nieco bardziej szczery, czym przekonałem Liama, że naprawdę się cieszę.
- Pracować? Nie wiesz jeszcze co potrafię. – roześmiał się.
- Wiem. Masz prawdziwy talent. Widziałem to na zajęciach. I … potrzebuje cię tutaj. Wniesiesz na pewno wiele dobrego, zresztą jak wszędzie gdzie się pojawiasz. – powiedziałem.
- Dzięki, Louis. – posłał mi wdzięczne spojrzenie. – Ale jednak lepiej bym się czuł gdybyś przejrzał chociaż moje CV.
Roześmiałem się.
- Ewentualnie mogę to dla ciebie zrobić.
Liam poklepał mnie po ramieniu.
- A jak tam ci się układa w życiu? Poznałeś kogoś?
- Niestety. – pokręciłem głową. – Teraz zamierzam skupić się na pracy. – dodałem.
- Czy mi się wydaje czy ty…
- Wydaje ci się. – przerwałem mu wiedząc co chce powiedzieć. Dopiero teraz zrozumiałem, że czekanie na niego jest beznadziejne. On nie wróci. Nigdy. – A ty? Poznałeś kogoś?
- Tak. Spotykam się z kimś, ale na razie to było kilka randek. Jeszcze nic poważnego.
- Och. – uniosłem do góry jedną brew. – A jak ma na imię ta wybranka?
- Sophia. – wypowiedział jej imię tak jakby była dla niego kimś szczególnym. I już wiedziałem, że bardzo mu się podoba i prawdopodobnie chce z nią stworzyć coś na poważnie.
- Byłem w ogóle bardzo zaskoczony, że otworzyłeś galerię ale i w duchu bardzo dumny z ciebie. Dałeś radę, Louis. Naprawdę dałeś radę. – powiedział z uznaniem.
- Tak, dałem radę. – westchnąłem rozglądając się wokół. – Dałem radę. – powtórzyłem ale już bez entuzjazmu, bo nie było obok mnie osoby z którą chciałbym dzielić to szczęście.
***
Parę dni później siedziałem z mamą w salonie w moim nowym domu do którego wprowadziłem się dwa miesiące temu i popijaliśmy herbatę, którą zaparzyła, rozmawiając o mało ważnych sprawach. Nagle spytała dosyć poważnym tonem, zmieniając zupełnie temat z naszej luźnej pogawędki na coś poważniejszego.
- Masz kogoś na oku?
Westchnąłem. Mama owszem dowiedziała się, że pociągają mnie zarówno chłopcy jak i dziewczyny i, że we Francji byłem zakochany w chłopaku. Zaakceptowała to jakoś, zapewne nie chcąc niszczyć naszej relacji zupełnie. Nie wiedziałem czy odpowiadało jej to czy miała coś przeciwko, ale starała się.
- Nie. – powiedziałem odstawiając kubek z herbatą. – Na razie żadnych związków.
- Wiem, że bardzo cię skrzywdził ten chłopak, jak mu tam było? Chyba Harry, ale… czas ruszyć na przód. Nie możesz wciąż o nim myśleć. – powiedziała. – Kochasz go nadal, prawda?
Nie musiałem odpowiadać aby znała odpowiedź. Kiwnąłem po prostu głową.
- Mamo to… było coś prawdziwego. Ja i on. On zastępował mi rodzinę w tamtym okresie. Nie potrzebowałem nikogo więcej, tylko jego do szczęścia. Ja też byłem dla niego najważniejszy, teraz to wiem, wiem że naprawdę mnie kochał. Chciałbym aby był po prostu szczęśliwy. Ale… nie wiem czy ja na razie potrafię oglądać się za innymi osobami, chodzić na randki. Po prostu… jest za wcześnie, rozumiesz?
Mama kiwnęła głową. Rozumiała.
- Wiesz… - westchnęła. – Chciałabym go kiedyś poznać. Skoro mój syn stracił pierwszy raz głowę dla chłopaka to musiał być wyjątkowy.
Roześmiałem się, a potem już bardziej entuzjastycznie odpowiedziałem:
- Tak, był.
Mama spojrzała nagle ponad moim prawym ramieniem za okno, przyglądając się czemuś w skupieniu. Zainteresowany odwróciłem się i ujrzałem naszą sąsiadkę, która wynosiła jakieś pudła z domu. Zmarszczyłem brwi.
- Pani Robinson się wyprowadza. – westchnęła mama. – Już miała zrobić to dawno ale jej siostrzeniec nie chciał się wprowadzić, a nie miała komu zostawić domu. Nie wiem dlaczego teraz zmienił zdanie. – zastanowiła się. – Chodźmy im pomóc.
Cała mama. Znała moich sąsiadów lepiej ode mnie. Nie chętnie wstałem z kanapy.
- Musimy? – jęknąłem gdy byliśmy przed drzwiami wyjściowymi. Mama odwróciła się w moją stronę trzymając dłoń na klamce.
- Jej siostrzeniec jest chyba w twoim wieku i z jej opowieści to bardzo przystojny chłopiec. – uśmiechnęła się chytrze.
- Mamo! – wywróciłem oczami. – Czy ty chcesz mnie wyswatać z siostrzeńcem pani Robinson?
- Ja? – udawała zdziwioną. – Wydaje ci się.
- Powiedz chociaż jak ma na imię?
- Henry.
Zadrżałem. Nie wiem czego się spodziewałem? Że powie Harry Styles? Prychnąłem pod nosem. Jestem pieprzonym idiotą nie mogącym pogodzić się z utratą kogoś bliskiego. Czas iść na przód Louis. Harry na pewno już pokochał kogoś innego. Nie możliwe aby przez 4 miesiące czekał na ciebie, mając złudną nadzieje, że ponownie pojawisz się w jego życiu. Z wami koniec. Dałeś mu to do zrozumienia wyjeżdżając z Francji. On cię już nie kocha ani nigdy nie będzie miał okazji znów pokochać. Ty i on to przeszłość. – powtarzałem sobie to niemal codziennie. I przez ten czas nadal nie mogłem sobie uwierzyć, chodź gdzieś w głębi ducha wiedziałem, ze to była prawda. On ruszył na przód, czas na mnie. Moje serce rozłamie się na miliony kawałeczków jeśli kiedyś przypadkiem dowiem się, że kocha innego mężczyznę i jest z nim szczęśliwy, a ja nadal na niego czekam jak idiota. Wiem, że o swojej miłości nie jest prosto zapomnieć, ale po tylu miesiącach, tygodniach i dniach, powinienem dać radę. Z zapomnieniem o Stanie przyszło mi to o wiele łatwiej. Szybko pozbyłem się nie potrzebnych uczuć do niego, przelewając je na Harry’ego, a teraz… teraz muszę zrobić to ponownie. Tak, to jest sposób. Muszę znów się w kimś zakochać. Serce mi się krajało jak pomyślałem sobie, że to musi być… ktoś inny niż Harry. Jego nie wolno mi kochać.
- Dobrze. Chodźmy. – powiedziałem pewniejszym tonem, a mama posłała mi lekki uśmiech. Czas iść do przodu. Może Henry okaże się miłym i uczciwym chłopcem z którym stworzę coś nowego? Może nawet zauroczy mnie już przy pierwszym spotkaniu i zapomnę kim jest do cholery Harry Styles? Warto mieć nadzieje. Nadzieja może być okazją do przełamania się i ruszenia naprzód.
***
- Dobry wieczór pani Robins. – powiedziała moja mama, gdyż dochodziła 19:00.
- Witam. – uśmiechnęła się przyjaźnie sąsiadka. – Mój uparty siostrzeniec w końcu postanowił się tutaj wprowadzić. – roześmiała się.
- Mój syn mieszka naprzeciwko. Może się polubią. – powiedziała moja mama do byłej już również mojej sąsiadki i odwróciła się aby puścić mi oczko, na co ja wywróciłem oczami.
- Na pewno. Henry to wspaniały chłopiec. I przede wszystkim spodobałeś mu się. – powiedziała pani Robins, na co ja omal nie zakrztusiłem się własną śliną.
- S-Słucham? – spytałem unosząc do góry brwi.
- Pokazywałam mu różne zdjęcia i na jednym byłeś ty. Zapytał się kto to, więc odpowiedziałam że Louis, mój sąsiad, który mieszka naprzeciwko. I właśnie po tym zdarzeniu, zdecydował się tu zamieszkać. – powiedziała przyjaźnie. – Część swoich rzeczy już zabrałam z domu i teraz właśnie wnosimy pudła z jego rzeczami do mieszkania.
Kiwnąłem głową.
- To ja może pomogę. – zadeklarowałem się.
- Och nie trzeba. Zostały tylko trzy pudła. Henry to zrobi, właśnie jedno zaniósł do domu.
Ja jednak słynąłem ze swojej upartości, więc stwierdziłem, że jednak to zrobię i to żaden problem. Poparła mnie również mama, więc pani Robins zapewne pomyślała, że nie ma co z nami dyskutować, więc zgodziła się. Wziąłem pudło, które wyglądało na najlżejsze i poszedłem w kierunku domu, sprzed podjazdu. Obie kobiety zostały koło dużego vana, zaciekle o czymś plotkując. Kobiety, nawet mogłyby się nie znać i nie mieć nic wspólnego ze sobą, a i tak zawsze znalazłby się temat do rozmów. – pomyślałem z rozbawieniem. Otworzyłem drzwi i znalazłem się w prawie pustym mieszkaniu. Światła były zgaszone, więc światło z zachodzącego słońca wchodziło tylko ze strony okien. Byłem tutaj może dwa razy, ale nigdy nie wchodziłem w głąb mieszkania. Sąsiadka czasem zapraszała mnie na grilla, ale to przed domem. Moja mama i ona bardzo się polubiły. Nic dziwnego, że mama stwierdziła, że jej siostrzeniec na pewno dogada się ze mną. Poszedłem w stronę salonu, w celu pozostawienia tam pudła. W domu było idealnie cicho, no może jedyną żywą duszą wydawał się być tykający zegar. W środku pomieszczenia jednak ktoś był. Wstrzymałem na moment oddech. To zapewne on. Odczuwałem lekki nie pokój. W końcu przez dłuższy czas będziemy sąsiadami, chyba, że któryś postanowi się kiedyś wyprowadzić, ale na razie na to się nie zapowiadało. Widziałem tył chłopaka w pół mroku, toteż nie mogłem jednoznacznie określić jak wyglądał. Stawiał jednak, zapewne, ciężkie pudło na podłodze.
- Może pomóc? – zapytałem drżącym głosem, a moje dłonie zaczęły się trzęść. Zawsze tak reagowałem na obcych. Czułem się jak mały zagubiony chłopiec. W tym wypadku nic się nie zmieniło, ale z czasem przekonam się do niego bądź zaakceptuje to jaki jest.
- Nie trzeba. – mruknął cicho chłopiec, prawie nie słyszalnie. Westchnąłem. Jakiś samotnik, nie lubiący kontaktu z innymi. Mam umiejętność szybkiego oceniania innych i nie mylę się zwykle. I jestem pewien, że tak jest i w tym przypadku. Przygryzłem dolną wargę, zastanawiając się co powiedzieć. Słyszałem nasze oddechy w pomieszczeniu. Boże, powietrze wręcz ociekało jakimś niebezpiecznym napięciem. Ale dlaczego? Co on w sobie miał? Nie widziałem go dokładnie, ale czułem jaki jest. Słyszałem jego oddech, bicie serca, a nawet pojedyncze ruchy, które wykonywał. Wszystko działo się tak powoli, jakby w zwolnionym tempie. Gdy dotknąłem dłonią czoła, zdałem sobie sprawę, że jestem spocony, chodź w pokoju nie było gorąco. Co się ze mną dzieje? Reagowałem tak zawsze tylko na jedną osobę…
W tym momencie chłopak odwrócił się w moją stronę. W świetle z okna mogłem zobaczyć jego twarz. Omal nie upuściłem pudła, które trzymałem. Mój oddech niebezpiecznie przyśpieszył i zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie mogłem wprost w to uwierzyć. Patrzyłem w jego duże, smutne oczy, przepełnione poczuciem winy i nie umiałem wykrztusić z siebie żadnego sensownego słowa. Wszystko wydawało mi się bezużyteczne. Schyliłem się aby postawić pudło na podłodze, gdyż zaczęło mi lekko ciążyć i wróciłem do poprzedniej czynności, czyli stania naprzeciwko niego i patrzenia się wprost w jego oczy. Przełknąłem głośno ślinę, a w moim żołądku poczułem niebezpieczne mrowienie. Mój oddech stawał się z sekundy na sekundę coraz szybszy. Czułem, że długo tego nie wytrzymam i po prostu zemdleje, a kiedy się obudzę okaże się, że to sen i będę płakać jak małe dziecko, sam nie wiedząc dlaczego, czy ze smutku czy ze szczęścia.
Chłopiec w końcu się ruszył i zbliżył do mnie pewnym krokiem, zbliżając swoje usta do moich z zamiarem pocałowania mnie, ale ja odskoczyłem gwałtownie do tyłu. Nie mogłem na to pozwolić, nawet jeżeli nie wiem jak bardzo bym tego pragnął.
- Nie skrzywdzę cię już nigdy. Nie bój się. – powiedział spokojnie i powoli swoim zachrypniętym niskim głosem.
- W-wiem. – wydukałem cicho biorąc drżący oddech. Przede mną znajdował się pieprzony Harry. – Ty… ty jesteś Henry, tak? – domyśliłem się w tej chwili.
- Tak. – potwierdził. – Nigdy nie lubiłem swojego prawdziwego imienia więc we Francji wszystkim mówiłem, że jestem Harry. Tylko moja ciocia zna prawdę. Ale… proszę abyś zwracał się do mnie starym imieniem. – powiedział łagodnie, a pojedynczy kosmyk wpadł mu do oka. Miałem ochotę go odgarnąć, ale się powstrzymałem. Teraz zaczynałem rozumieć.
Nie chciał tego domu, nie chciał mieszkać w Londynie. Chciał zacząć nowe życie we Francji, tak jak ja. Ale postanowił wrócić i zamieszkać naprzeciwko mnie gdy ciotka pokazała mu moje zdjęcie. Chciał być blisko mnie. To był jego plan. Wiedział, że tutaj zamieszka pewnie od miesiąca lub dwóch, podczas gdy ja przez te pieprzone dni myślałem, że już nigdy go nie zobaczę. Że tamto pożegnanie gdy krzyczałem w łzach jak bardzo go nienawidzę było naszym ostatnim pożegnaniem i nie będziemy mieć szansy tego naprawić. Poczułem w tym momencie ogarniającą mnie złość. Tak jakby to on był temu wszystkiemu winien, tak jakby to on kazał mi wyjechać z Francji. Bo cały czas myślał jak znów się do mnie zbliżyć i nie dał w tym czasie żadnego znaku życia. Był przez ten cały czas spokojny, bo wiedział, że zobaczymy się nie długo znowu, a ja tonąłem we łzach, myślałem nad nowym życiem…
Boże, myślałem, że ma we Francji nowego faceta i przechodziły mi myśli przez głowę, że jest nim James, a on nie brał nawet tego pod uwagę. Liczyłem się tylko ja. Zrobiłby wszystko aby znów zobaczyć moją twarz, nawet jeśli mielibyśmy do siebie już nigdy nie wrócić. I wtedy zrozumiałem. Ale moje serce rozrywało się na miliony kawałków gdy myślałem o każdej przepłakanej nocy przez niego. O każdym staraniu się wrócenia do normalności, ponownego chodzenia na randki, cieszenia się z życia czy nawet spotkania z przyjaciółmi. Jego osoba zabrała mi tyle miesięcy.
Nagle popchnąłem go gwałtownie na ścianę, tak że prawie zawył z bólu. Czułem narastającą w sobie złość. Zacisnąłem mocno szczękę, aż poczułem ból. Mój oddech był nierównomierny, szybki i drżałem na całym ciele z wściekłości. Obie dłonie położyłem po obu stronach głowy Harry’ego i po prostu patrzyłem na przerażenie w jego oczach. Jeszcze nigdy nie widział mnie takiego. A mnie podobało się to. Teraz to on był małym, bezbronnym chłopcem. Miałem nad nim przewagę. Mogłem teraz go uderzyć i powiedzieć aby się pieprzył po czym wyjść. To byłaby idealna zemsta. Zraniłbym go bardzo mocno – tego jestem pewien. Przez chwilę nawet chciałem go uderzyć, gdyż nawet jedną dłoń zacisnąłem w pięść, a moje policzki stały się czerwone, zawsze takie są, gdy jestem wściekły. Pot spływał praktycznie po moim czole i ledwo stałem na nogach. Miałem taką cholerną ochotę się na kimś lub na czymś wyżyć. Uderzyłem więc z całej siły ścianę dłonią i zasyczałem głośno z bólu. Moja dłoń stała się obolała i lekko sina. Zrobiłem to więc ponownie i poczułem jeszcze większy ból, jakby ktoś postawił na mojej ręce coś ciężkiego i metalowego w dodatku. Harry cały czas znajdował się pomiędzy moimi dłońmi, którymi opierałem ścianę i patrzył na mnie z rozżaleniem i czułością jednocześnie. Nie zważałem na to jednak. Kopnąłem stopą ścianę, zdając sobie sprawę, ze to nie był dobry pomysł. Miałem jednak chęć rozwalić coś. Moje ciało przepełniało tylko jedno uczucie: wściekłość. Jednak moje oczy zaczęły piec. Wiedziałem co to oznacza. Po chwili poczułem jak się szklą i po sekundzie wypływa z oka pojedyncza łza. Złość przepełniona ze smutkiem. To wszystko co czułem przez te kilka miesięcy. Tylko złość i smutek. Nawet nie żal czy tęsknotę. Teraz to wiedziałem. Przygryzłem mocno wargę, chcąc aby kolejna łza nie popłynęła. Nie chciałem pokazać słabości. Tak dobrze mi cholera szło. Bał się mnie. Czuł to cholerne przerażenie, a teraz? Te wszystkie uczucia na pewno przepadły. Bo słaby Louis wrócił.
- Nienawidzę cię. – syknąłem aż trzęsąc się ze złości. – Nienawidzę cię! – krzyknąłem i dałem mu siarczysty policzek w twarz. Chłopak wykrzywił głowę w prawo, a jego policzek zrobił się czerwony. Nie wyglądał jednak jakby miał mi to za złe. Nadal w jego spojrzeniu utkwione było poczucie winy do siebie. – Zrujnowałeś mi 4 miesiące życia! – krzyczałem nadal. – Pieprz się, wiesz? Wracaj do swojego idealnego życia we Francji, wracaj do pieprzenia swojego idealnego Jamesa, ale nigdy więcej nie próbuj wkraść się w moje życie. Bo ono jest moje! – uderzyłem otwartą dłonią w ścianę, ale już nie tak mocno. – Nie tęskniłem za tobą. Każdego dnia cieszyłem się, że nie ma cię w moim życiu, każdego dnia dziękowałem bogu, że wyjechałem z tej pieprzonej Francji, aby nie móc cię więcej oglądać. Nie próbuj mi tego zabrać, kolejny raz po jawiąc się w nim. Mam własny dom, własną galerię i własną rodzinę. A ty do tej rodziny już nie należysz. A należałeś. Byłeś wszystkim tym co miałem i spieprzyłeś to. Boże jesteś takim cholernym dupkiem. Nienawidzę cię z całego serca! – krzyczałem tupiąc przy tym nogą jak małe dziecko.
Ujrzałem w oczach Harry’ego łzy. Jego oczy stały się czerwone.
- Louis, ja… nie chciałem mieć z tobą nic wspólnego po tym jak cię skrzywdziłem. W dniu twojego wyjazdu jechałem na lotnisko, ale gdy dojechałem zdałem sobie sprawę, że kiedy kogoś kochasz daj mu samemu decydować. A jeśli twoją decyzją było odejście to… zrozumiałem to. Potem zacząłem pić. Dużo pić. Moje życie to było spanie, jedzenie, picie i znowu spanie. A potem… potem zmarła ważna dla mnie osoba i… zrozumiałem, że gdybyś to był ty to umarłbym.
- Przestań. – mruknąłem.
- Naprawdę Louis. Co nie wierzysz mi?! – krzyknął desperackim tonem. – Zabiłbym się. I ty dobrze o tym wiesz. Bo zrobiłbyś dokładnie to samo gdyby mnie się coś stało!
- Zamknij się! – krzyknąłem.
- Prawda aż tak boli idealnego Louisa Tomlinsona z idealnym życiem?! – Harry również krzyczał, oboje po prostu wrzeszczeliśmy na siebie. – Uważasz, że się zmieniłeś? Gówno prawda, skoro nie umiesz nawet przed sobą przyznać, że nadal mnie kochasz! Dlatego jesteś taki wściekły, że znów mnie widzisz! Nadal mnie kochasz i ja też cię nadal kocham i dobrze o tym wiesz ty pieprzony tchórzu… - powiedział dotykając palcem mojej klatki piersiowej, głos mu się załamał. Nie mógł dalej mówić przez łzy.
Staliśmy w ciszy, przy ścianie, w tej samej pozycji co na początku. Słyszałem tylko nasze szybkie oddechy. W pewnym momencie Harry po prostu przyciągnął mnie do siebie bliżej za materiał koszulki, wpijając się gwałtownie w moje usta i językiem rozwarł moje wargi, udostępniając sobie tam drogę. Całowaliśmy się z namiętnością i tęsknotą, którą każdy z nas ukrywał przez te kilka miesięcy. Byliśmy tacy spragnieni swojej bliskości. Nasze języki wprost toczyły bitwę o dominacje. Moje dłonie zsunęły się na jego ramiona. Przycisnąłem swoje krocze do jego, na co Harry jęknął głośno w moje usta. Zacisnął swoje palce na moim tyłku, a ja nie mogłem powstrzymać uporczywego podniecenia w dolnej partii ciała. Gdy przestałem go całować, wydal z siebie jęk rozczarowania, ale zaraz potem przeniosłem swoje usta na jego szyje, składając mokre pocałunki, a potem zasysając skórę na jego obojczyku i językiem jeżdżąc po jego skórze. Harry jęczał ledwo stojąc na nogach.
- Więc byłeś szczęśliwszy beze mnie? – wydyszał Styles zaciskając dłoń na moim kroczu. Oderwałem usta od jego obojczyka, wydając z siebie głośny jęk rozkoszy. – Byłeś? – powtórzył mocniej zaciskając dłoń.
- A ty? Byłeś? – powiedziałem z głośnym westchnięciem.
- Znasz odpowiedź. – odparł nie zabierając dłoni z mojego przyrodzenia. Trąciłem swoim nosem jego i wyszeptałem wprost do jego ucha.
- Ty też. – powiedziałem i przygryzłem płatek jego ucha, czym odpowiedział mi zduszonym jękiem. Potem zabrałem jego dłoń z mojego krocza i odsunąłem się od niego. – Pomóc ci z resztą pudeł? – zmieniłem gwałtownie temat.
- Co? – dopiero teraz jakby otrząsnął się z transu.
- Pytałem czy pomóc ci z resztą pudeł. – powtórzyłem. Harry wzruszył ramionami.
- Jak wolisz. Tylko wiesz… nie będę mieszkać sam.
Na moment zamarłem.
- Och. A więc… pojawił się jakiś mężczyzna w twoim życiu?
- Mężczyzna w moim życiu pojawił się dawno temu na zajęciach z rysunku. I od tamtego momentu nie miałem innego faceta. – odpowiedział. Oblizałem dolną wargę.
- I co z tym mężczyzną z rysunków? – uniosłem do góry jedną brew, zakładając ręce na klatkę piersiową. Harry zmierzył mnie wzrokiem.
- Nadal jest cholernie seksowny i pociągający.
- A więc może powinieneś zaprosić go do siebie od czasu do czasu. – powiedziałem lekko dysząc, gdyż nadal nie mogłem otrząsnąć się po naszym gwałtownym pocałunku. – Może nawet byłby chętny zwiedzić twoją sypialnie albo wypróbować nowe łóżko.
Harry przygryzł dolną wargę.
- Może powinienem go zaprosić. Wiesz, masz rację, wypróbowanie nowego łóżka byłoby przydatne. Ale nie wiem czy by się zgodził.
- Zapytaj. – wzruszyłem bezproblemowo ramionami. – Może ten mężczyzna czekał na to od prawie pół roku?
- Och, no więc, zapytałbym ale ten mężczyzna musiałby się rozebrać do naga, a wiem, że ma z tym problem i nie chciałbym go do niczego zmuszać. Ale w mojej sypialni chodzi się tylko nago.
- A wiec uwierz mi, że ten mężczyzna nie ma z tym już problemu i chętnie znów zobaczyłby cię nago. – powiedziałem teraz ja mierząc go wzrokiem.
- Zgoda. – wzruszył ramionami. – Ale ten mężczyzna musi również wiedzieć, że jeżeli zdecyduje się na to wszystko to deklaruje również spanie w moim łóżku, tylko ze mną do końca życia. Chyba, że ten mężczyzna nie jest na to gotowy. – w jego oczach znów zaszkliły się łzy. – Bo ja jestem. I bardzo bym tego chciał.
- Wiesz, ten mężczyzna czuje się zraniony, ale wiem też, że nie spał z nikim innym od czasu gdy cię poznał, bo może nie chciał spać z kimś innym poza tobą.
- Więc… - zaczął Harry drżącym głosem. – Mężczyzno od rysunków, zgadzasz się na zwiedzenie mojej sypialni?
Roześmiałem się, co sprawiło, że Harry otworzył szeroko oczy lekko przerażony. Bał się, że się nie zgodzę. Otworzyłem usta aby coś powiedzieć, ale w tym momencie drzwi się otworzyły i usłyszeliśmy chichoty mojej mamy i pani Robins. Harry po prostu patrzył prosto w moje oczy z dziwną czułością. Gdy dwie kobiety weszły do pomieszczenia, mama powiedziała:
- Tutaj jesteście! Przepraszam, że się tak zagadałyśmy. Mam nadzieje, że nie nudziliście się i mieliście miłą pogawędkę?
- Tak. – odpowiedział Harry patrząc cały czas na mnie. – Nawet bardzo miłą.
Moja mama wyglądała na uradowaną. Nagle do salonu wbiegł mały czarny piesek. Hej, czy ja go skądś nie znam?
- A oto mój współlokator. – powiedział Harry, a ja miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Byłem zazdrosny o … psa?
- Urocze stworzenie. – zaświergotała moja mama. – Jak się wabi?
- Willi. – odparł Harry.
- Zabawne. To skrót od drugiego imienia Louisa. – powiedziała rodzicielka patrząc to na mnie to na niego. Harry odchrząknął lekko zawstydzony. Znałem już odpowiedź na zadane przez niego pytanie. – Muszę niestety już iść, mam kilka spraw do załatwienia. – dodała ze smutkiem.
- Tak, ja też już pójdę. – odparłem. Harry wyglądał na rozczarowanego. Pani Robins z Harrym odprowadzili nas do drzwi, a gdy moja mama je otworzyła, ja odwróciłem się jeszcze i patrząc na Harry’ego powiedziałem: - Jeśli chodzi o mężczyznę od rysunków to kazał ci przekazać, że przyjdzie w nocy i zgadza się na wszystkie twoje warunki.
Harry starał się ukryć uśmiech na jego twarzy.
- Jaki mężczyzna od rysunków? – zainteresowała się pani Robins.
- Długo by opowiadać. Ale to wspaniały mężczyzna i mam nadzieje, że kiedyś go wam przedstawię jako kogoś bardzo ważnego dla mnie. – odparł Harry i to była obietnica. Obietnica, że kiedyś uda im się naprawić to co zburzyli.